Jak opowiadano, pobili się na ulicy dwaj osobnicy. O co poszło – nieważne. Budzi się potem jeden z nich w szpitalu, pobandażowany, obolały, ale za chwilę usta rozciągają mu się szerokim uśmiechem. Przypomniał sobie, że to on tamtego pokonał. Zwyciężył, bo z dziesięć razy zdzielił go kapeluszem. A tamten go tylko jeden raz kłonicą.
Co to ta kłonica – nie wiem. Wystarczyłoby zerknąć do encyklopedii lub w Google i sprawa byłaby jasna. Tylko ja na razie nie chcę, aby była jasna. Niech raczej będzie tajemnicza. Ta kłonica kojarzy mi się z czymś od wozu ciągniętego przez konia, gdzie z przodu na wysokim siedzeniu siedzi woźnica i wywija batem. Jechałam, nawet niedawno, takim wozem, drabiniastym, na wycieczce przez las. Może kłonica, to inna nazwa dyszla, do którego jest koń przypięty? Albo poprzeczny drąg przy dyszlu? Ale na pewno to coś potężniejszego niż kapelusz, skoro przeciwnik po jednym uderzeniu znalazł się w szpitalu. Niech ta kłonica symbolizuje brutalność i chamstwo.
Ażeby nie wyszło tu na konflikt dwóch grup społecznych, dodam, że przysłowiową kłonicą dysponuje niejeden autokratyczny szef- dzierżymorda – krzyczący na podwładnych. Jakby już na jego stanowisku savoir – vivre nie obowiązywał. I humorzasta szefowa – bawiąca się w rządzenie zespołem według swego widzimisię. Podobnie działa na otoczenie trajkocąca wrzaskliwie przekupka przy straganie. Ogłupi wszystkich i jeśli w porę nie uciekną, kupią podgniłe jabłka, jakie im wciska. W szkole wystraszony uczeń zapomina języka w gębie, gdy znudzony monotonią powtarzania w kółko tych samych treści profesor wyskakuje nagle ze skóry, by udowodnić uczniowi, że jest od niego mądrzejszy. Może i mądrzejszy, ale na pewno lepiej uzbrojony, bo zawsze może usadzić przemądrzałego chłoptasia za pomocą dwói, nagany, wpisu do dzienniczka i Bóg wie czego. A uczeń bezbronny. I takim sposobem zwykle zwycięża ten, co dysponuje bronią brutalniejszą. W byle dyskusji, w pracy, domu, szkole, wszędzie.
A kto przed takimi ucieka? Ucieka człowiek wrażliwy, dobrze wychowany, bo jemu nie wypada chwytać się podobnej broni: nie będzie kłamał, przeinaczał faktów, rzucał mięsem, bo on takich słów nie używa. Cierpi więc w milczeniu i na próżno wymachuje swym kapeluszem. Czyżby po to panowie do niedawna nawet latem wychodzili na ulicę w kapeluszach, co widać na starych fotografiach, nawet powojennych?
Te spostrzeżenia prowadzą do rozważań: jaki powinien być człowiek w obecnie trudnych czasach, aby zwyciężał? Oczywiście zwyciężał w dobrej sprawie. Dla dobra wszystkich. Nie własnego egoizmu.
Nie będę analizować naszych rycerskich zasad, że należy oddać życie za ojczyznę i zawsze bić się za wolność naszą i waszą. I dalej w pomniejszej skali: nie kopać leżącego, nie uderzać poniżej pasa. A kobiety – nawet kwiatem.
Jednak to, co widuje się na ulicy i co pokazuje telewizja coraz bardziej rozmija się z rycerskimi wzorami. Pewne zasady stały się względne, inne zapomniane, albo lekceważone, a jeszcze inne po prostu nie wszystkim znane. Wszystko przez trudne czasy: wojenne, potem PRL-u, kolejnych kryzysów ekonomicznych na świecie, wreszcie stanu wojennego z kolejkami pod sklepami i na koniec nieszczęsnego skłócenia społecznego od wyborów w 2005 roku. I dalej kolejne plagi: pandemia koronowirusa, wojna po sąsiedzku, ostra walce o władzę i walki feministek.
Nie żyje nam się spokojnie. Zawsze coś jest nie tak, coś niepokoi, przeraża. To zaburza psychikę ludzką, niszczy więzi społeczne, zasady moralne i kulturowe. Wychodzimy z tego bardziej coraz bardziej połamani, prymitywni w swych zachowaniach i słownictwie. To te wiotkie, delikatne, wrażliwe cuda świata, które nie wolno dotknąć nawet kwiatem, wykrzykiwały w ostatnich latach na ulicy takie słowa, że ów furman z kłonicą by z zażenowania zemdlał. Już zupełnie inni ludzie snują się wokół nas, przepychają, popychają. Przebiegli, brutalni, cwani, mający za nic stare zasady. Obśmiali nawet nasze: Bóg, Honor, Ojczyzna. Dziwne te nasze czasy. Pełne okrucieństwa i niepewności. Ale od starożytności wiadomo, że jak głosi łaciński heksametr: Tempora mutantur et nos mutamur in illis.
Do obecnych czasów należy wychowywać odpowiednio młode pokolenia. Nie, żeby poświęcały swe życie, ale żeby żyły, wypełniając swe życie dobrem i dla siebie i dla innych. Nie ponosiły ofiary, ale żyły tak, aby przysparzać dobra.
Jednak ciągle widzi się, że zło zwycięża. Że osoba bez zasad moralnych bogaci się nieuczciwie, odbiera komuś żonę, i opływa beztrosko w dobra. A niedaleko ktoś szlachetny cierpi niedostatek i jeszcze w pracy wyżywa się na nim szef – cham i brutal. A żona wciąż nadąsana, bo jej „ciapciuś” nie jest lwem salonowym, którego by jej zazdrościły wszystkie koleżanki. Jego grubiański szef bardziej imponuje, wprawdzie krzyczy i język ma niewyparzony, ale wszędzie potrafi grać pierwsze skrzypce. Tu znowu delikatność przegrywa. Kapelusz przeciwko kłonicy.
Któregoś dnia ktoś ciapciusia litościwie pociesza, że nie trzeba żałować poświęcenia egoistce długich lat życia, gdy ona tego nie docenia. Jeszcze wszem wobec rozpowiada, jako to pokrzywdzona. Przecież egoistka kiedyś tego pożałuje.
Nagle biednemu safandule otwierają się oczy. Mało pociesza go pochwała, że okazał się szlachetniejszy. Przecież poświęcił się egoistce, bo tego od mężczyzny się oczekuje. Tak go wychowano. Na cierpiącego słabeusza. I nawet ona z niego niezadowolona!
Tylko cierpiętników w obecnych czasach nam nie potrzeba. Ale zwycięzców! Poświęcać się trzeba dla wielkich spraw. Byle zwyciężyć uczciwie. Iść naprzód z podniesioną głową.
Rozpleniło się wkoło multum roszczeniowych egoistów, cwaniaków, kłamców, ludzi płytkich, bez zasad. Najważniejsza dla takich jest przyjemność! Dobra zabawa. Obowiązki – raczej nie. Stąd tyle rozwodów. Tyle rodzin kończy swą sagę na podziale majątku po rodzicach, by po latach swarów i procesowania się o te dobra spadkowe więcej się nie znać. Taki częsty koniec. Pieniądze niestety niosą dużo zła.
A nasze poświęcenia w wielkiej Historii? Godzinny film o kawie długo opowiadał o zwycięstwie nad Turkami pod Wiedniem z roku 1683 cesarza Austrii z pomocą króla Francji. Napomknął o jedynym Polaku co zdobył worek kawy, Kulczyckim, , lecz ani słowa o królu Sobieskim i jego – zdawało się – słynnej i zwycięskiej odsieczy. Podobnych przykładów w najnowszej historii jest więcej. Rok 1920, II wojna światowa…
Widocznie musimy inne wzorce pielęgnować, aby zwyciężać. Nie poświęcać się. Nie cierpieć w milczeniu. A wygrywać. Nie wychowujmy ofiar losu ani cierpiętników, ale ludzi, którzy wygrywają z cwaniakami i osobnikami nieuczciwymi.
Jaki więc powinien być współczesny wzór wychowania? To temat do większej dyskusji, ale w tej chwili przychodzi mi tylko jedna myśl. To musi być człowiek mądry, by owładnąć obecny postęp techniczny i naukowy wraz ze sztucznym mózgiem i wnieść do tego coś swojego. Musi ponadto umieć dostosować się do zawiłości innych ludzi, ich dziwactw i okrutnych wad, jak zawiść i nienawiść. Musi, żeby działać pozytywnie, czyli osiągać coś dla dobra ogółu, a nawet świata, bo przecież latamy już na Księżyc. Dalej: powinien kierować się wyższymi ideami humanizmu w oparciu o odwieczne idee, jak Dekalog i nasze: Bóg, Honor, Ojczyzna.
Cichutko dopiszę tu moje dwie namiętności: rozwijanie inteligencji oraz czytywanie powieści. O pisaniu też bym coś mogła wspomnieć i polecić, bo jaki piękny bywa powiew natchnienia! Rodzenie się pomysłu! Nawet nostalgiczny żal nad pustą kartką nie każdemu dany. Ale to nie wszystkich musi pociągać. Zresztą wielkich pieniędzy to nie daje. Nieraz żadnych. I gdy się musi zarabiać na chleb innymi sposobami, to nie ma czasu na pisanie, a pisanie wymaga poświęcenie mu życia. Oto egoizm pasji.
Za to rozwijanie własnej inteligencji oraz czytanie książek – dostępne każdemu zawsze. W ostatnich latach wyszło z mody hasło, by rozwijać swą inteligencję. Wielka szkoda. Dlatego na zakończenie przytoczę coś, co sprzyja takiemu rozwojowi – zapamiętaną zagadkę z książki Narcyza Łubnickiego o skutecznym myśleniu.
Zagadka 1.
W pewnej krainie wszyscy mężczyźni mówili prawdę, a kobiety kłamały. Przyjezdny zobaczył dwie opatulone postacie i spytał, kim są?
Pierwsza tylko mruknęła coś niezrozumiale, a druga wykrzyknęła:
– Jesteśmy kobietami!
Przyjezdny pomyślał logicznie i zrozumiał. Proszę odgadnąć, co ustalił? Kim są te dwie opatulone postacie?
I jeszcze jedna zagadka, zapamiętana z książki bodajże Józefa Kozieleckiego. Ambitna młodzież takie zagadki lubiła.
Zagadka 2.
Ogrodnik ma posadzić 10 drzewek w pięciu rzędach, po 4 drzewka w każdym rzędzie. Jak to zrobi?
A co do powieści, to do pakietu dorzucam wiersze i opowiadania. Niektórzy głoszą, iż nie lubią opowiadań, bo ledwo się rozpędzą w czytaniu, a tu już koniec. Jednak iluż wielkich pisarzy, jak choćby Czechow, Bunin, Szaniawski, pisywało głównie krótkie formy, a w nich potrafili zawrzeć cały niezwykły świat czyjegoś skromnego żywota z jego filozofią.
Gdy nam źle, gdy świat za oknem budzi grozę warto zatopić się w dobrej powieści, określanej jako literatura piękna. Ona przynosi zapomnienie o uciążliwościach dnia powszedniego. Pokaże, jacy bywają ludzie, dziwni i niezwykli, czasem niemal niezauważalni. Może podpowie, jak żyć i że wkoło tyle piękna.
A, gdy czyta się i czyta, i chce coraz więcej, przychodzi tęsknota, aby samemu coś napisać.
Krystyna Habrat.
07. 4. 24r.
Nie wiem czy jest jakaś skuteczna metoda przemiany buca w spolegliwego człowieka, skoro tak jest w sobie zadurzony, że nic do niego nie dociera? To przecież współczesny troglodyta i naciek na ewolucji. No a żeby zrozumieć postępowanie troglodyty, trzeba nim być. Problem w tym, że jak już się nim jest, to posiada się brak mózgu i niczego się nie rozumie. A nie rozumie, bo nie ma czym.
Marku. Oczywiście, jak zawsze, zgadzam się z Tobą, bo wysoce cenię Twoją mądrość i talenty. Sęk w tym, że nie zawsze określamy bucem tego samego osobnika. Mam nadzieję, że teraz tak. Więc się mogę zgodzić. Pozdrawiam.
PS
A zagadki? Dla Ciebie to pestka.
Droga Krystynko!
Kryteria, jakie są konieczne do określenia tej „ujemnej zalety” (buc) powinny być jednoznaczne i niezmienne. Niestety, tak nie jest. Być przeciwieństwem buca, to żyć bez narzucania innym ludziom własnych poglądów. To tolerancja wobec cudzych przekonań.
Jako grzeczna dziewczynka nie znałam brzydkich słów (nie tylko ja), a to poznałam w późnej młodości i być może mam inny zakres tego pojęcia, że to ponury, nadęty cham, walący cepem, by dojść do swego egoistycznego celu tak po trupach. Sprawdzać w słowniku nie będę.