Niektóre sztuki teatralne, zwłaszcza ze Złotej Setki najlepszych i najważniejszych spektakli zrealizowanych przez wybitnych reżyserów z niezapomnianymi kreacjami aktorskimi prezentowane w Teatrze Telewizji – na długo zapadają w pamięci, np. “Dziady” Swinarskiego, “Noc listopadowa” Wajdy, “Trzy siostry” Bardiniego”(debiut Joanny Szczepkowskiej), “Do piachu” Kutza, “Niech sczezną artyści” Kantora, “Mieszczanin szlachcicem” z Kobielą, “Pigmalion” Wojtyszki z Edytą Jungowską.
Jeśli sięgniemy pamięcią do “Ożenku” Gogola w reżyserii Ewy Bonackiej z Anną Seniuk, Ireną Kwiatkowską, Janem Kociniakiem, Wiesławem Michnikowskim, Kazimierzem Brusikiewiczem, Wojciechem Pokorą, Czesławem Wołłejko, czy do “Igraszek z diabłem” Jana Drdy, też z tuzami polskiej sceny: Marianem Kociniakiem, Jerzym Kamasem, Janem Kociniakiem, Wojciechem Pokorą, Magdaleną Zawadzką, Krzysztofem Kowalewskim, Januszem Gajosem, Barbarą Wrzesińską, Markiem Kondratem, Zdzisławem Wardejnem, Janem Prochyrą, Januszem Rewińskim – to niezmiennie podziwiamy mistrzostwo reżyserów i aktorów.
Nawiasem, nowa wersja „Igraszek z diabłem” wyreżyserowana w 2019 roku przez Artura Więcka „Barona”, w obsadzie m.in. Jerzy Trela, Michał Majnicz, Dariusz Gnatowski, Anna Dymna, Maciej Musiał – była dla mnie rozczarowaniem, ale to moja subiektywna ocena.
No i takie wspomnienie, gdy drugiego dnia po spektaklu “Boska” w reżyserii Andrzeja Domalika z Krystyną Jandą w roli “najgorszej śpiewaczki świata”, w obsadzie m.in. Krystyna Tkacz, Maciej Stuhr, Wiktor Zborowski – chcąc nie chcąc wysłuchałam w autobusie recenzji i zastanawiania się dlaczego taki tytuł.
Prawdziwi melomani nie mieliby wątpliwości, przecież każda wielka artystka operowa jest boska boskością swojej sztuki, jest divina czyli boska, jak Maria Callas. No, ale nie wszyscy chodzą do filharmonii.
– Janda za mało fałszowała, mogła się bardziej wysilić – powiedziała jedna pani do drugiej pani.
– Pewnie że mogła, ale i tak była śmieszna – dodała ta druga.
Ciekawe, co powiedziałyby panie, gdyby posłuchały oryginału, może nabrałyby większego podziwu dla odwagi i bezkrytycyzmu madame Jenkins.
W roku 2016 film „Boska Florence” z rewelacyjną, jak zawsze Meryl Streepe, wyreżyserował Stephen Frears ukazując obraz bogatej w pieniądze, ale biednej z braku talentu kobiety, która koniecznie chciała być artystką. Intencje miała szlachetne, kochała operę.
“Jak człowiek wierzy w siebie,
to cała reszta to betka,
nie ma takiej rury na świecie,
której nie można odetkać”.
Nie wiem czy Jonasz Kofta gloryfikuje w tej piosence madame Jenkins, faktem jest, że wystąpiła ona w Carnegie Hall. Kto by pomyślał?!
Jak widać, można przejść do historii i w taki sposób, czego dowodem jest także Michael Thomas Edwards, znany jako Eddie „Orzeł”, brytyjski skoczek narciarski słynący z zajmowania ostatnich miejsc, który tak kochał sport, iż na zawody jeździł na własny koszt zarabiając uprzednio tynkowaniem, odśnieżaniem oraz sprzątaniem.
Ludmiła Janusewicz