Agnieszka Czachor – Perły czy potwory?

0
51

Tytuł dzisiejszego tekstu jest parafrazą tytułu książeczki Agnieszki Baranowskiej, który brzmi Perły i potwory, a dotyczy polskich pisarek z okresu dwudziestolecia międzywojennego, które wypłynęły w środowisku literackim na fali „supremacji gęsich piór”. Pośród szkiców autorki znajdziemy nazwiska znane, których twórczość przetrwała do naszych czasów, jak i nazwiska pań zapomniane, bo zdaniem autorki ich tekstom bliżej było do „potworów”. Sama autorka już we wstępie zastrzega, że wybór nazwisk podlegał jej subiektywnemu wyborowi, ale zwraca też uwagę na istotniejszą sprawę. Książka została opublikowana w 1986 roku. Baranowska pisze, że ma świadomość iż wiele z tych nazwisk młodszemu pokoleniu może być już nieznana. Kiedy ta pozycja weszła na rynek miałam dziesięć lat więc pani na pewno nie mnie miała na myśli, chociaż pewnie bym ją zaskoczyła, że akurat większość z omawianych postaci znam z literatury i to nie od dzisiaj. Pisarki tamtego czasu tworzyły teksty skomplikowane i nie sposób pozbyć się wrażenie, że za wszelką cenę chciały dorównać mężczyznom na polu literackim. Podejmowały rzecz jasna tematy kobiece, takie o których panowie nie odważyliby się pisać, jak fizjologia kobieca czy higiena, poród, macierzyństwo, małżeństwo od strony kobiecej czy prowadzenie domu. Tematy dla mężczyzn nieciekawe i ich zdaniem pozbawione walorów literackich. Tematy, które nie popchną literatury dalej. Dla części kobiecej społeczeństwa były jednak ważnymi tematami, bo nagle dostały głos. Różnie ten głos wykorzystywały, ale w dużej mierze był to głos edukujący. W tamtych czasach dziewczętom nie miał kto powiedzieć jak wygląda dojrzewanie fizjologiczne i jak należy o siebie dbać.

Co prawda kobiety literatury z tamtego czasu wydają się mi nadpobudliwe i rozedrgane. Do tego zachłanne na tematy i bezpardonowe, złośliwe względem siebie wzajemnie i mało zajmujące się samą literaturą, a więcej publicystyką, to jednak jest to czas istotny w historii na tyle, że warto o nim mówić. Warto jednak również wziąć sobie do serca, że nie każda miała i ma współcześnie coś do powiedzenia. Stąd też wręcz nieprzytomne zbieranie informacji z sali sądowej, przesiadywanie na rozprawach, zainteresowanie zbrodniami i można by nawet rzec, że tanią sensacją. Oczywiście, że opublikowany tekst w czasopiśmie nie dość, że przynosił – co prawda groszowe – honorarium, ale przynosił. To jednak i tutaj jest clou sprawy, szybką popularność. A im artykuł był agresywniejszy, tym szybszą. A, kiedy rozwinęła się już popularność danej autorki, można było publikować powieść. Gombrowicz w swoich Dziennikach pisał, że wśród pisarzy tamtego okresu cenił tylko dwóch: Kadena i Witkacego. Innych nie poważał. Co do kobiet…pisał tak: „Oto testimonium paupertatis, że powieść owego czasu opierała się głównie na kobietach i była jak one okrągła w liniach, miękka, rozlazła. Sumienna, dobrotliwa, czuła (…) [cytat za Perły i potwory]. Gombrowicz nie odbierał im talentu, tylko zarzucał zbytnią koncentrację na sobie, na własnym ogródku, a taka powieść nie jest w stanie ukształtować świadomości narodu. Nie jest w stanie dotknąć rzeczy wielkich dotyczących świata zewnętrznego. Gdyż pisarki, nawet dobre nie zawsze potrafią się dobrze zorientować w całokształcie swojej epoki.

Zarzucano mi wielokrotnie, że za dużo czytam archaicznych pisarzy, a za mało współczesnych. Mówiono mi, że ci dawni już nikogo nie obchodzą. Może tak być. Jednak nim przejdę do rozwinięcia tej myśli to opiszę szybciutko jedną sytuację. Napisałam, kiedyś do pewnej antologii tekst, którego akcja działa się w starożytności, powiedzmy, że w plemieniu Scytów. Córka króla, bo taki mieli zwyczaj, została przyrzeczona na ofiarę ich bóstwu. Wiedziała o tym od dzieciństwa, ale im była starsza tym bardziej się przeciwko temu buntowała. Należy wtrącić, że u Scytów kobiety, jak i mężczyźni byli wojownikami. Świetnie jeździły konno i władały łukiem. Kiedy Dariusz, król perski zaatakował ich ziemię, moja bohaterka uprosiła ojca, aby ją wysłał jako posłańca do obozu wroga. Dariusz przesłania poselstwa nie zrozumiał, w pierwszej chwili uznał, że „dary”, które przywiozła królewna oznaczają, że Scytowie się poddają. Dopiero, kiedy dziewczyna już przekraczała granicę obozu, doradca Dariusza wytłumaczył mu, co dary znaczyły. Królewna przywiozła: ptaka, żabę, mysz i pięć strzał. Co oznaczało w „mowie” Scytów: „Persowie, jeżeli nie staniecie się ptakami i nie wzlecicie ku niebu albo w postaci żab nie wskoczycie do bagien, to nie wrócicie do domu, rażeni tymi strzałami” [Koczownicy Ukrainy, s.54]. To Herodot o nich pisał i ten cytat znałam właśnie od niego, ale nie mam teraz do niego bezpośredniego dostępu. W moim tekście Dariusz, kiedy poznał prawdziwe przesłanie darów wpadł w gniew i kazał posłańca zabić. Królewna ginie. Jednak nie to jest w tym najważniejsze. Najważniejsze były recenzje krytyków i to ludzi poważnych. Widzieli w tym tylko feminizm. A ja feministką nie jestem. Chciano za wszelką cenę antologii przykleić łatkę.

Dlatego chciano, że współcześnie nie funkcjonujemy w literaturze bez łatek. Koniecznie trzeba coś do czegoś przypisać, żeby mieć jakąś orientację. Dlatego bardzo mało czytam literatury współczesnej, bo te łatki mnie odstręczają i nawet nie chce mi się sprawdzać, czy faktycznie powieść na tę łatkę zasługuje. Po prostu metkujemy, spłycamy tym samym przekaz i likwidujemy niespodziankę jaką można by mieć z lektury.

Jednak skoro mi zarzucano, że mało sięgam do współczesnych autorów, to sięgnęłam. Wspomnienie o tej powieści ma znaczenie w kontekście powieści kobiecej z początku tekstu. Sięgnęłam po „W domu snów”, zupełnie przypadkiem, podczas wyjazdu w jakimś supermarkecie kupiłam, chociaż się domyślałam o czym ona jest. Co prawda hasła z tyłu książki twierdzą, że to sensacja i horror, ale czułam przez skórę, bo współcześnie trudno znaleźć powieść, w której nie występują związki queerowe.

Tak w skrócie, to powieść jest momentami autobiograficzna, przypomina dziennik, sprawnie napisana a opowiada o przemocy w związku jednopłciowym. W tym wypadku kobiecym. Opowiedziana jest z punktu widzenia ofiary. Nie lubię tego typu literatury.

Teraz warto by było sobie zadać pytanie: czy idąc tokiem myślenia Gombrowicza coś we współczesnej literaturze się zmieniło od tamtego czasu? Czy kobiety przestały interesować się tylko własną cielesnością i własnym podwórkiem, a zerknęły ku horyzontowi? Ciągle piszą o sobie tylko z innej nieco perspektywy. Zmieniły rekwizyty, ale zainteresowań nie zmieniły. I wieczny romans. Ale nie romans wszechczasów. Nie romans jak choćby Przeminęło z wiatrem, który jest tak naprawdę wielką tęsknotą Południa za sposobem życia, który utraciło w chwili przegranej wojny. Powieść ukazała się w 1936 roku, a kiedy Mitchell ją pisała, to jeszcze byli tacy Południowcy, którzy wzdychali za pra, pra, pra dawnymi czasami. Choć w czasach Mitchell jej powieść była zaliczana do literatury popularnej, ale co w tym złego? Dobra literatura popularna jest warta czytania.

Tylko, dlaczego kobiety jako autorki nie potrafią przestać pisać o sobie? Tak, wychowałam się na literaturze męskiej. Nie umiem tego wytłumaczyć, może chodzi o to, że kuzyn mi podrzucał książki, może o to, że mimo dobrego przykładu kobiet silnych, z własnego życia nie szukałam ich w literaturze? Nie wiem. Chciałam kobiet walecznych, kobiet silnych, ale takich kobiet nie znalazłam we wspomnianych utworach. Jeśli pisze kobieta to kwili. Pisze z pozycji ofiary. Dlaczego ofiary? Czemu sama siebie w takiej sytuacji stawia?

Może to, co teraz napiszę wielu zirytuje, a wielu może ustawi do pionu. Doskonale wiem, czym jest bycie ofiarą i choć może mało kto to dostrzega, próbuję o tym pisać. W wieku dwudziestu jeden lat zostałam napadnięta, broniłam się jak „zwierzę”, obroniłam się. Jednak ciągle nie mogę pojąć, czemu akurat o tym większość chce czytać, a lekceważy tematy bardziej ambitne? Zostałam napadnięta, a kiedy matka wkładała moją bluzę do prania to zapytała: krew? Nie moja, odpowiedziałam.

Wielu się może oburzyć, że jako kobieta występuję przeciwko kobietom. Od razu prostuję. Nie przeciwko. Zwyczajnie inaczej patrzymy na literaturę, czego innego od niej oczekujemy. Mnie samą nudzi ta fizjologia, kult własnego ciała i małostkowość. Mnie to nudzi, wybaczcie. Czy kobiety z dwudziestolecia inaczej na to patrzyły? Myślę, że nie. A może tak. Zależy które?

Czego oczekuję od literatury?

Opowieści.

Nie studium własnego organizmu. Nie opisu menstruacji czy tatuaży na pośladkach. Opowieści. Czy jeszcze wiemy czym jest opowieść?

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko