Trudno jest niektórym młodym ludziom wytłumaczyć, że poezja i proza dawna, to zapis pamięci nie tylko zdarzeń, ale przede wszystkim mentalności ówczesnych ludzi. Tego jak rozumieli świat, jak reagowali na tragiczne zdarzenia, w jaki sposób reprezentowali swoje wartości i jak kamuflowali strach. W jaki sposób się cieszyli i świętowali a co ich doprowadzało do irytacji czy wściekłości.
Sama nie mam wrażliwości poetów, a ciągle ich bronię i nie podzielam poglądu Platona, że poetów należy wyrzucić z państwa. „Poetów należy zdaniem Platona usunąć z idealnego Państwa, gdyż są w nim nie tylko zbędni, ale też stanowią swoiste zagrożenie dla jego ładu.” [Michał Sowiński]
Cóż, czy poezja/literatura historyczna coś wnosi w nasze życie poza archaizmami? Według mnie wnosi sporo. Jednak zadałam pytanie na ten temat kilku poetom, znajomym i tylko trzy osoby mi odpowiedziały.
Czyli kto ma walczyć o poetów, prozaik?
Ten „troglodyta” bez wrażliwości? Okazuje się, że jemu zależy, a reszcie społeczności oświeconej nie.
Czy naprawdę już nic innego nie potrafimy poza skrobaniem własnego garnka? Wygląda na to, że tak jest. Już nic innego.
Krzyczymy, że literatura, że poezja i co? Kiedy pytam, to większość ma w nosie. Dlaczego ma w nosie?
Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć.
Ten tekst powstał w kontrze do rozmowy z moim synem, nastolatkiem, który uważa poezję za coś niepotrzebnego. Zapytałam kilku znajomych poetów, co o tym myśli. Zapytałam ich czy poezja historyczna, dawna ma jeszcze nam coś do powiedzenia. Zareagowało czterech, a dwóch za chwilę zacytuję.
Co mnie zabolało, że większość ma w nosie nie tylko pytanie, ale to wszystko, co za tym pytaniem idzie. Są literatami, to literatom najbardziej powinno zależeć na promowaniu literatury, na jej czytaniu, na dyskutowaniu na jej temat. Tymczasem – może zapytałam nieodpowiednie osoby – może nieodpowiednie, ale też znalazły się perełki.
Zacznijmy od początku.
Jako prozaik nie mam wrażliwości poety, ale potrafię się poezją zachwycić. Nie każdą, ale jestem czuła na piękno zbudowane ze słów. Zabrzmiało jak definicja PRL-u.
„Przez całe życie czytałem i studiowałem książki, pisałem (choć może zaledwie próbowałem swoich sił w pisarstwie?) oraz czerpałem przyjemność z lektury – i właśnie ową przyjemność uważam za najważniejszą.” Pisał Borges w Rzemiosło poezji.
Czyli pasja, przyjemność, którą nam coś daje, tak jak w pierwszych słowach powieści Italo Calvino Jeśli zimową porą podróżny, która jednemu z recenzentów i słusznie skojarzyła się z człowiekiem przed telewizorem przerzucającym kanały na pilocie. To są takie porwane opowieści. Bez wstępów i zakończeń. Jak niedosłyszane słowa.
Czytanie jest wspaniałe, ale do czytania – według mnie – nikogo nie można zmusić. To tak jak do jedzenia lodów czy cukierków. Są tacy ludzie, którzy nie lubią cukru i żadną siłą ich nie zmusisz do zjedzenia ciastka.
Czy poezja jest ważna i co wnosi do naszego współczesnego życia poezja historyczna? Mam tutaj na myśli, ale nie lubię tego słowa, dlatego go nie użyję. Poezja dawna przez tak wielu lekceważona i wyśmiewana. Bronię tej dawnej poezji, bo jako pisarz wielokrotnie czerpałam informacje o dawnej mentalności z wierszy właśnie. Dla mnie ona jest źródłem informacji jak listy. Czym jest jeszcze poza tym, że ważna?
Platon chciał poetów wyrzucić z idealnego państwa, ale równocześnie tęsknił za otrutym Sokratesem, jak pisze Borges. Po śmierci Sokratesa wielokrotnie zapytywał sam siebie co na daną wątpliwość powiedziałby Sokrates. Potrzebny był mu – w czym nie ma nic dziwnego – rozmówca na podobnym poziomie inteligencji do niego.
Od kiedy mam dzieci próbuję je zrozumieć, ale równocześnie próbuję je przekonać do pewnych wartości. Różnie to wychodzi. Jeśli chodzi o poezję, to ona niestety u mojej młodzieży poległa. Uważają, że jest nieistotna i dlatego warto by się zastanowić nad tym, dlaczego młodzież tak uważa?
Nie, nie winiłabym za to nauczyciela, zastanowiłabym się prędzej nad tym, o co pytałam wyżej. Dlaczego?
Bo zmiany w naszym życiu sprawiają zmiany we wszystkim a nigdy ludzie nie czytali na potęgę. Zatem to nie zmiany są złe, ale na pewno jest jakieś zło. Według mnie zła nie ma (to znaczy, jest ale nie taki do obarczania złem). Jest głównie niezrozumienie tematu.
„Wszystko zależy od potrzeb czy preferencji czytelnika. Każdy z nas jest inny, podobnie jest z poetami – mają swoje indywidualne style, bliską im tematykę, wrażliwość, dlatego jedni odnajdą się w poezji Rumiego czy Kochanowskiego, inni Świetlickiego czy Jorie Graham. Patrząc na ten aspekt z szerszej perspektywy, wszystko jest potrzebne. Poezja dawna mówi o tym, jak wygłądał ówczesny świat, jakie wartości przyświecały tamtym ludziom i choćby z tego powodu stanowi istotny element edukacyjny czy poznawczy. Jednak dla mnie osobiście ważniejsza staje się kwestia samego sięgania po poezję (oczywiście dobrą poezję!). Jeśli młodzi ludzie czytają ją, jednocześnie rozwijają empatię, wyobraźnię i umiejętność nieszablonowego myślenia, co w erze obrazkowej wydaje się to szczególnie cenne.” Mówi Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska.
To śmiesznie zabrzmi, że prozaik pisze o tym czym jest dla niego poezja, ale prozaik również jest czytelnikiem.
Czym dla mnie jest poezja?
Zachwytem.
Pisałam o tym wiele razy.
Za każdym razem się zachwycam choć nie nad każdym wierszem.
„Nie wiem, czy poezja ma historyczne znaczenie (cokolwiek by to miało znaczyć). Oczywiście, można byłoby wskazywać przypadki, w których teksty poetyckie wpływały na bieg wydarzeń (powiedzieć, że Mickiewicz przyłożył rękę do konstruowania zapalnika, który doprowadził do wybuchu powstania listopadowego, to nic nie powiedzieć). Ale to jest bardziej zadanie dla historyka literatury. Ja jestem tłumaczem ukraińskiej poezji i mam inną perspektywę, z której bardziej widać, jakie może mieć znaczenie poezja dla ludzi w czasie wojny. Już w 2014, kiedy ta wojna tak naprawdę się zaczęła, autorzy, których tłumaczę, opowiadali o trasie po terenach odbitych rosjanom na wschodzie, w któej brali udział ukraińścy poeci i prozaicy. Ludzie którzy właśnie przeżyli przejście frontu przez ich miejscowości i rosyjską okupację przychodzili na spotkania tłumnie. Lubow Jakymczuk, poetka z Donbasu uważała wtedy, że literatura zastępowała ukraińskiemu społczeńśtwu psychologię, pozwalała na znalezienie słów, żeby opisać to, co się przeżyło. Podobnie było już po pełnoskalowej inwazji rosji. Wiersze były pierwszymi tekstami, które reagowały na tę sytuację. Powstawały wiersze wrzucane przez autorki i autorów w social media, tak trafiały do tłumaczy i szły dalej w świat, pomagając opowiedzieć o tym, co dzieje się w Ukrainie. Mieliśmy dobry dostęp do informacji z Ukrainy, ale wiersz działa na innym polu. Pozwala opowiedzieć o ludzkim doświadczeniu, o strachu, o gniewie, rozpaczy, miłości i umożliwia czytelnikowi odczucie tych emocji, spojrzenie na świat z cudzej perspektywy. Buduje, mówiąc górnolotnie, wspólnotę, a tylko jako wspólnoty możemy stawiać czoła światu.” Pisze Janusz Radwański.
Czy poezja ta dawna ma historyczne znaczenie?
Dla mnie ma. Dla wielu jest przeżytkiem i problemem. Pisząc ten tekst zastanawiałam się w jaki sposób pytać ludzi i jak o tym mówić.
Poezja to przeżytek, a jeśli nie to temat wstydliwy.
Czasem tak się wydaje.
W związku z tym, że niewielu poetów chciało ze mną rozmawiać, to ja się wypowiem czym dla mnie jest poezja. Tak jak wcześniej wspomniałam, ona jest dla mnie zachwytem, a zachwyt jest dla każdego człowieka, którego dotknie tak wielką radością, że nie sposób go ubrać w słowa, bo przecież już ktoś te słowa sformułował.
Czym jest poezja?
Światem.
Tylko innym i nie zawsze lepszym.
Czytałam wiersze bez pomocy czyli? „Na głupiego”. Lubiłam, choć , przez chwilę mi się wydawało, że może powinnam je pisać, ale nie. Nie mam tej wrażliwości, co prawdziwi poeci. „W ogóle czytanie poezji to jest jedna z najważniejszych jeśli nie najważniejsza doświadczenie formacyjne w moim życiu” , zaznacza Radwański.
I nad tym warto się zastanowić.
Warto tez pomyśleć o tym, że świat ten realny, z którego większość z nas wyrastała, ludzi współcześnie zagniewanych i butnych, był kiedyś brudny, a dzieciaki w poplamionych, obtarganych fartuszkach i chodzące na boso. Tak kiedyś było. Czy poezja miała na to wpływ?
Nie, poezja ludziom w życiu pomagała. Zawsze. A nas po latach uczy tamtego czasu.
Są osoby, które zarzucają poezji nadużywanie emocji, ciekawe, że nie denerwują się reklamami. Czy poezja manipuluje? Nie wiem, ale na pewno umie. Z zarzutów, to iż używa języka nieprecyzyjnego.
Jednak najlepszy to wymysł mojego syna. „Poezja to jest rozmowa z kobietą. Strasznie kręta droga. Do punktu B można dotrzeć przypadkiem. Informacja nie jest użyteczna ani ciekawa.”
Przeczytałem bardzo uważnie Pani tekst, felieton: „Czy warto walczyć o poezję” i na wstępie odpowiem na owo pytanie, że o poezję walczyć nie trzeba gdyż obroni się sama zwłaszcza w naszym kraju gdzie więcej osób poezję pisze niż ją czyta. Jest sarkazm tego stwierdzenia, ale jest też pewna prawda – skoro sama zestawia Pani Kochanowskiego ze Świetlickim (i bardzo dobrze!) – wyrastania poezji jako takiej ponad partykularne nasze lubienia bądź nie, poza czyjeś grymasy, poza ocenianie a ja czytam a ja nie. Nie czytasz toś matoł i basta. Twój wybór. I przejdę do meritum. Odczytuję w Pani tekście, a w zasadzie w jego konstrukcji, genezie i założeniach pewien błąd (dla mnie) logiczny w tezie, że: (cytuję) – „Czytanie jest wspaniałe, ale do czytania – według mnie – nikogo nie można zmusić.”
Otóż niby pozornie i generalnie to oczywiste, ale (diabeł tkwi w szczegółach) zmusić nie można, ale skoro wszyscy dziś muszą mieć maturę, ba, nawet studia (owe licencjaty pożal się Boże) wyższe to system edukacji (oraz nauczyciele w praktyce) powinien postawić sprawę na ostrzu noża – chcesz maturę to MUSISZ przeczytać to, to i tamto. Musisz i kropka. Nie – pała, dwója, niedostateczny, matury nie będzie.
Owo „zmuszenie” biednych dziatek do lektury zapewne zaowocuje w kilku procentach po lekturze żmudnej, trudnej i uciążliwej i przerażającej, że kilku „zmuszonych czytelników” wciągnie się w opowiadaną historię i „złapie bakcyla” czytania – przecież tak zaczyna się mechanizm lubienia czytania. Trzeba sięgnąć po trudną lekturę, przemęczyć się trochę, przemóc, aby wejść na wyższy poziom doznań i radości z czytania. Nie da się nauczyć pływać nie mocząc się. Do tego trzeba wskoczyć do wody. Czasem trzeba (zwłaszcza młodych) kogoś do „niej” wrzucić, oczywiście pod kontrolą. Mam nadzieję, że zostanę zrozumiany.
„Są tacy ludzie, którzy nie lubią cukru i żadną siłą ich nie zmusisz do zjedzenia ciastka.” – Nie cierpię ciastek, ale jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację: jestem u brytyjskiej Królowej na podwieczorku, do herbaty wnoszą dla powiedzmy kilku osób ciastko, wszyscy kosztują. Nie mam wyboru, zmuszam się i jem. Bo tak wypada. Bo tego wymaga kultura, savoir-vivre, maniery, etykieta i racja stanu. Wiedział to nawet Wałęsa, a dziś…? Jak słyszę te żałosne jęki, że temu czy tamtemu „nie chce się, bo to nudne”… ale maturę oczywiście chce, licencjat pewnie też, bo pracy nie będzie i kasy nie będzie…
Sami sobie tniemy gałąź, na której siedzimy, głaszcząc tych kretynów po główkach… (proszę o wybaczenie co wrażliwszych czytelników)
Nie walczmy zatem o poezję, ale o zdrowy rozsądek i mądre dziatek wychowanie, nie błogości i samowoli, ale w obowiązkach i dyscyplinie, metodą czyn – konsekwencja, do tego nieuchronna. To nie przemoc. To … racja stanu.
Poezja jest silniejsza niż się zazwyczaj uważa. Staramy się ją usystematyzować w kategoriach krytyki literackiej, tym czasem ona jest historycznie instynktowna, to literatura jest wtórna w stosunku do poezji, poezja jest pierwotna i instynktowna