Skazany na peryferie
Od pewnego czasu nie mogę odnaleźć tego
co powinno być mi znacznie bliższe
niż
fragmenty niekończących się zdarzeń
w których ciągle spotykam siebie na poboczach dróg
wtedy
poraża mnie geografia przepływania krwi
inżynieria pełna krzyku i wypaczeń
także w tych miejscach
w których ropiejące od bólu i codzienności słońce
wykrzywia swoje promienie
na korę próchniejącej wierzby
ona i ja zdajemy sobie sprawę z bliskości naszych
odczuć i snów
rozumiem
zawsze chmary barbarzyńców otaczając Rzym
wyznaczają
koniec cywilizacji
wówczas odgaduję
byłem jestem i będę wiecznym tułaczem
skazanym na peryferie
doskonale wiem że moje słowa nie obronią nikogo
nawet samych siebie
to jest ten moment
ten fragment życiorysu
w którym zaciskam pięści
zdając sobie sprawę
z bezsilności każdego mojego gestu
tak jak w pewnym momencie
sufler teatralny dostrzega
że jego szept błądzi po pustej scenie
z wygaszonymi światłami reflektorów
a jedynie punktak prowadzi go do miejsc
pełnych leśnych wykrotów
samotności
zastygającej niczym lawa wiecznej Pompei
zaczynam rozumieć – świat zgubił swój azymut
zalękniony błądzi wraz ze mną
niczym zamknięty w klatce tygrys
jego wspomnienia o wolności popieleją
rdzewieje w nich wczoraj i przedwczoraj
tak jak w nas
rozsypują się marzenia Aten i Rzymu
najjaśniejsze drogowskazy pokoleń
znów będziemy wracać do lasów pełnych ciemności
wymacywać w nich chłodne ściany jaskiń
pocierać zmarznięte dłonie
o naelektryzowane skóry martwych zwierząt
czuć mdląco – słodki zapach krwi
i
wspominać pełne światła aule uniwersyteckie
antykwariaty z ich dobrotliwym zapachem i kurzem
opadającym z starych ksiąg
Widzisz
Nie potrafisz zrozumieć
oto nadchodzą barbarzyńcy
pełni krzyku zachowań których nie chcesz zaakceptować
w ich żyłach płyną wieczne morfiny
krążą chmury
otwierające na wskroś bramy Rzymu
idziesz poboczem drogi
nie rozumiejąc
dlaczego wszystkie uwięzione w tobie marzenia
śpią na krańcach wszechświata
nadal pełen pokory oświetlasz w sobie
szczegóły najodleglejszych peryferii