JOANNA SURMA – „PRAWO PRZYCIĄGANIA”

0
63
Maria Wollenberg-Kluza

Przygotowując się do przed laty do napisania pracy dyplomowej zauważyłam, że społeczne przekonanie o własnym trwaniu w kryzysie, niedomaganiu czy już nawet trawiącym nas zaburzeniu jest jednym z trendów kulturowych utrzymujących się od kilkunastu lat na stałym poziomie… Ale na gruncie polskim odnotować można ponowny rozkwit i zainteresowanie terapiami w formie książek, nagrań i wykładów. Popularne jeszcze w PRL-u terapie czerpiące z filozofii orientalnej, ZEN, medycyny tybetańskiej powracają w odnowionej, zrewitalizowanej formie. Można tu wymienić cieszące się od kilku lat niesłabnącą popularnością publikacje o charakterze poradnikowym, którym ton nadało opublikowanie „Sekretu” Rhondy Byrne (z powodzeniem kontynuowane dzięki kolejnym częściom tj. „Sekret. Potęga młodości”) lub też z kolei publikacje mistrza duchowego Osho, spośród których należy wymienić: „Zdrowie emocjonalne” czy „Równowagę ciała i umysłu”. Renesans takiej literatury był tak widoczny, że zwrócił on uwagę opinii publicznej. SIlny wzrost sprzedaży  i zainteresowania takimi publikacjami odnotował i skomentował tygodnik „Newsweek”: “Prawa do dystrybucji Sekretu zakupiło 30 krajów, a przed dwoma laty został wydany także w Polsce. I od tego czasu – według informacji uzyskanych w wydawnictwie Nowa Proza, które opublikowało polską edycję – sprzedało się u nas ponad 200 tys. egzemplarzy tego dzieła. Ale to i tak niewielki ułamek spośród nieprzebranego oceanu podobnej literatury, od której uginają się półki księgarskie”[1]. Treść zdecydowanej większości tej literatury łączy wspólne stanowisko: wydarzenia w naszym życiu, wypadki losowe (więc także choroby, kalectwo) przyciągamy my sami z własnej woli, zatem jesteśmy odpowiedzialni za stan, w jakim się znajdujemy. Przy okazji wejścia na polski rynek poradnika „Sekret” ( i niesłychanych rozmiarów popularności innych tego typu wydawnictw) Tomasz Stawiszyński w sceptycznym tonie pisał:

Literatura ta dostarcza uniwersalnych recept na wszelkie trudy i bolączki trapiące współczesnych mieszkańców Zachodu, w rodzaju: “Jeśli jesteś chory i skupiasz się na tym, tworzysz więcej komórek chorobowych (…) Musisz widzieć siebie żyjącego w doskonale zdrowym ciele[2]

Kilka lat temu przeżyliśmy prawdziwy boom i wysyp na księgarskich półkach literatury (lecz również nagrań i filmów) traktujących o samouzdrawianiu w szerokim zakresie tego pojęcia, aczkolwiek z silnym naciskiem na choroby somatyczne i metody leczenia się z nich. To, co jeszcze do niedawna było obszarem zainteresowania ezoteryki, okultyzmu i cieszącej się niewielkim poważaniem dziedziny paranormalnej, trafiło do szerokiego kręgu odbiorców (nie do “przecenienia” jest wkład rodzimych artystów i celebrytów, tj. Leszek Możdżer, Andrzej Chyra czy Małgorzata Foremniak, którzy w udzielanych wywiadach bardzo ciepło wypowiadali się m.in. o poradnikach Osho – poświadczając o tym, jak terapeutycznie wpłynęły one na ich życie emocjonalne i zdrowie). Dominanta publikacji przeniosła się z obszaru zjawisk niewyjaśnionych (siły, moce tajemne) w obszar zjawisk psychologicznych, co dodatkowo miało wzmacniać rolę naszej odpowiedzialności co do kreowania losu. Inne obszary, pośród których realizuje się marzenie o porządku, jasnej przyczynie i skutku choroby, to rejony praktyk „magicznych”. Umieszczają one przyczynę naszych kryzysów zdrowotnych w występowaniu chociażby żył wodnych, złym przepływie energii w pomieszczeniach (remedium: praca z wahadełkiem), feng shui czy powieszenie amuletów i talizmanów “przyciągających zdrowie”. Te niewinne (chyba już nawet bardziej „gadżety” niż przedmioty magiczne) produkty kultury utwierdzają jednostkę w przekonaniu i wierze, że jest w stanie zapanować nad swoim ciałem i umysłem, szerzej: nad naturą. Z drugiej jednak strony, mnogość gadżetów i publikacji związanych ze „zdrowiem” i “chorobą” oraz ich niesłabnąca popularność na rynku są dowodem na to, że żyjemy w pełni rozkwitu kultury terapeutycznej. Temat jest na tyle nośny, że od dobrych kilku lat gwarantuje dochody i zainteresowanie również tym, którzy stanęli po przeciwnej strony barykady, radykalnie odżegnując się od magii. Można by tu wymienić postać Roberta Tekielego, niegdyś propagatora kontrkulturowego (pismo bruLion), który dziś ostrzega przed „okultyzmem i zgubną modą na jogę”. Założyciel “bruLionu” w swoich publikacjach i nagraniach zwraca uwagę także na opisywane przeze mnie zjawiska – można by tu wymienić metodę terapeutyczną Berta Hellingera (ustawienia rodzinne) czy publikacje opierające się na zasadzie „prawa przyciągania”; owszem, oznaczacza to, że Tekieli faktycznie interesuje się tą przestrzenią, natomiast sposób, w jaki chce dotrzeć od odbiorców, może niepokoić. Wykłady i prelekcje Roberta Tekielego mają charakter „katolickiej krucjaty przeciwko złu”, gdzie chyba zapomina się o tym, że ostatecznie to i tak człowiek wybiera SAM. Nie traktowałabym treści umieszczanych przez Tekielego w sieci jako skarbnicy wiedzy. Podsumowując: to, co niegdyś było przedmiotem zainteresowania medycyny (później psychologii) stało się dochodową gałęzią przemysłu związanego z wolnym czasem i stylami życia, a nawet elementem popkultury. Nasuwa się tutaj pytanie: czy takie ujęcie życia człowieka nie kreuje jednak niebezpiecznej wizji, w ramach której to sam człowiek (z pomocą pracy i wysiłku) jest w stanie zapanować nad wszystkimi płaszczyznami swego istnienia, niczym “pan swego życia”.


[1] T. Stawiszyński, Niebo dla naiwnych, https://www.newsweek.pl/polska/niebo-dla-naiwnych/4ksv689 [dostęp 25.09.2023]

[2] Tamże.

BIOGRAM

Joanna Surma – ur. w 1990 w Jaworznie. Ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim. Publikowała m.in. w „Fabulariach”, „artPapierze”, na stronie wydawnictwa „j” oraz we wrocławskim „Zakładzie”. Miłośniczka twórczości Thomasa Bernharda. Mieszka w Katowicach.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko