Anna Nasiłowska – Ukraińskie poetki

0
126

         Dwujęzyczny zbiór wierszy poetek ukraińskich „Nie zabrałam z sobą radości” ukazał się nakładem Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w 2023 roku, ale praktycznie – na początku stycznia 2024. Wykorzystaliśmy w ten sposób ostatnią transzę dotacji na książki; co będzie dalej – nie wiadomo, może upłynąć dużo czasu zanim po zmianie politycznej ustalą się nowe zasady.

         Antologię trzeba było więc wydać szybko. Jest to podsumowanie okresu, gdy w Domu Literatury w Warszawie prawie co tydzień, w ramach cyklu „Spolnomowa” (Wspólna mowa), odbywały się spotkania literackie po ukraińsku, organizowane przez Olhę Olchową, która znalazła się w Polsce jako uciekinierka z Buczy, podobnie jak inne twórczynie (były to przede wszystkim kobiety), które po 24 lutego 2022 szukały schronienia i bezpieczeństwa dla siebie i dla swoich dzieci. Dla nich te spotkania były niezwykle ważne, jako szansa na rozmowę w swoim języku z publicznością, która niecierpliwie czekała na aktualny przekaz. W drugiej połowie 2023 roku spotkań było mniej, mimo wciąż toczącej się wojny życie w Ukrainie zaczęło się stabilizować i poetki zaczęły wracać. To całkowicie zrozumiałe, że chce się być blisko spraw ważnych. Analogie z polskim uchodźstwem wojennym po 1939 roku nie są dobrym kluczem rozumienia sytuacji. Podobna jest tylko tęsknota za domem, choć i ona w tej chwili wyrażana jest inaczej, bo europejska poezja zdystansowała się wobec romantycznej mowy uczuć.

         A więc „Nie zabrałam z sobą radości” to trochę książka – dokument szalonego okresu, gdy Dom Literatury w Warszawie stał się domem „wspólnej mowy”. Tak o niej myśleliśmy, jako o zamknięciu i podsumowaniu.  Znalazły się tam wiersze Ołeny Rybki, Dzwinki Matijasz, Mariany Sawki, Olhy Olchowej i Jordany Dranczuk w tłumaczeniach Bogdana Barana i Zbigniewa Zbikowskiego. Wszystkie autorki pojawiły się w naszym (czyli wspólnym) cyklu spotkań, ale nie wszystkie mieszkały w Warszawie i nie wszystkie były uchodźczyniami. Bogdan Baran już tłumaczył z ukraińskiego, na wydanie czeka jego tom Liny Kostenko, ale Zbigniew Zbikowski uczył się ukraińskiego niejako w biegu, zajmując się sprawami organizacyjnymi i  uczestnicząc w wieczorach ukraińskich. I ta poezja go oczarowała, słuchając wierszy, zdał sobie sprawę, że wielka szkoda, że nie możemy przeczytać ich po polsku. Oczywiście, najlepiej byłoby zwrócić się do kogoś ze specjalistów, znakomitych tłumaczy z ukraińskiego… Ale oni od pewnego czasu są bardzo obłożeni pracą, a trzeba było się spieszyć.  

         To oczywiście byłby straszny nietakt, gdybym w środowisku ukraińskim zadała teraz pytanie o relację stylu, jakiego używają współczesne poetki ukraińskie,   wobec wzorów rosyjskich, które jakoś tkwią w polskiej głowie jako pewien stereotyp, ale i tęsknota za utraconą śpiewnością i deklamacją. Ale skoro piszę po polsku, taki problem się wyłania i można od razu odpowiedzieć: ukraińska poezja bywa śpiewna, ale deklamatorstwo i patos są jej obce, główny głos to europejska post-awangarda, podobnie jak po polsku. A więc: racjonalizm, ironia, a czasem gorzkie szyderstwo. Dramatyzm, przyglądanie się konsekwencjom zdarzeń.  Nie jest to tylko wybór artystycznego głosu grupy poetek prezentowanych w tomie, ale kwestia ogólniejsza, wynikająca z potrzeby nawiązania do ukraińskiego modernizmu początków XX wieku, który ledwie się zaczął, został w ZSRR brutalnie zdławiony. A więc pisać po ukraińsku to tyle, co pisać nowocześnie, europejsko. Widać jednak różnicę wobec mocno zaznaczonego obecnie w poezji polskiej dość abstrakcyjnego stylu badającego nieprzystawalność głosu, pisma i rzeczywistości: ukraińskie poetki zajmowały i zajmują się sprawami aktualnymi. Pisały o wojnie, o ucieczce, to są wiersze zaangażowane. I chyba na tyle zmienił się nasz wspólny świat, że trzeba znów przypomnieć sobie o zaangażowaniu, emocjach i znajdowaniu wyrazu dla historii, co przecież nie oznacza kopiowania późnoromantycznych wzorów.

         Jest to też zbiór… feministyczny, co jest efektem sytuacji, że mężczyźni muszą uzyskiwać specjalne pozwolenia na przekroczenie granicy. Kobiecy punkt widzenia zaznacza się mocno w wierszach autorek, choć u każdej trochę inaczej. Książkę otwiera wiersz „Patchworkowa kołdra serca” Ołeny Rybki, deklaracja stałego i równoczesnego zainteresowania wieloma poziomami rzeczywistości, uczestnictwa w poszerzonym „tu i teraz”, w którym na równi pojawia się codzienność i fakty docierające przez media, dotyczące zagrożeń Charkowa i kolejnych miejsc. Dzwinka Matijasz tłumaczy z polskiego (między innymi wiersze Jana Twardowskiego), jest też autorką książek dla dzieci; jej napisany podczas wojny poetycki poemat jest fabularny, baśniowy. Pojawia się w nim postać Brzegini (Berechyni), opiekunki, częsta w ukraińskim folklorze, obecna też we współczesnym imaginarium. Dzwinka Matijasz widzi ją jako współczesną kobietę, która potrafi dotykiem swoich palców nad mapą Ukrainy ugasić pożar i na chwilę sprowadzić pokój. Ta mityczna postać wróżki czy rusałki obdarzona jest innymi  mocami niż racjonalnie myślący mężczyzna, który patrzy na nią z podziwem, ale i dystansem.

         Julia Bereżko- Kamińska w swoich wierszach, w których pojawia się Kraków, opisuje sytuację śledzenia z oddali  dramatycznej sytuacji w swojej ojczyźnie. Krakowskie spotkania, przyjazne gesty, rozmowy i kawa z czekoladą potrafią tylko na chwilę uciszyć niepokój.  Gdy autorka w oryginale czyta swoje utwory stają się one niezwykle melodyjne, ale to nie łagodzi ich tragicznej wymowy. Podobnie postępuje Jordana Dranczuk, wykonawczyni poezji śpiewanej. W wierszu „Hołodomor” posuwa się dla pytania: dlaczego Jezus nie nakarmił głodujących chlebem i rybami – jak w Nowym Testamencie? Mariana Sawka, poetka i wydawczyni usiłuje dowiedzieć się, kim może być jej Bóg: skoro trzeba prowadzić walkę i nie zawsze można przebaczyć. Bereżko-Kamińska, Jordana Dranczuk i Mariana Sawka to poetki posługujące się zorganizowanymi rytmicznie formami, ale czasem je łamiące.

         Największą bliskość czuję wobec wierszy Olhy Olchowej – są ironiczne i  wieloznaczne. Wers z jej wiersza „pewne jest że nie zabrałam z sobą radości” dał tytuł całemu zbiorowi. Dom został w Buczy, radość też została w Buczy. Jest też matematyka wojny, z niepojętymi rachunkami strat. Napisała też przejmujący utwór o  ukraińskich kobietach, które uprawiając inne zawody, stały się dostarczycielkami środków opatrunkowych i medycznych sprzętów do ratowania, które starają się dostarczyć, gdzie trzeba. W co wierzą? „że nie będzie korków na drogach”. Jak się nazywają? „One wszystkie reagują teraz / jedynie na imię swej krainy / jak ją zwać?”

         Wydaliśmy książkę w poczuciu, że zamykamy pewien etap współpracy, ale szybko okazało się, że jedynie otwieramy nowy. I o tym w następnym odcinku…              

Anna Nasiłowska – poetka, pisarka, profesor w Instytucie Badań Literackich PAN, od 2017 roku Prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Opublikowała kilka zbiorów wierszy, tomy prozatorskie „Domino. Traktat o narodzinach”, „Księga początku”, „Czteroletnia filozofka”, powieść o wojnie polsko-bolszewickiej „Konik, szabelka”. Jest autorką kilku podręczników historii literatury, ostatni to „Historia literatury polskiej” (2019), przetłumaczony na angielski przez Anną Zaranko i opublikowany przez Academic Studies Press w Bostonie. Napisała cztery biografie, których bohaterami byli Jean-Paul Sartre i Simone de Beauvoir, Maria Pawlikowska- Jasnorzewska, dwóch zasłużonych dla Polski Japończyków – Ryochu i Yoshiho Umeda oraz Sławomir Mrożek.  

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko