Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
59

Dała Polsce mocny fundament – niezłomności, patriotyzmu, odwagi

Dla mojego pokolenia Ewa Kubasiewicz była legendą. A może inaczej: z dnia na dzień, w lutym 1982 roku, stała się legendą. Siedziałem już wówczas, internowany, w więzieniu w Białołęce, ale wyrok, który dostała ta dzielna kobieta – dziesięć lat więzienia za dwa dni strajku w Wyższej Szkole Morskiej – musiał budzić we wszystkich odruch grozy. Rok, dwa, trzy – tak, ale dziesięć?

Trzy lata od wydania poznaję z kart książki jej, Ewy Kubasiewicz, wersję życia. Życia w ogromnej mierze poświęconego Polsce. Niech to brzmi patetycznie, bez znaczenia, ale tak, Polsce.

Piękne karty domu rodzinnego. Ojciec, ochotnik w wojnie dwudziestego roku, konspirator w Poznaniu w czasie II wojny światowej, żołnierz Batalionów Chłopskich, więzień w komunistycznej Polsce. Dom przesiąknięty patriotyzmem, dom wolnych ludzi.

„Patriotyczna” była też pierwsza miłość. Studia, dziecko, pierwsza praca w Wyższej Szkole Morskiej..

Wybrzeże lat siedemdziesiątych… Mieszkanie „naprzeciwko słynnego pomostu kolejki elektrycznej Gdynia Stocznia”. Każdy kto to widział, nosi pewnie ten obraz w sobie do śmierci. A jak widział to miał dwie możliwości: pogrążyć się w strachu albo… albo związać z opozycją.

Będąc współpracownikiem KOR-u pamiętam… Pamiętam, że była nas garstka, naprawdę garstka. Na Wybrzeżu przed rokiem osiemdziesiątym nie było inaczej. No może trochę inaczej po powstaniu Wolnych Związków Zawodowych. To do nich trafiła Kubasiewicz, to tam weszła w orbitę, „pod skrzydła” Joanny i Andrzeja Gwiazdów, poznała Bogdana Borusewicza, Lecha Wałęsę.

Sierpień roku osiemdziesiątego był przełomem, strajkujące setki tysięcy ludzi w całej Polsce, powiew wolności. Kubasiewicz jako reprezentantka WSM trafia do Stoczni, potem, już po powstaniu „Solidarności” do jej władz regionalnych.

Nie, nie była tam żadną gwiazdą, pewnie dlatego, że stanęła wraz z kilkorgiem dawnych opozycjonistów w kontrze do przywódcy związku? Świat nie rozumiał ich oporu wobec autokraty jakim okazał się Wałęsa. Liczył się on, on, on. Stanęła w obronie usuniętej z Zarządu Regionu Anny Walentynowicz, potem Joanny Gwiazdy.

Ta książka, to życie obfituje w dramatyczne momenty. 13 grudnia 1981 roku na pewno należy do takich, choć – po prawdzie – nic nie zapowiadało aż takich konsekwencji. Bo czymże był strajk w WSM? Dwa dni. Nikt jego uczestników nie rozpędzał siłą. Sami postanowili ten strajk zakończyć. Tak, chcieli kontynuować działalność w podziemiu. Nie zdążyli. Więc dlaczego te drakońskie wyroki? Dziesięć, siedem, pięć lat więzienia. Nigdzie w Polsce aż tak wysokie nie zapadały. I dlaczego to ona, Ewa Kubasiewicz, dostała najwyższy? Bez wątpienia chodziło o efekt mrożący, ale czy tylko? Ci wojskowi sędziowie podczas rozprawy zaprzątnięci rozmową, adwokat z argumentami w obronie klientki milknący, cisza, zdumiony sędzia, który oświadcza, że może mówić dalej, że to sądowi nie przeszkadza… Brzmi jak dowcip? To nie żart…

Płaciła wysoką cenę. Bardzo wysoką. Aresztowany syn i jego dziewczyna, przesłuchania, więzienia na Kurkowej, w Grudziądzu i Fordonie, brud, robactwo, więzienny ubiór, głodówki, rewizje, brak kontaktu z najbliższymi. I perspektywa spędzenia w tych warunkach dziesięciu lat.

Nie, nie odsiedziała wyroku. Najpierw przewieźli ją na ślub syna do więzienia w  Potulicach. Potem – świat upominał się o tę kobietę nieustannie – w maju 1983 zwolnili na mocy amnestii.

Borusewicz proponuje jej zejście do podziemia wraz z mężem. Nie chce. Uważa, że „na powierzchni” zrobi więcej. Ale za chwilę dostaje cios, którego się nie spodziewała. Oskarżenie „Dużego” Marka, jej męża, aktywnego podziemnego drukarza, o współpracę z bezpieką. Kto? Dlaczego? Nie ma wątpliwości, to Borsuk. Wie to ponoć od Adama Hodysza, majora bezpieki współpracującego z bezpieką. Hodysz zaprzecza, a Borusewicz unika spotkań. Po latach nie umie przedstawić żadnych dowodów. Żadnych! A „Duży” Marek, też po latach, uzyska status osoby pokrzywdzonej.

Działa. Wchodzi w struktury „Solidarności Walczącej”. Przyjaźni się z Andrzejem Kołodziejem. Wydaje podziemną prasę.

W niewyjaśnionych okolicznościach ginie jej brat, syn znów do więzienia. To nie jest zwykły życiorys.

Wyjeżdża ze swoim kolejnym mężem, Yvesem do Francji. Dostaje paszport w jedną stronę. Zostaje przedstawicielką, koordynatorką działań organizacji Kornela Morawieckiego na Zachodzie. Dziesiątki spotkań, starania o pomoc, tęsknota. I ubóstwo – nie chce być dla nikogo obciążeniem.

No i jeszcze góry, które pokochała. Bardziej te polskie niż francusko-włosko-szwajcarskie.

Dobrze, że ta książka została napisana, dobrze, że napisała ją ta skromna kobieta, która dała Polsce mocny fundament – niezłomności, patriotyzmu, odwagi.

Ewa Kubasiewicz-Houée – Bez prawa powrotu, Instytut Literatury, Fundacja Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, Kraków 2021, str. 248 + 20 (zdjęcia).

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko