Krystyna Konecka – NIECH TO PO NAS ZOSTANIE

1
146

     Nobliwy pan na fotografii, zdobiącej awers okładki  (nie ma wątpliwości, że to autor książki pt. „Na skraju mojego ogrodu” – Dominik Nowina Konopka) przysiadł  pod leciwym drzewem z ręką uniesioną do góry w geście… i tutaj przyszły czytelnik może stawiać pytania: czy poeta sięga po zieloną gałązkę? Czy jego dłoń podąża za wzrokiem w kierunku niewidzialnego, niedosiężnego rozmówcy? A jeżeli tak, to czy odbywa się w ogrodowej scenerii satysfakcjonujący metafizyczny dialog? Symbolika zdjęcia (sądzę, że zamierzona) stanowi otwarcie do treści poetyckich refleksji zawartych w tym tomie.

     Edytorzy – Biblioteka Fundacji Rodziny Nowina Konopków – i redaktorzy książki zadbali pod każdym względem o zainteresowanie nią czytelnika: od wieloznacznej wizualnie, przytulnej w dotyku, jedwabistej okładki poprzez serię czarno-białych fotografii tematycznie związanych z cyklami wierszy tego poety – wrażliwego humanisty, aż po serię materiałów objaśniających zawartość i przesłanie tomu: przedmowę Martyny Marii Czyżewskiej, szkic krytyczno-literacki Zofii Weiss-Nowina Konopki oraz posłowie Tymona Nowina Konopki.

     Profesjonalne, ze znawstwem napisane owe teksty niewiele już pozostawiają przestrzeni dla recenzentów, jacy się niewątpliwie pojawią: pozostanie im popularyzowanie wiadomości biograficznych o autorze książki oraz zaakceptowanie sugerowanych interpretacji. A może się mylę, mając na uwadze niegdysiejszą refleksję Stanisława Lema, że „przekład poezji na życie codzienne nie bardzo wychodzi”, czy też przytaczając owidiuszowską sentencję, iż „nikt nie wie, co kryje w sobie wiersz, dlatego każdy szuka w nim czegoś innego”. Niewątpliwie intrygującą rzeczą jest dotknięcie poezji Dominika Nowina Konopki, bliżej nieznanego z literackich targowisk próżności, a przecież – już jako student Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej w latach 60. – stawiającego pierwsze twórcze kroki w Kole Młodych tamtejszego oddziału ZLP (co zaowocowało kontaktami m.in. z Ewą Lipską i  Elżbietą Zechenter, a z akademickich kręgów muzycznych – z Ewą Demarczyk, Markiem Grechutą czy Janem Kantym Pawluśkiewiczem).

    Rozbudzona w artystycznym środowisku wyobraźnia, talent literacki, poczucie humoru i wrażliwość na sztukę, tragiczne epizody dzieciństwa i młodości w powiązaniu z doświadczonym szczęściem rodzinnym lat późniejszych oraz, przede wszystkim, wyniesione z wielopokoleniowego ziemiańskiego rodu tradycje narodowościowe i religijne wykreowały osobowość poety obracającego się z równą swobodą w różnych zakresach tematycznych i zróżnicowanych poetykach. Cóż, kiedy literacki dorobek twórczy nigdy wcześniej nie został uporządkowany, i dopiero teraz, w roku 2023 potomkowie w pierwszej linii wydali zbiór poezji, która – jak w posłowiu pisze Tymon Nowina Konopka – „z różną intensywnością powstawała na przestrzeni ponad sześćdziesięciu lat jego twórczego życia i stanowi zapis głębokiego przeżywania kultury oraz tradycji w ich różnych obliczach i formach”.

     Sekunduję autorce przedmowy, Martynie Marii Czyżewskiej, uzasadniającej  wyjątkowość tomu „Na skraju mojego ogrodu”, którego autor pozostając „na skraju” medialnego szaleństwa nowatorskich propozycji formalnych i wersyfikacyjnych wyraża siebie bardziej tradycyjnie, a przecież klarownie i uniwersalnie.(Może to dość subiektywny ogląd zważywszy na własne praktyki poetyckie, ale pozostaję z szacunkiem dla poezji emanującej rytmem i rymem, bo – jak twierdził nie bez racji Tadeusz Peiper – „rymy poematu są tak samo treścią jak podmioty zdań”).

     Cóż sama treść wierszy i ich wyjątkowość? Idąc za autorką przedmowy… „…Powstawały one pod wpływem najróżniejszych inspiracji i zawierają w sobie mnogość często nieoczywistych aluzji i intertekstualiów, dają szansę czytelnikowi  zanurzyć się w egzystencjalną przestrzeń wykreowaną  wrażliwością twórczą. Liryki miłosne pozwalają zajrzeć do świata intymnego, odsłoniętego wprawdzie, ale z należytą powściągliwością i dyskrecją, które kamuflując oczywistości, dodają subtelności i czynią wiersze intrygującymi”. Jak chociażby ten wiersz bez tytułu adresowany do żony, z incipitem zamykającym także całą sytuację liryczno-oniryczną:

Jesteś śpiąca, bardzo śpiąca.
Noc, buzuje żółty księżyc.
Zegar tyka swoim rytmem
w rytm oddechów naszych mierząc.

(…)

Wpierw formują się zatoki,
fale, niebo, wzgórz odsłony,
wód przybywa, aż horyzont
kręci się jak wir szalony.

Płomień spadającej gwiazdy,
pod powieką iskra końca,
lekki uśmiech… i już znowu
jesteś śpiąca, bardzo śpiąca.

     Znakomitą podpowiedzią do interpretacji poezji Dominika Nowina Konopki jest szkic synowej, Zofii Weiss-Nowina Konopki, także autorki fotografii na okładce i wielu wewnątrz książki (wnuczki małżeństwa krakowskich artystów malarzy, Wojciecha Weissa i Aneri Ireny Weissowej, pielęgnującej ich twórcze dziedzictwo poprzez ekspozycje i rozliczne publikacje), która cytatem z Jana Kochanowskiego definiuje w kilku słowach cały tom: „Ja inaczej nie piszę, jeno jako żyję”, po czym objaśnia jego zawartość tak oto: „…cały mikrokosmos Autora – opisy domu, wspomnienia bliskich którzy odeszli, radość z narodzin wnuków, obserwacja przydomowych zwierząt, ptaków, rytm natury i pór roku. Ale poezja Dominika Konopki okazuje się być równocześnie przestrzenią doświadczeń duchowych, zatopionych w głębokiej religijności”. Wyrazem tych doświadczeń jest m.in. takie oto wyznanie:

Zaparłem się Panie,
zaparłem.
Wielekroć Cię z serca
wydarłem. (…)
Przy ludzkim ogniu
się grzałem,
nawet nie zapłakałem,
tylko płakała rosa,
gdy się rozdarły niebiosa.

     To chyba tutaj zamknął poeta okres swoich młodzieńczych zwątpień i poszukiwań, zauroczony dziełami takich zachodnich myślicieli jak Kant, Camus i Sartre, przez których – jak pisał Tymon Nowina Konopka – „Racjonalizm egzystencjalistów stał się dla niego ofertą intelektualnie bardziej przekonywującą niż wiara”. Przykład  podobnych doświadczeń ilustrował niegdyś los jedynego islandzkiego noblisty w dziedzinie literatury, Halldora Kiliana Laxnesa, który porzuciwszy tradycje protestanckie, odnalazł się na krótko w katolickim klasztorze w Luksemburgu, stamtąd trafił w środek ognia egzystencjalizmu, następnie do amerykańskich komunistów, by po latach zasłużyć swoim wyborem i życiową oraz twórczą praktyką – co widziałam w jego domu pod Reykjavikiem – na jubileuszowy dyplom od papieża Jana Pawła II. Dominik Nowina Konopka okupił czas swoich wahań wieloma późniejszymi utworami mistycznymi, stanowiącymi o jego głębokiej wierze. 

     Losy skomplikowane autora tomu „Na skraju mojego ogrodu” w wierszach poskładanych tutaj nie chronologicznie, lecz tematycznie, do odkrycia oraz analizy czytelniczej, do odnajdywania podobieństw, do refleksji nad własnym życiem wyraża – niczym puenta – liryk powstały w 2004 roku w Szymonowie, mazurskim gnieździe rodowym, dedykowany „wszystkim moim wnukom” pt. „Dom à la carte”:

(…)
Patrzę z góry
na ten krajobraz
pozbawiony horyzontu,
wodzę palcem
duktami dróg
niepotrzebnie poplątanych
do tego miejsca,
gdzie jestem,
gdzie mój dom,
okruch chleba na obrusie Ziemi.

     I jeszcze ta fraza, niczym testament, z wiersza pt. „Kraków mój widzę ogromny” – dedykowanego dopiero co, bo w sierpniu 2023 r. (chociaż może powstają już kolejne strofy) jednemu z synów, „Mojemu Iwowi” – o jego akwarelach utrwalających zwłaszcza nadwiślańską sakralną architekturę, przywołującą ojcu jego przeszłość:      

Niech to po nas zostanie…


Dominik Nowina Konopka, „Na skraju mojego ogrodu. Wiersze zebrane”, wyd. Biblioteka Fundacji Rodziny Nowina Konopków, Kraków-Warszawa 2023, str. 211  
   

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko