Agnieszka Czachor – Przerażenie człowiekiem

0
103

Niektórzy twierdzą, że konserwatyści czy prawicowcy lubią przywoływać cytaty a nawet całe książki Orwella nie zdając sobie sprawy z tego, że był socjalistą. Według mnie, doskonale sobie z tego zdają sprawę, ale to, co napisał w swoich tekstach każdemu powinno dać do myślenia bez względu na poglądy polityczne.

„W czasach powszechnego fałszu mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym”, pisał.

Mamy „wolność słowa”, „wolność przekonań” i pławimy się w „tolerancji”. Piękne słowa, wzniosłe i jakże rozpalające wyobraźnię. Tyle tylko, że bywają rozumiane na opak czyli nie każdy z nas rozumie faktyczny ich przekaz.

George Orwell w wywiadzie dla BBC, którego udzielił na łożu śmierci, twierdził, że Rok 1984 to parodia świata, ale jednocześnie podkreślił, że coś podobnego może się wydarzyć. „W naszym świecie nie będzie żadnych emocji oprócz strachu, gniewu, triumfu i samoupokarzania”, mówił. Co ciekawe w podobny sposób relacjonował swoją rzeczywistość, czyli świat pochodzący nie z wyobraźni, a faktycznie trwający w tamtym momencie, relacjonował Sołżenicyn. Twierdził, że hipokryzja i kłamstwo stały się sposobem na życie. Społeczeństwo utraciło logikę. Ludzie nie wiedzieli co było czym.  Tym bardziej, że fałszowanie historii sprawiło, że nie znali prawdziwej przeszłości własnego narodu. Wmawiano ludziom, że zniewolenie jest wyzwoleniem. I wielu dla świętego spokoju zaczęło według tej dewizy żyć.

W Nowym wspaniałym świecie, Aldous Huxley opisał świat, na pierwszy rzut oka, irracjonalny, jednak równocześnie przerażający. Ten opis jest przestrogą, którą zdaje się, współczesny człowiek ma w nosie. W tamtej fantastycznej rzeczywistości, jak na tamte czasy (30 lata) uczucie euforii dawało ludziom zażywanie leku, który pomagał w zastanej rzeczywistości nie myśleć. Pozwalał niejako z niej się wyzwolić. Aby wzmocnić efekt narkotyku, państwo promowało rozwiązłość seksualną. Pochwalało trwanie w wiecznej rozrywce, chwaliło za używanie wszelakich narkotyków i nadużywanie alkoholu. Ludzie byli zainteresowani tylko rozrywką, zaś nadużywanie substancji odurzających sprawiło, że byli zdekoncentrowani i nie patrzyli władzy na ręce. Nie zauważyli, kiedy znaleźli się w bezbolesnym obozie koncentracyjnym i to niejako na własne życzenie, z uśmiechem na twarzach.

Do głosu wspomnianych twórców światów dystopijnych dołącza Julio Cortázar ze swoimi złotymi rybkami. W Maleńkim raju opisał sytuację pewnej społeczności, która była bardzo szczęśliwa. Szczęśliwa, bo dyktator postanowił, że każdemu, kto skończył osiemnaście lat zostaną wszczepione do krwiobiegu złote rybki. Na ludzi wizja bycia wyjątkowym tak bardzo działała, że każdy osiemnastolatek nie posiadał się z radości, kiedy te ryby w końcu mu wszczepiano. Potem starał się je czuć w sobie, to kiedy łaskotały jego aorty i żyły, to kiedy się rozmnażały. Wyobrażał sobie jak pięknie połyskują w strugach ciemno czerwonej krwi.

Lukrowana wizja psuła się nieco, kiedy rybka zdychała, a jej martwe ciało przytykało aortę lub żyłę. Wówczas jej żywiciel był bliski śmierci, ale miał w mieszkaniu zastrzyk ze specjalnej substancji, która po wstrzyknięciu rozpuszczała martwą rybę i krew na nowo płynęła swobodnie. Rzecz jasna do następnego razu. Gdyż rybki jak na długowieczne padały dość licznie. Okazało się, że jeden człowiek potrzebuje ampułki z lekiem trzy razy w miesiącu, a ta ampułka była bardzo droga.

Czyż to nie „doskonała” wizja zniewolenia człowieka? Tym bardziej, że człowiek ten oddawał swoją wolność z ochotą i dobrowolnie. Bez przymusu czy przelewania krwi. Uzależniał się od leku i zaczynał żyć na łasce władzy, która w każdej chwili mogła wstrzymać produkcję tego leku lub zmienić jego recepturę w taki sposób, że nie każdemu lek potrafiłby pomóc.

Warto zapytać, dlaczego ludzie się na to godzili? Odpowiedź jest prosta: dla prestiżu. Po to, aby należeć do tych wybranych, tych z wyższej półki, tych zasiadających przy najobficiej zastawionym stole, a nie do indywidualistów obłożonych ostracyzmem, bo bez rybek w swoim krwiobiegu.

Uzależniamy się od odczuwania przyjemności, która nie jest luksusem a potrzebą. Jest nagrodą za skuteczne działanie, za uczciwą pracę, za dobre decyzje. Podobnie jak ból jest oznaką porażki, destrukcji i śmierci. W stanie zadowolenia człowiek doświadcza wartości życia, dostrzega, że jest ono warte jego wysiłku i walki. Przyjemność jest emocjonalną nagrodą za skuteczne działanie, jak i motywacją do jego ponowienia.

Jednak tutaj jest pułapka. Jeżeli człowiek zbłądzi w wyborze jego organizm nie skoryguje pomyłki. Jeżeli okaże się, że człowiek pragnie rzeczy, które prowadzą do jego destrukcji to jego mechanizm emocjonalny nie uratuje go przed nią a wręcz przeciwnie będzie go do niej popychał.

Każda przyjemność odurzenia się czymkolwiek, to przyjemność jaką daje ucieczka przed światem, od świata, od presji i niewygody. To przyjemność izolacji przed prawdą i rzeczywistością, to ułuda jaką daje zamknięcie się w bańce, która przysłania horyzont, co powoduje, że w końcu zaczynamy wierzyć we własne kłamstwa dyktowane przez strach i fałszywe wyobrażenia o świecie.  

W psychologii znanych jest sporo eksperymentów. Zacznę od pozytywnego wzmocnienia. B.F.Skiner przeprowadził doświadczenie na szczurach. Jeden był boleśnie karany za każde nieodpowiednie zachowanie, a drugi za każde odpowiednie był nagradzany. Okazało się, że ten nagradzany szybciej pojął, które zachowania są tymi odpowiednimi. Znał je na pamięć i odtwarzał machinalnie.

Drugi eksperyment jaki przychodzi mi do głowy przeprowadzany był przez wielu naukowców w różnym czasie. Gromadzono w sali grupę ludzi. Sześciu było podstawionymi aktorami, a jeden był „materiałem badawczym”. Padało pytanie: ile jest dwa plus dwa? To badany odpowiadał, że cztery. Reszta podobnie, ale po pewnym czasie jedna z osób powiedziała, że to jest pięć. Badany nadal utrzymywał, że cztery, jednak minę miał niewyraźną, bo jego towarzysze poparli błędną odpowiedź. Kiedy minęło jeszcze kilka minut a reszta poza badanym zgodnie twierdziła, że dwa plus dwa to pięć, badany również zaczął podawać błędną odpowiedź.

Z czego to wynikało? Z lęku przed wykluczeniem. Z lęku, że zostanie wyrzucony poza nawias, poza społeczność, w której w danej chwili funkcjonował. Z lęku przed wytykaniem palcami, mimo że znał prawidłową odpowiedź, to zaczął podawać fałszywą, tak jak jego otoczenie.

Nie próbował towarzyszy przekonać do swojej odpowiedzi, nie udowadniał, że nie mają racji, nie szukał podręczników, nie podpierał się wielkimi matematykami, nie podawał wzorów ani definicji. Po prostu zaczął papugować. Lęk przed odrzuceniem i wykluczeniem to lęk pierwotny z czasów, gdy przynależenie do plemienia dawało szansę na przeżycie. Jest tak silny, że potrafimy sprzedać własną duszę za to, aby nas zaakceptowano i przyjęto do kasty, o przynależności, do której marzymy. A kiedy marzenie się spełni, to zaczynamy przymykać oczy na nadużycia, kłamstwa, mataczenie, bo trzy razy w miesiącu potrzebujemy leku, który rozpuści w naszych żyłach martwą złotą rybkę.

W dawnych czasach twierdzono, że powinnością literatury jest wydobycie dla świata prawdy. Utwór stworzony na fałszu i manipulacji nie należy do literatury. Dekalog pisarski, kiedyś był surowy, chociaż oczywiście w każdej epoce natknąć się można na hochsztaplerów. To jak z rycerzami, mimo ich honoru i przysięgi, obok funkcjonowali również szubrawcy.

Alex Gendler wspomina o Podróżach Guliwera Jonathana Swifa, nazywając tę powieść jedną z najwcześniejszych dystopii. Podczas podróży Guliwer spotyka fikcyjne społeczeństwa, które po bliższym ich poznaniu, okazują się społeczeństwami obciążonymi poważnymi wadami. Dociera do miejsc,  w których na przykład naukowcy wraz z politykami tworzą plany zbudowania ekstrawaganckiego świata, nie biorąc pod uwagę potrzeb zwykłych ludzi. Switf pokazał świat, w którym pewne tendencje współczesnego społeczeństwa dochodzą do skrajności.

W Wehikule czasu H.G.Wellsa klasa wyższa i robotnicza ewoluują w osobne gatunki. W Żelaznej stopie Jacka Londona tyraniczna oligarchia rządzi zubożałymi masami. W My Jewgienija Zaniatina przyszłość jest czasem, w którym niszczy się wolą wolę i indywidualizm. Dosadniej mówiąc należałoby użyć czasownika, że się likwiduje.

Dystopia to opowieść, która ostrzega, jak choćby Opowieść podręcznej Margaret Atwood, która uczula, aby nie zlekceważyć tego, jak łatwo w trudnych czasach można utracić swoje prawa. Co prawda większość czytelniczek dopatruje się w tym tekście feministycznych konotacji, to ja jednak stoję na stanowisku innym. Widzę w tej powieści właśnie głównie ostrzeżenie, bo prawa w niej traci każdy. Tak kobieta, jak i mężczyzna. Jest co prawda zachowana hierarchia, są sfery wyższe i niższe, ale żaden z bohaterów nie jest wolny. Żaden sam sobą nie dysponuje, nad każdym jest ktoś o wyższym statusie, który go kontroluje.

„Czy motyw przetrwania zawsze był nieodłącznym elementem pani twórczości?” zapytała pisarkę Mary Morris w wywiadzie dla The Art. Of Fiction w zimie roku 1990.

„Dorastałam w lasach północnej Kanady. Należało coś wiedzieć o surwiwalu. Kursy sztuki przerwania w dziczy nie były wtedy zbyt powszechne, ale nauczono mnie pewnych rzeczy o tym, co zrobić, gdy człowiek zgubi się w lesie. Reakcje musiały być natychmiastowe, a zatem bardzo proste. To od początku było częścią mojego życia (…)”

„Czy kobiecie trudniej jest wydać książkę niż mężczyźnie?” Dopytuje dziennikarka.

„Obawiam się, że pytanie jest nazbyt szerokie. Bo, co mamy na myśli – w Ameryce Północnej, w Irlandii czy w Afganistanie? Istnieją kategorie inne niż płeć (…)”

W kontekście tracenia swoich praw wiele osób pewnie chętnie zaatakowałoby czas pandemii i zamknięcie ludzi w domach. A tych, co przebywali na kwarantannie, kontrolowanych przez policję czy aby na pewno w domu się znajdują, wielu pewnie by podało za przykład całkowitego zniewolenia. Co prawda w mojej okolicy policja nie była agresywna i nie zatrzymywała ludzi na ulicy, aby się dowiedzieć po co wyszli z domu, ale w wielu miastach tak się właśnie zachowywała. Jeśli spojrzeć na tę sytuację z boku, tak jakby się nie było w nią zaangażowanym fizycznie, czysto teoretycznie, ale można stwierdzić, że z różnych przyczyn można zamknięcie w domach powtórzyć.

Mnie osobiście to nie przeszkadzało, bo na wsi siłą rzeczy jest więcej przestrzeni. Jednak ludzie zamknięci w maleńkich blokowych mieszkaniach mogli mieć dość i mogli odchodzić od zmysłów. W takich sytuacjach większe miasta zawsze są w gorszej sytuacji.

Wydanie zakazu, dyrektyw i zaleceń przez władze, respektowane do tego stopnia, że przy pomocy policji, źle oddziałują na społeczeństwo. Jednak przeżyta pandemia i to jak na nią zareagował świat, w jak szybkim czasie zamknięto ludzi w mieszkaniach do odwołania, jak wielki panował strach, ale również lekceważenie pośród niektórych, może skłonić do refleksji.

Pozbywanie się gotówki, zapisywanie wszystkich danych w telefonie, oddawanie wszelakim aplikacjom swoich danych, płacenie telefonem (bo wygodniej), to wszystko sprawia, że oddajemy swoją niezależność i to z ochotą. Bo jeśli tego nie robisz, to cię nazwą zacofanym, nienowoczesnym, przecież należy jak inni. Skoro dwa plus dwa to pięć, bo ogół tak twierdzi, to pięć! Bez logiki, bez refleksji, bez racjonalnego myślenia. Płacić telefonem, to telefonem, bo dobrze wygląda i z drobniakami człowiek się nie męczy.

Ludzie wychowani w trudniejszych czasach. Czasach niedoborów i rozpaczy, zawsze mieli w domu kilka świeczek, naftę i lampę naftową, zapas zapałek, gotówkę i zapas kaszy, którą ugotować można było nawet na „kozie”.

Co by się stało, gdyby nagle wyłączono nam teraz prąd?

Stracilibyśmy dostęp do wszystkiego. Niektórzy nie weszliby nawet do swoich mieszkań, jeśli klucz zamienili na kartę. Nie ogrzaliby domu, jeśli mają ogrzewanie podłogowe i elektryczne. Nie ugotowaliby wody ani obiadu.

Tworzenie światów dystopijnych w literaturze nie jest tylko zabawą z wyobraźnią. Jest to raczej dostrzeganie konsekwencji zastanych już działań organizujących życie społeczne. Jest to dodawanie dwóch do dwóch, jednak wpisując prawdziwy wynik.

Film Wall.e również powinien nas pobudzić do refleksji. W momencie, kiedy ludzie robią się otyli, niezdarni, niezdolni do wykonywania najprostszych czynności, bo są obsługiwani przez roboty, dlatego na własne życzenie pozbywają się osobistej suwerenności, bo wygodniej, maszyny zaczynają odczuwać. Wytwarzają w sobie emocje. To jest nonsens, ale wyobraźni wiele wolno.

Wyobraźmy sobie, że sztuczna inteligencja, którą się nas straszy, zaczyna wykonywać sporo pracy za nas. Pewne zawody przestają istnieć, ale populacja ludzi ciągle istnieje. Ludzi bezrobotnych. Wówczas władze zaczynają płacić pensję ludziom za to, aby nie pracowali. Jest to pensja niewielka, tylko taka żeby przeżyć, za to można na ławce przesiedzieć cały dzień. Dostajesz pensję w zamian za nic nierobienie. Przyjemny scenariusz? Według mnie przerażający. Rzecz jasna jesteś kontrolowany czy przypadkiem nie dziergasz sweterka dla malucha spod siódemki, synka sąsiadki. Bo masz nic nie robić. Nic. Możliwe, że nawet podłubać w nosie nie wolno.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko