Szanowni Państwo, pragnę w tym tekście odnieść się do ważnych i wartościowych felietonów dwójki autorów. Mam na myśli tekst Andrzeja Waltera Co się stało z literaturą, opublikowanego w numerze 553 dwutygodnika oraz dwa teksty Anny Nasiłowskiej Kryzys czytelnictwa (nr 557) i A jednak książki! (558). Moi zacni i zasłużeni koledzy-publicyści poruszyli w nich po raz kolejny stale rozważany w środowiskach humanistycznych temat kryzysu literatury, piśmiennictwa i czytelnictwa w różnych wymiarach i odsłonach. Mówi się o tym i pisze wiele na całym świecie. Literaci podnoszą larum, bowiem spadek zainteresowania beletrystyką powoduje stopniowe znikanie zawodu pisarza z rynku pracy, naukowcy zaś dociekają przyczyn takiego stanu rzeczy i powołują się na wyniki rozmaitych badań.
Dotąd unikałem zmierzenia się z tematem w moich pracach publicystycznych, postanowiłem więc, za dobrym przykładem czołowych publicystów współpracujących stale z naszym dwutygodnikiem, dodać własne trzy grosze do tej ważnej debaty. Przestawiam zatem moje podstawowe obserwacje w omawianej materii. Większość publicystów traktuje temat literatury i czytelnictwa ogólnie, wrzucając często każdy rodzaj beletrystyki do jednego worka. Tymczasem, wydaje mi się zasadne dokonanie zasadniczego rozróżnienia. Otóż, są gatunki literackie, które mają się dobrze i wciąż się rozwijają. To oznacza w praktyce, że ich wydania w postaci książkowej stale utrzymują wysokie nakłady i pozwalają ich wydawcom oraz autorom na osiąganie dochodów. Do takich gatunków należą powieści obyczajowe, sensacyjne, fabularyzowane biografie sławnych ludzi oraz szeroko pojęta tzw. literatura faktu. Ludzie wciąż takie książki kupują i czytają w skali masowej. Jest oczywiste, że skala ta musi być w obecnym czasie znacznie mniejsza, niż w ubiegłym stuleciu z uwagi na niezwykły rozrost cyfrowych nośników sztuki. Dotyczy to wszakże nie tylko książki, lecz każdej tradycyjnej, „analogowej” formy prezentacji dzieła, jak wystawa, przedstawienie teatralne, koncert, seans filmowy w kinie itd.
Zważywszy na ogólne warunki, wynikłe z rozwoju cywilizacji cyfrowej, można zatem śmiało przyznać, że w zakresie wymienionych w poprzednim akapicie gatunków literackich twierdzenie o kryzysie czytelnictwa nie jest słuszne. Powieści i reportaże mają się równie dobrze, jak muzyka, kino lub teatr. Istotnie, znacznie gorzej jest z krótkimi formami literackimi, które rzeczywiście mają coraz mniej czytelników. Dotyczy to zwłaszcza form wierszowanych, uchodzących w potocznym języku za poezję. Tu wkraczam na moje stałe poletko publicystyczne, bowiem o tym, co poezją jest, a co nie, a także jak to jest powszechnie postrzegane, piszę dużo i często. Nie zamierzam się więc tutaj zagłębiać nad tematem i poprzestanę na stwierdzeniu, że poezja tym się różni od prozy, że jest do słuchania, a nie do czytania, a jej zapis przy pomocy liter przypomina w istocie zapis muzyki przy pomocy nut.
Co się zaś tyczy rzekomego kryzysu poezji, o którym w najczarniejszych barwach rozpisują się liczni koledzy po piórze, stwierdzam stanowczo, że całkowicie mijają się z prawdą, bowiem, jak na królową sztuk przystało, poezja, jak w każdej epoce, również obecnie święci tryumfy jeśli chodzi o liczbę odbiorców. Wystarczy porównać liczbę odsłon utworów muzycznych z tekstem na YouTube z filmami lub innymi formami sztuki, żeby się o tym przekonać. Takie gatunki jak rap, pop czy disco polo biją rekordy popularności. A to jest właśnie poezja naszych czasów. Tyle tylko, że większość literatów i filologów ewidentnie przespała kilka minionych dekad i nie zauważyła, że poezja, jako dziedzina sztuki zawsze, niejako z natury, sytuowana pomiędzy literaturą i muzyką, w drugiej połowie XX wieku przeszła niemal całkowicie do gatunków zaliczanych formalnie do muzyki, a nie do literatury.
Pozostały nam krótkie formy literackie, zaliczane zdecydowanie i jednomyślnie do prozatorskich, czyli głównie nowelistyka i eseistyka. I w tej materii zgadzam się w pełni z większością kolegów publicystów, że tu występuje kryzys czytelnictwa i spadek popularności. Wydawnictwa wysokonakładowe niechętnie publikują te gatunki, uważając je za niekomercyjne i nie przynoszące zysku. Można więc zaryzykować twierdzenie, że liczba odbiorców krótkich form prozatorskich systematycznie spada. Stwierdzenie, czy to prawda, i zbadanie przyczyn zjawiska pozostawiam socjologom literatury. Zaś jako autor tego rodzaju utworów, łączę się w bólu z koleżankami i kolegami po piórze i współczuję trudności w poszukiwaniu wydawców.
Pora na krótkie podsumowanie. Lamenty nad ogólnym kryzysem literatury i czytelnictwa uważam za nieuzasadnione. Jest wiele książek, które wciąż cieszą się popularnością w skali masowej i na których wydawaniu można zarobić. Jest też wiele gatunków literackich, które z uwagi na swój charakter, znajdują inne formy prezentacji, niż zapis tekstowy, i w tych właściwych dla siebie postaciach cieszą się masowym odbiorem na estradzie. Są, istotnie, rodzaje i gatunki literatury, których popularność znacznie spadła. Nie stanowią one jednak większości produkcji literackiej, więc nie użalajmy się zbytnio nad nimi. Wszystkie formy sztuki mają czas swego wzlotu i upadku. Zatem, Drodzy i Szanowni, Autorki i Autorzy, Czytelniczki i Czytelnicy, głowa do góry! Literatura żyje i żyć będzie, nie martwmy się o nią i z pogodą ducha róbmy swoje.