Upiór jako zwiastun nowoczesności. Między zaczarowaniem a odczarowaniem świata
Upiór robi karierę we współczesnej humanistyce polskiej, w domenie literaturoznawstwa, ujmując rzecz najszerzej. Nie minęły dwa lata od czasu, gdy przeczytałem studium Łukasza Kozaka „Upiór”, nie mówiąc już o pomniejszych rzeczach, a już trafiło mi w ręce studium Ewy Wojciechowskiej o „Ciele upiora”. Czynię tę uwagę bez cienia tonu kpiarskiego, bo temat jest prawdziwie fascynujący, od stuleci można by rzec, są teksty literackie o upiorach datowane na wiek XVIII i już od tego czasu upiór z literatury światowej, a potem także filmu, a pewnie i innych sztuk, nie zniknął, że wymienię choćby tylko cesarza wampirów – sławnego, legendarnego, kultowego Nosferatu. Kiedy wzmożone zafascynowanie upiorem zaczęło się w polskim piśmiennictwie naukowym? Nie mam pewności, nie śledziłem tego zagadnienia, ale zaryzykowałbym hipotezę, że od publikacji prac Marii Janion, n.p. zbioru esejów „Wobec zła” (1989) z okładką przedstawiającą zwampirzonego Reytana, a w szczególności od jej opus magnum w tej przestrzeni, monumentalnego „Wampira. Biografii symbolicznej” z 2008 roku. Jak pokazuje bibliografia zamieszczona w znakomitym „Ciele upiora”, grono badaczy zajmujących się w Polsce wampiryczną sferą jest nader całkiem liczne.
Pierwsze kilkadziesiąt stron studium Ewy Wojciechowskiej poświęcone jest osadzeniu literackich upiorów polskich w szerokim kontekście gatunkowym, kulturowym, antropologicznym – w przestrzeni noweli fantastycznej w polskim romantyzmie, której genezę, strukturę, formę, problematykę i klimat opisuje z dodaniem opisu stanu badań literaturoznawczych w tym zakresie. Autorka zwraca uwagę m.in. na dwa z tym związane zagadnienia: na obcość, niepolskość romantycznej fantastyczności w ówczesnej polskiej kulturze oraz na motyw „wtargnięcia innego w uporządkowany świat” o oświeceniowym rodowodzie. Wojciechowska zajmuje się też w kolejnych rozdziałach takimi zagadnieniami jak „nieautonomiczność, „brud”, „czynnik paragenologiczny”, „groteską, fizjonomiką, wstrętem jako doświadczeniami nowoczesnego ciała”, „semiotyką ciała”, jego „zepsuciem” i „centralną pozycją”, „wędrującymi duszami”, „metaforą”, „satyrą”, „teatrem”, „trójkątami i zaimkami”, „morfologią romansu”, „intruzem”, „nowelą fantastyczną jako polem walki”, „zemsta na dystans”, „układem pokarmowym wprowadzonym do wyobraźni”, fantastyką Józefa Dzierzkowskiego, „powrotem Realnego”, „śmiechem i lustrzanym odbiciem”, „wtargnięciem do salonu”, „blokowaniem negatywności”, „powinowactwem ironii i fantastyczności”, „moralistyką”, „dialektyką”, „popędem gawędziarskim”. W takim obudowaniu usytuowany jest ostatni, docelowy rozdział o upiorze. Mowa w nim o „słabnięciu upiora”, „zmierzchu fantastyczności”, „mikrohistorii upiora”, o „upiorze jako metaforze”, o „oświeceniowym ataku”, „psychologii przeciw upiorom”, „fantastycznemu versus niesamowite”, „upiorze jako produktowi stosunków i norm społecznych”, o „komedii żałoby”.
Ewa Wojciechowska w istotnym stopniu odpowiada na pytanie skąd wziął się ten renesans zainteresowania fantastyką i upiorami z całą różnorodnością i migotliwością tej sfery. Nowele fantastyczne oddają bowiem „prawdę tego specyficznego momentu historycznego”, jakim było doświadczenie nowoczesności, z którym związany był mechanizm „odczarowania i ponownego zaczarowywania (romantyzacji) świata, ambiwalencji modernistycznego przyspieszenia, wynalazków, odkryć, oraz tęsknoty za światem, w którym mieszkają opiekuńcze bóstwa”. Nowele te pozwalają „spojrzeć na rozwój nowoczesności, jako na proces odznaczający się większym skomplikowaniem niż to ukazano w jego kumulatywnych wizjach (…) ex post. Proces mający swoje linie boczne, powtórzę: nieczyste, zarzucone i często zapomniane, odsłaniające szczególne ambiwalencje rzeczywistości”. Doświadczenie rodzącej się nowoczesności wyraża nowela fantastyczna na rozmaite sposoby, n.p. przez konfrontację przestrzeni znanej czytelnikowi z doświadczenia, zwykłego, oswojonego, uporządkowanego, opisywanego językiem racjonalnym, nawet naukowym i medykalizującym z wdzierającym się w nie obcym, groźnym, zewnętrznym żywiołem. Innymi słowy, wydarza się niemożliwe, nadprzyrodzone, wdziera się w świat, z którego wszelką nadprzyrodzoność wygnano decyzją oświeconego rozumu”. Ten efekt wzmaga uczucie ontologicznej niepewności co do prawdziwości zjawisk, którą karmi się nowela fantastyczna. Od lat sześćdziesiątych XIX wieku gatunek ten słabnie, więdnie, konwencjonalizuje się, bo intensywny rozwój technologiczny „odbiera jej chleb”. To, co jeszcze niedawno było wytworem fantazji, staje się realne, jak n.p. gramofon, który odtwarza głosy umarłych. Fantastyka przesuwa się wtedy do sfery przeżyć wewnętrznych, psychologicznych człowieka, a doświadczenie, dotąd metafizyczne, jest scjentyzowane. Jak stwierdziła Iwona Węgrzyn, wnioski z pracy Ewy Wojciechowskiej są kolejnym argumentem na rzecz traktowania fantastyki literackiej opisywanego okresu przesilenia oświeceniowo-romantycznego jako literatury pierwszorzędnej, nie „minorum gentium”. W kontekście tego przesilenia, „nowele fantastyczne stają się rodzajem pryzmatu, który pozwala rozpoznać pierwsze symptomy narodzin nowoczesności – z jej wewnętrznymi sprzecznościami, nakierowaniem na dysonanse relacji jednostka a społeczeństwo, ambiwalentnym stosunkiem do nowoczesności, wreszcie dialektyczną relacją między doświadczanym odczarowaniem świata i marzeniem o jego ponownym zaczarowaniu”.
Ewa Wojciechowska – „Ciało upiora. O polskiej noweli fantastycznej epoki romantyzmu (1822-1863)”, Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 2022, str. 317, ISBN 978-83-66898-66-0
Fantastyczna Italia
To już siódmy z kolei tom wspaniałej serii opowieści niesamowitych Państwowego Instytutu Wydawniczego, tym razem włoski. Dotąd ukazały się tomy: francuski, angielski, niemiecki, rosyjski, polski i hiszpanojęzyczny. Warto przy tym nadmienić, że obecność tematyki fantastycznej najszerzej rozumianej jest w literaturze włoskiej słabsza i późniejsza niż choćby w innych, wymienionych wyżej literaturach narodowych. Być może przyczyną tego jest duch włoski, który ze swoją słoneczną („solarność”) pogodą i pogodnym, realistycznym, przyziemnym praktycyzmem w mniejszym stopniu inspirował nastroje bliskie fantastyki, grozy, niesamowitości. Być może pod błękitnym, włoskim niebem trudniej sobie wyobrazić istnienie wampirów i wilkołaków, niż pod bardziej melancholijnym niebem niemieckim czy ołowianym niebem rosyjskim. Giuseppe Prezzolini nazwał skądinąd romantyzm włoski „najmniej romantycznym z europejskich”, a przecież inspiracji dla tego gatunku upatrywano u największego włoskiego romantyka, Giacomo Leopardiego. Co innego takie narody jak Anglia, Niemcy czy nawet Francja, aczkolwiek także literatura polska, mimo pewnej „północności” nastroju i ponurości polskiej, klimatu nie pomijając, nie należy do czempionów w gatunku fantastycznym. Inna sprawa, że reguły determinujące żyzność narodowej gleby literackiej z punktu widzenia obecności i intensywności gatunków odznacza się zauważalną niekonsekwencją. Bo za swoisty paradoks można uznać fakt, że także w krajach wydających się kulturowo i klimatycznie predystynowanymi do gatunku fantastyki i to raczej hardcorowej niż łagodnej i umownej, jak kraje skandynawskie, rozwinęła się ona raczej słabo i co do mnie, to nie potrafię wymienić ani jednego „gatunkowego” autora szwedzkiego czy norweskiego. Może więc nie tylko klimat i nastrój kulturowy jest tu jedynym czynnikiem inspirującym. Smak paradoksu ma też to, na co we wstępie, zatytułowanym „Włochy fantastyczne”, zwraca uwagę Katarzyna Skórska, że choć gatunek ten był w tym kraju mniej urodzajny i spóźniony (pierwszy tom „gatunkowy” ukazał się w Italii dopiero w roku 1869, a początek gatunkowi dała grupa zwana „scapigliaturą”, ówczesna odmiana włoskiej cyganerii artystycznej), to kraj ten był pod tym względem inspirujący dla innych autorów jako sceneria – akcja pierwszej angielskiej powieści gotyckiej, „Zamczysko w Otranto” Horacego Walpole (1764), dziś créme de créme klasyki gatunku, rozgrywa się na Półwyspie Apenińskim. Odwrotnie, w części opowiadań z omawianego zbioru, akcja umieszczona jest nie w Italii, ale w innych krajach, w tym także w enigmatycznej Polsce. Skórska zwraca też uwagę, że w języku włoskim nie istnieje słowo, które byłoby ekwiwalentem słowa „niesamowitość”. Była ona zresztą we Włoszech traktowana bardzo szeroko, szerzej niż w innych krajach, bo i niesamowitość, i baśniowość, i to, co wywiedzione z mitologii, zazwyczaj traktowane były jako odrębne tory gatunkowo-nastrojowe. Silniejszy rozwój tego gatunku nastąpił w Italii w wieku XX, a uprawiał go między innymi wielki Luigi Pirandello. Wyraźny wpływ wywarł na nią rozwój psychoanalizy.
Lektura włoskiej antologii niesamowitości nie wywołuje uczucia dreszczy jak w przypadku tomów angielskiego, niemieckiego, czy rosyjskiego z ich sensualnością, więcej można z niego czerpać inspiracji do refleksji filozoficznych czy psychologicznych, ale fantastyki włoskiej pomijać się nie powinno.
„Opowieści niesamowite z języka włoskiego” (7), przekład Halina Kralowa, Katarzyna Skórska, Joanna Ugniewska, Anna Wasilewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021, str. 545, ISBN 978-83-8196-659-7
Baśń wysnuta z katedry
„Notre Dame de Paris” Victora Hugo, jak brzmi tytuł oryginalny powieści, to créme de créme klasyki literatury francuskiej, choć po przeszło 190 latach od jej ukazania się (1831), przesunęła się ona ze sfery literatury dla dorosłych w sferę powieściowej baśni dla młodzieży (o ile młodzież w ogóle jeszcze czyta tego rodzaju literaturę). Tę baśniowość, poza charakterystycznymi motywami (m.in. „piękna i bestia”), czarno-białym rysunkiem charakterów i rekwizytami, wzmaga dodatkowo usytuowanie akcji w średniowieczu (XV wiek, czasy Ludwika XI). Warto przy tym uzmysłowić sobie, że „Notre Dame de Paris” powstała prawie trzydzieści lat przed „Nędznikami” (1862) i czterdzieści trzy lata przed „Rokiem 93” (1874), a Hugo miał 28 lat gdy ją pisał i nie był jeszcze tym siwobrodym starcem z najbardziej znanych portretów, w tym z pomieszczonej w tomie fotografii z 1876. „Powstanie tej powieści w sporym stopniu uwarunkowane jest żywą w tym okresie (1830) modą na średniowiecze – napisał Michel Bouty w „Słowniku dzieł i tematów literatury francuskiej” – Bujna wyobraźnia Hugo wzbogaca jednak charakterystyczny dla powieści historycznej typ malowniczości o tragiczną i tajemniczą wizję dziejów oraz ludzkiego losu”. Nie czyńmy krzywdy czytelnikom, który po raz pierwszy zetkną się z „Notre Dame de Paris” (choć wszystkie chyba ekranizacje powieści, także francuska i amerykańska, miały w tytule postać dzwonnika z Notre Dame, Quasimodo, postać monstrualnej ludzkiej brzydoty, zakochanego w pięknej Cygance Esmeraldzie, w amerykańskiej wersji grała ją Gina Lollobrigida, w roli Quasimodo – Anthony Quinn). Pojawia się też postać demonicznie złego zakonnika Klaudiusza Frollo i mistrzowski, ironiczny portret Ludwika XI) i nie streszczajmy fabuły, dość powiedzieć, że jest bardzo bujna i malownicza. Cudowna, co się zowie lektura, na świąteczny czas w szczególności.
Victor Hugo – „Dzwonnik z Notre Dame czyli Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu”, wydanie ilustrowane (z wydania 1844), tłumaczył J.T. Hodt, Wydawnictwo MG, str. 538, ISBN 978-83-7779-946-8
Pies, który mówi
To już czternasty tytuł chilijskiego prozaika Luisa Sepulvedy (1949-2020) wydany po polsku na przestrzeni ponad dwudziestu lat przez oficynę Noir Sur Blanc, począwszy od roku 2002, od „Historii o mewie i kocie, który uczył ją latać”. Jest on też autorem m.in. „Expressu Patagonia. Dzienników podróżnych”, „O starym człowieku co czytał romanse”, „Najgorszych baśni braci Grimm”, „Lampy Aladyna”, „Historii ślimaka, który odkrył znaczenie powolności”. Osią pisarstwa Sepulvedy jest natura i jej miejsce w egzystencji gatunku ludzkiego. Jego stosunek do natury można określić słowami „miłość” i „harmonia”. „Historia psa zwanego Lojal” osadzona jest w losie żyjącego zgodnie z naturą ludu Mapuche, losu, który zakończył się jego zagładą. Natomiast głównym bohaterem (i narratorem!) jest owczarek alzacki o imieniu Lojal, wychowany w wiosce Mapuchów i zaprzyjaźniony z małym chłopcem. „Chłopiec nauczył go szanować wszystkie żyjące stworzenia. Jednak o wiele później pies musi słuchać poleceń ludzi, dla których pracuje i uczestniczyć w polowaniu na uciekiniera, który kryje się po drugiej stronie rzeki. Dokąd zaprowadzi nas to polowanie? Los psa jest zapisany w jego imieniu, a będzie zmuszony dokonać bardzo trudnego wyboru i potwierdzić swoją lojalność wobec dawnych przyjaciół”.
Ta niewielka opowieść napisana została językiem poetyckim, nastrojowym, a antropomorficzna formuła monologu wewnętrznego psa, znana w różnych postaciach z literatury i filmu, n.p. w słynnej formule Jacka Londona („Biały kieł”, „Zew krwi”, „Najdziksze serca”) nadaje mu szczególnie wzruszający ton.
Luis Sepulveda – „Historia psa zwanego Lojal”, przełożyła Joanna Branicka, ilustrowała Marta R. Gustems, Noir Sur Blanc, Warszawa 2023, str. 80, ISBN 978-83-7392-819-0
Bajki o adwentowych świętych
Ta książeczka to ozdobiony uroczymi ilustracjami w starym stylu, przeznaczony dla dzieci zbiór opowieści o dwudziestu czworgu świętych na każdy dzień Adwentu od 1 do 24 grudnia, od Klotyldy Burgundzkiej żony króla Chlodwiga po Ojca Pio. Dominują święci francuscy, ale jest też kilkoro włoskich i dwoje polskich: Faustyna Kowalska i Jan Paweł II. Ta lektura z przeznaczeniem dla dzieci, może z powodów sentymentalnych spodobać się też staremu grzesznikowi, ewokując podczas lektury adwentowej okruchy dawniej odczuwanego nastroju świąt Bożego Narodzenia. Urocza, pełna słodkiego czaru edycja.
Bénédicte Delelis – „Czekamy na Jezusa! Opowieści świętych na każdy dzień Adwentu”, tłumaczenie z francuskiego Katarzyna Losson, Biały Kruk, Kraków 2023, str. 79, ISBN 978-83-7553-395-8
Warszawa, nie Paryż
Obrodziło ostatnimi laty, i bardzo dobrze, książkami poświęconymi plebejskiej części dziejów polskich. Mam na myśli serię książek poświęconych dziejom warstwy chłopskiej, polskiej wsi, kwestii jej wyzysku, w tym tzw. pańszczyzny. Te publikacje pojawiły się po wielu latach nieobecności tej problematyki w wydawanym piśmiennictwie, którą to nieobecność można było odnotować od 1990 roku. Było to prawdopodobnie odreagowaniem nadobecności tej problematyki w edytorstwie i publicystyce PRL. Pomimo tego, że publikacje na ten temat ukazujące się w okresie 1944-1989 były na ogół rzetelne faktograficznie (wyzysk warstw pracujących w okresie I Rzeczypospolitej, zaborów i II Rzeczypospolitej był niepodważalnym faktem), to zarzucano im hurtowo skrzywienie i nadużycie ideologiczne (wynikające m.in. z powoływania się władzy PRL na to, że reprezentuje „interesy klasy robotniczej i chłopstwa pracującego”), wychodzenie naprzeciw zapotrzebowaniu politycznemu władzy lub wręcz działanie na jej polecenie. Tym samym, niejako ryczałtową ofiarą zarzutu o pewne deformacje i nadużycia polityczne i ideologiczne władzy PRL, stawały się także prawdziwe historycznie świadectwa ciężkiego losu warstw plebejskich.
Po „sekwencji chłopskiej” jest okazja do sięgnięcia po publikację poświęconą klasie robotniczej. Piotr Ciszewski napisał o „Robotniczej Warszawie 1918-1939”. We wstępie autor zaznacza, że ta Warszawa, której poświęcił swoją pracę, nie ma nic wspólnego ze znanym pojęciem „Paryż Północy”, jakim określano miasto w II Rzeczypospolitej. „Paryżem Północy” był bowiem de facto jedynie skrawek Warszawy, ścisłe centrum z Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem, Alejami Jerozolimskimi i Marszałkowską, Warszawa eleganckich hoteli, luksusowych kamienic i restauracji. Im dalej od tego obszaru, tym miasto było biedniejsze, bardziej zaniedbane. Ba, wystarczyło zboczyć jedynie o kilkaset metrów od Krakowskiego ku Powiślu, by wejść w przestrzeń prawdziwej nędzy.
I właśnie ten świat robotniczej nędzy stał się przedmiotem opisu Piotra Ciszewskiego. Świat pracy, po krótkim okresie „odwiwatowania” listopadowej niepodległości szybko pojął, że nowa, „wolna Polska” będzie dla niego raczej złą macochą niż dobrą matką i że nowa, polska już władza, wcale nie będzie lepsza niż władza zaborcza. Dlatego już w pierwszych tygodniach niepodległości zaczęło się przejawiać rozczarowanie robotników stanem rzeczy, w postaci pierwszych strajków, na co brutalnością odpowiedziała policja itd. Autor szczegółowo opisuje życie warstwy robotniczej, analizuje jej dietę żywnościową, ceny artykułów żywnościowych, opału, wysokość czynszów i (na ogół) katastrofalne warunki mieszkaniowe (baraki i inne slumsy). Pokazuje okres pozornej stabilizacji (1921-1925), okres od zamachu majowego do kryzysu (1926-1929), trudne lata 1930-1934 i schyłek II Rzeczypospolitej (1935-1939). Pokazuje też obraz „Czerwonej Warszawy”, rozwój ale i rozproszenie ruchu robotniczego, skierowane przeciwko niemu represje policyjne, aktywność związkowców, socjalistów i komunistów, a także inne formy organizowania się świata robotniczego, n.p. w domenie kultury i sportu czy spółdzielczości, w tym mieszkaniowej. Rzecz ma charakter popularno-naukowy, acz wyposażana jest w liczne przypisy do źródeł, bogatą bibliografię i indeks nazwisk.
Piotr Ciszewski – „Robotnicza Warszawa 1918-1939”, Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2023, str. 314, ISBN 978-83-67220-04-0
Polski archipelag jąder ciemności
„Jądro ciemności” Josepha Conrada robi ostatnimi czasy największą „karierę” wśród prozy tego pisarza. Do klasycznego przekładu Anieli Zagórskiej, doszło kilka nowych, w tym m.in. Magdaleny Heydel, a Jacek Dukaj dokonał specyficznego „unowocześnienia” w potocznej, siermiężnej a nawet wulgarnej polszczyźnie pod tytułem „Serce ciemności”. Jeśli do tego dodać „Czas Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli (1979), film swobodnie inspirowany „Jądrem ciemności”, z Martinem Sheenem w roli Marlowa i Marlonem Brando w roli Kurtza oraz ekranizację w reżyserii Nicolasa Roega (1993) z Timem Rothem w roli Marlowa i Johnem Malkovitchem w roli Kurtza, to układa się pokaźny wachlarz odczytań tego utworu świadczący o jego rezonowaniu z naszą współczesnością. Znamienne, że to nie uważany zazwyczaj za najbardziej kanoniczne dzieło Conrada „Lord Jim”, ale właśnie „Jądro ciemności” okazuje się najbardziej inspirujące. Może to świadczyć o tym, że klasyczna conradowska problematyka moralnej wierności ideałom i honorowi jest dziś najbardziej rezonująca z duchem naszych czasów, lecz utwór dyskontujący degrengoladę ideałów ludzkich, jedno z pierwszych tak dobitnych w dziejach literatury u progu XX wieku świadectw zasadniczego kryzysu kondycji człowieka. Max Cegielski (rocznik 1975), który jak wyznaje, nie rozstaje się z egzemplarzem „Jądra ciemności” zobaczył w lustrze tej minipowieści polskie jądra ciemności. Z egzemplarzem utworu Conrada w ręku przewędrował przez genealogiczne krainy rodzinne: Bieszczady („bieszczadzką Atlantydę”), Podkarpacie, Galicję, Gorlice, Żuławy, Jurata, Karwieńskie Błota. Pojawiają się inne, wielkie „jądra ciemności”: Bruksela i Auschwitz. Jest także żydowski okruch związany z tą rodzinna genealogią. „Z „Jądrem ciemności” jako swoistym przewodnikiem tropi historie mniejszości wymazanych z naszej zbiorowej pamięci, rekonstruując przebieg ich małych i wielkich zagład – czytamy w nocie wydawniczej – W przemysłowej historii Bieszczad szuka śladów własnej tożsamości. Opowiadając o swoich przodkach, naftowych magnatach na miarę Galicji, konfrontuje się boleśnie z rodzinną historią i tym, co zostało w niej przeoczone, skłamane i wyparte (…) „Kongo w Polsce jest (…) medytacją w drodze o niejednoznacznościach historii, paradoksach pamięci i o tym, jak i do czego może nam przydać się wielka literatura”. Cegielski symultanicznie, naprzemiennie, zajmuje się korzennym dziełem Conrada, tym pierwotnym „jądrem ciemności” i licznymi polskimi „jądrami”, polskimi „Kongami”.
„Włóczęga z Conradem (…) i czytane uważnie „Jądro ciemności” okaże się przewodnikiem po ciemnych miejscach historii rozgrywającej się dosłownie tu – u na, po bolesnej pamięci naszych sąsiadów, naszych rodzin, nas samych. Cegielski ma z Conradem osobistą sprawę. Każdy z nas ją ma”- napisała tłumaczka „Jądra” Magda Heydel. Autor znakomitego „Piekła Conrada”, Michał Komar powiada, że „Cegielski ruszył kongijską drogą Josepha Conrada, by odkryć, że każdy i zawsze ma swoją ciemną dżunglę, przez którą trzeba przejść w trwodze, bólu i bez-złudnej zadumie az do końca”. Jan Sowa, autor przywoływanego przez Cegielskiego „Fantomowego ciała króla”: „Przez kłączowatą plątaninę meandrycznych ścieżek, autor przedziera się jak conradowscy bohaterowie przez tropikalną dżunglę Konga. Pod lupą jego żywej i błyskotliwej prozy biały, katolicki monolit polskości rozpada się na migotliwą, fraktalną różnorodność zniszczonych lub zapoznanych tożsamości oraz tradycji. Inspirowane postacią i twórczością Conrada autorefleksyjne podróże Cegielskiego są jednocześnie wyprawą w głąb naszej zbiorowej nieświadomości w poszukiwaniu jądra – czy też serca – nie tylko polskiej, ale też europejskiej ciemności”.
To także historia przyjaźni autora z „Jądrem ciemności”, z jej początkiem i ewolucją. „Kongo w Polsce” jest mieszaniną eseju, reportażu podróżniczego, współczesnego i historycznego, analizy literackiej, opowieści. Stworzył go Cegielski przy użyciu nowoczesnych metod technologicznych, naładowanej komórki i „fejsa”. To splątanie starej literatury (1899), z odległą historią z nowoczesnymi technologiami nadaje im nowy rodzaj migotliwości, dynamiki, bo teraźniejszość i przeszłość z użyciem „fejsa” musi wyglądać nieco inaczej niż widziana tylko zza szyby konnego powozu czy auta. Świetny, klarowny styl Cegielskiego wzbogacony jest bogatą erudycją, której źródeł autor nie ukrywa, podając jej źródła w obfitej bibliografii.
Max Cegielski – „Kongo w Polsce. Włóczęgi z Josephem Conradem”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2023, str. 479, ISBN 978-83-268-4368-6
Numer norwidowy i numer….
3 zeszyt 2021 „Pamiętnika Literackiego” ma charakter monograficzny i w całości poświęcony jest Norwidowi, acz nie sumarycznie, syntetycznie, a wybiórczo. Nie ma w nim bowiem żadnego szkicu poświęconego jego dramaturgii, czy z osobna „Promethidionowi”. Zeszyt ten otwiera zaś szkic Michała Kuziaka o „Norwidzie postsekularnym?”. Postsekularyzm i w efekcie postsekularyzm – według Charlesa Taylora – „zaczynają się tam, gdzie dochodzi do rozpadu przednowoczesnej, teistyczne, poddanej transcendentnemu sensowi wizji świata, charakteryzującej się całościowością, spójnością i hierarchicznością, gdzie destrukcji ulega wizja ładu kosmicznego, wielkiego łańcucha bytu. Procesowi temu towarzyszą wzrost wpływów rozumu instrumentalnego oraz sekularyzacja poszczególnych sfer rzeczywistości społecznej i kulturowej – zwłaszcza życia publicznego (państwo uniezależnia się od Kościoła, więź wspólnotowa przestaje być więzią religijną); zyskuje na znaczeniu kultura umasowionego indywidualizmu i autentyczności, też realizacji własnych pragnień duchowych”. „Piórem badaczy szwajcarskiego (Rolf Fieguth) i niderlandzkiego pokazana jest bogata i skomplikowana problematyka jest poematu „Quidam”. Pierwszy porównuje „Quidama” z „Luciusem” Josepha von Eichendorfa, drugi zestawia świat „Quidama” i peryferyjną perspektywę wiodącej postaci, syna Aleksandra z Epiru z obrazem Rzymu we francuskiej historiografii polowy XIX wieku. Tomasz Korpysz zajął się „Śmiechem” w poematach Norwida”, Elzbieta Dąbrowicz „Poezjami” Cypriana Norwida z 1863 roku jako świadectwem autorecepcji”, Elżbieta Nowicka „Naszłymi z mgieł Skandynawy”. O Norwidzie i pewnej debacie”, Christian Zehnder „Norwidowską skalą aktywizmu”, a Anita Jarzyna i Katarzyna Kuczyńska-Koschany „Norwidem i sztandarami. Przyczynkami do interpretacji i historii recepcji wiersza „Żydowie polscy” – dwugłosem”.
W „Materiałach i notatkach” m.in. Piotr Chlebowski o krytycznym wydaniu „Vade-mecum”, Krzysztof Trybuś o „Norwidzie w badaniach Michała Głowińskiego”, a Maciej Junkiert o „Rozumie, idei, filologii. Historii intelektualnej w kontekstach literatury”, na marginesach „Milczenia” Norwida.
W zeszycie 4/2021, część „rozprawy i artykuły” otwiera obszerny tekst Arkadiusza Bagłajewskiego o „Męskości rycerskiej na Kresach”. Dalej m.in. Aleksandra Chomiuk o „Sienkiewiczowskim opisywaniu świata na przykładzie jego „Listów z Afryki”, Paweł Wiktor Ryś o „Plebejuszowskiej krwi” czyli o urasowieniu podziałów społecznych w powieściach Henryka Sienkiewicza, „Bez dogmatu” i „Rodzina Połanieckich”, Marek Dybizbański o dramatach współczesnych Adama Asnyka, prawie nieznanego z tej sfery pracy twórczej, Sabina Brzozowska o „Chłopach” Władysława Reymonta jako studium namiętności, Tomasz Sobieraj o „Młodopolskim Schillerze”, a Hanna Gosk o Młodej Polsce i jej „życiu po życiu”. W ramach recenzji, m.in. Magdalena Rudkowska o „Malwinie czyli domyślności serca” Marii Wirtemberskiej w aspekcie translatorskim, Marek Błaszczyk o Dostojewskim, Grażyna Maria Teresa Branny o idiomie conradowskim („conradese”), o stylu Josepha Conrada wobec języka polskiego i wielojęzyczności.
„Pamiętnik Literacki”, rocznik CXII, 2021, zeszyt 3, Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 2021, PL ISSN 0031-0514 / „Pamiętnik Literacki” , rocznik CXII 2021, zeszyt 4, Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 2021, PL ISSN 0031-0514