Wypalanie trawy
Nie podchodź do mnie
bliżej niż odległość
echa odbitego od polnych kamieni
Mój głos nasącza się ich chropowatą strukturą
pejzaż płonie
popieleje niczym
wiosną wypalane trawy
ten ogień dotyka mnie
ale nie parzy
nie płonę razem z nim
stygnę
obojętnieję
siadam na najodleglejsze ławce w parku
czytam poranną gazetę
poprawiam opadające wciąż okulary
karmię gołębie
patrzę na młodych ludzi
biegnących ustawicznie do siebie
Ich białe wyciągnięte ramiona
oczyszczają krajobraz
z najodleglejszych westchnień