Wiersze tygodnia – ANNA ANDRYCH

0
162
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska


GRANICA

za chwilę meta i rzutem na taśmę
wygrywasz
sam ze sobą i z tymi
których oddech wciąż czujesz na grdyce
kibice krzyczą rozmiłowani w tobie nagle
a wcześniej wylało się tyle hejtu
teraz brawo brawo podium medal
i kwiaty dużo było wczoraj 
na pogrzebie ojca
z piersi uwalnia się
szloch
czy wiedziałeś na starcie
że pokonasz w sobie tę wysoką granicę
pomiędzy żalem a pragnieniem


BAJKO-WIZJA 2023 ROKU

kot Behemot z gatunku pod ścisłą ochroną
po ostatnim polowaniu
cierpiał na niestrawność
wybawił go pewien felczer
spec od twardych orzechów nie do zgryzienia
babcia Bogumiła miała wizję pod drzewem
w chorym urojeniu zagłaskała kota
jego dusza znalazła się w chmurze
maili i innych doniesień

to drobiazg teraz na poważnie
związki publiczne przekształcono w spółki
jawne i tajne w każdej chwili
login hasło mogą ulec zmianie
zabrakło prądu mieszkańcy z całej siły
dali upust emocjom na facebooku
do jego zamknięcia nie doszło
ale chodzą słuchy po wycieku danych
że nadchodzi era prądów zmiennych
tylko w jednym kierunku
banki pękają w szwach od zbytku
fortuna kołem się toczy
zapasowym za wycinką lasu
bo ktoś zadeptał hasło
chroń las dla przyszłych pokoleń
nieczyste sumienia utopiono w kanale
powietrze zatrute i rzeki
już zaczęły przybierać falą powodziową
gubiąc po drodze wigilię przy wspólnym stole

w wielu głowach coraz głośniej
dzwony biją na alarm


POZA REGUŁĄ

życia nie można zaprogramować
z listy życzeń wiele musiałeś skreślić
zaskoczyła cię rzeczywistość nie chciałeś
bełkotać o tym z kolegą przy piwie
zacząłeś żyć według własnych potrzeb
bez wzoru przyjętych zasad i reguł

a jednak pod twoją skórą
napięcie w ucieczce przed ludźmi

wieczorna pali się lampka iskra
nadziei na wzajemną obecność
to nie ty wybrałeś to ona
wypatrzyła ciebie zasłoniła od spojrzeń
uczysz się wspólnych oddechów
i nie jest ważne że w niej od dawna
dojrzałość a ty jak młody pęd winorośli
opowiadasz jej o słońcu

nie ma ładnej twarzy duszę rzeźbioną bólem
zamiast pustego wnętrza skrzydła wielobarwne
nikt cię z nich nie wypłoszy
żaden świt ani noc

nie będziesz jej ukrywał
z czasem ludzie zrozumieją że miłość
dla ciebie ma tylko jej imię


AMELIA

kawa stygnie obok martwej natury

ciasno tutaj a jednak ta przestrzeń
pozwala mi przez chwilę
poukładać myśli

mówisz że czujesz się poetą
malując bo czasem słowo
nie dosięgnie głębi

twoje życie wplata w obrazy
gorzkie motywy

zdarza się
znak zapytania
jak ta dziewczyna ze szklanką wody
jakby weszła tu przed chwilą
patrzy na mnie podejrzliwie
chyba cierpi
ma niedomykalność zastawki
spojrzenia
chowa szklankę z wodą
kiedy nieuważnie
ciemnym kolorem potrącasz jej włosy
słyszę przyspieszone bicie serca

kawa stygnie


NA DRUGIM PLANIE

do granic soczystości
rozpalasz kolory na płótnie
a ja pozuję z daleka

– wolisz zapomnieć
o zmarszczce w kąciku ust
długo rzeźbionej łzą

jesteś jej autorem


ROZPRAWKA O PRANIU

ciemności nie lubi światłoczuła ziemia
Bóg czuwa nad nią i w pełni dnia
pod niebem rozwiesza pranie sumień

nie szata zdobi człowieka
jednak jakąś przyodziewa
na obraz i podobieństwo
niekoniecznie własne
czasem maskę zakłada

dopełnia się kosz
brudu ludzkich twarzy dusz i ciał

jesteśmy odrażający źli chciwi
coraz mniej ludzkim głosem mówimy do siebie
coraz mniej w nas poczucia godności
przed światem więcej wstydu

oby nie zdarzył się dzień gdy będzie za późno
na wspólne pranie w Domu
gdzie my od wieków jednopienni
może Bóg obudzi w nas myśli
czyste ręko-dzieła
usuną plamy na honorze
historii kulturze i w naszych sumieniach

ocalą światłoczułą ziemię


DOJRZEWANIE

ptak uwięziony w głowie
oswoił mnie

pozwoliłam mu w niej
posprzątać

zamknął moje myśli
od lat otwarte
na przeszłość

smakuję wolność


Z LOTU PTAKA

w geometrycznych konstelacjach pól
była jak przecinek

jej biały szal powiewał na wietrze
choć nie był szalem Isadory Duncan
a niebieski samochód nie przypominał Bugatti

odsunięty dach ukazał ją tańczącą
ze śmiechem w przestrzeni pełnej powagi
ludzkiej pracy
pola zbóż chyliły kłosy

kołysała biodrami przedrzeźniając je
i prowokując mężczyznę wpatrzonego w drogę

rozwiany szal nagle zasłonił mu oczy

– w geometrycznych konstelacjach pól
oboje
są teraz kropką

na dnie
stawu


SAMOTNOŚĆ

bez rodziny nikogo obok
okna domknięte
zapalniczka za daleko bliżej do kuchenki
papieros tli się nareszcie
chwiejnym krokiem wraca na kanapę
czas otworzyć kolejną butelkę
aby zagłuszyć w sobie to wycie z rozpaczy
niczym wilk na przekór prawom w stadzie
całkiem odtrącony

głęboka noc
papieros dawno zgasł więc zapala
światło
wszystkie gorzkie wspomnienia nagle ulatują
i jedno jedyne marzenie
które dym dusi pożarem


O POETACH

czasem zdarza się instynktowne
powracanie duszy do stanu pierwotnego
w dzieciństwie
ufności zachwycenia światem
poczuciem wolności

zdawało mi się że ludzie
radowali się wtedy
wszelkimi objawami wspólnoty
współbycia i poddawali jakiejś
cudowności fali
która płynęła od człowieka
do człowieka

choć są wspomnienia
które do dziś bolą

i są zdarzenia dnia minionego
które dzisiaj bolą coraz głębiej

poeci byli wówczas
nadal pozostają jak ptaki wolni
posiadają mądrość intuicji
stanowią o sobie obdarowują innych
nie z pragnienia zysków
a dla przekazania w wierszach
prawdy i praw miłości

ich słowa są energią
ocalającą i odradzającą


PODRÓŻ

w dzieciństwie podziwiałam
kamienie i muszle
były dla mnie zagadką
wyobraźnia podpowiadała
niezwykłą ich przeszłość

z najdalszych podróży
i miejsc gdzie korzenie
rodzinne były ważną pamięcią
historii pokoleń
układałam je w domowym
akwarium wspomnień

jutro w podróży
znów będę zbierać kamyki i muszle
ze świadomością że tam
może już nigdy ich nie dotknę

MIŁOŚĆ

parkiet pamięta szpilki cioci Stanisławy
po powrocie ze zdjęć w łódzkiej filmówce
stawka większa niż życie
wpisała się w jej krótki życiorys
zamknięty w bezmiłość

stąpamy po tych samych schodach
domu na dobre i złe

coraz częściej gesty się kruszą
ulatują z pamięci wyludnioną ulicą
słońce patrzy z ukosa
w nasze milczenie
nawet kolor ścian jest nagi –

– z wysokiego piętra patrzę w miasto
czuję jak przyjaźnie rośnie jego tętno
wysłuchuje i wygładza myśli
otwierasz okno ktoś gra na pianinie
nieśmiało sięgamy do wspomnień

między nami czułość
na nowo się rodzi
bezcenną wplatam w strumień wierszy


WEEKEND Z LEONARDEM DA VINCI

muszę cię ostrzec czy pamiętasz
w miniony weekend spotkałeś się z Leonardem da Vinci
w swoim domu przy butelce wina które kiedyś
Krzysztof Kolumb sprowadził z lądu co nie był Indiami
Leonardo miał mocną głowę w przeciwieństwie do ciebie
przeczytałeś w języku tylko sobie zrozumiałym
artykuł z gazety jakiś wiersz niewiele z tego pojął
siedział z otwartymi ustami i myślał
jak wpisać twoją głowę w kwadraturę koła albo elipsę
próbował rozszyfrować twój kod genetyczny
do północy opróżniliście kilka butelek i odkryłeś
że na dnie jego bujnej wyobraźni
nie zostało już nic oprócz Rubensa
ten malarz – donieść tobie muszę – nocą dla niego skopiował
z laptopa na twoim biurku zdjęcia kobiet o kosmicznych kształtach
teraz Leonardo ma randkę w ciemno nie popełnij faux pas
pytając czy wszystko zostało skończone

Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko