Pan K i pies przewodnik
pan K. przygarnął psa,
to pierwszy pies w jego życiu, wraz z psem w komplecie przygarnął zapas tabletek przeciwko alergii
alergia pana K. ma dwa źródła: psia sierść i spsienie rzeczywistości
pan K. postanowił wyszkolić swego psa na przewodnika
po tu i teraz, w nadziei, że
jego prawie jamnik będzie dobrze rozpoznawał doły intelektualne i dołki wykopane przez zawistnych
przede wszystkim jednak pan K. potrzebuje jamnika (prawie) do pomocy przy sprawnym przemieszczaniu się między okopami,
w których zadomowiły się plemiona
zadaniem psa jest przeprowadzenie pana K. wąską ścieżką przez pole niczyje, między totemami stron i ogromnymi megafonami, z których wylewa się treść
żołądkowa
gorzka już nie pomaga
megafony rozmawiają ze sobą, a właściwie wrzeszczą, oskarżają, ujawniają
zgrzyt, szum, krzyk
pan K. w ochraniaczach na uszach i z psem prawie na smyczy przemyka między okopami
czasem ktoś rzuci w niego pomidorem, czasem ktoś plunie pestką, albo grubym słowem
pan K. osłania się “Rozmyślaniami” Marka Aureliusza
psu czyta do poduszki “Kwiatki św.Franciszka”
albo cytuje Gorkiego:
“Człowiek to brzmi dumnie”
a pies czasem bardziej
Do nadziei.
Nadziejo ty głupiutka,w sukience czerwonej,
nie musisz być tuż obok,trzymać nas za rękę,
byle z wiatrem od sadu szept twój nas doleciał,
i byś wierzyć nam dała: jutro będzie piękniej.
Ty nadziejo niemądra, w znoszonych bamboszach,
dreptać wkoło nie musisz z miną zatroskaną,
bylebyś chciała nocą szronem namalować
na szybie jasne słowa: będzie lepiej rano.
Możesz się nawet ukryć na najwyższej wieży,
gniazdo tam ciepłe uwić, lub zamieszkać z drozdem,
bylebyś, gdy znów spłyniesz z ciepłym, letnim deszczem,
umiała nas przekonać, że znów będzie dobrze.
Nadziejo niezbyt lotna, przyjaciółko bardów,
nie musisz być tuż obok, na odległość ręki,
bądź choć tam, gdzie cię kiedyś sam Bułat zapisał-
w kilku słowach i nutach rosyjskiej piosenki.
Chrystus zmartwychwstał?
Kobiety spieszą do grobu, każda z własną trumną, z ciałem, które nie zdążyło pod krzyż by skonać
ciągną na wózkach trumny,
za nimi ciągną bezpańskie psy, w nadziei na zbawienie od głodu
Chrystus zmartwychwstanie? wśród tylu kaźni,
czy ktoś zauważy tę jedną?
burza nie podkreśli wagi wydarzenia, burza nadeszła dawno i bije w ziemię rakietami
Golgota za Golgotą
i czemuż ich opuścił?
Według Talleyranda
złośliwy, kulawy Talleyrand –
brudna piana na wodach polityki,
skuteczny jak arszenik, gilotyna
i atak Wielkiej Armii pod Jeną,
mawiał: odruchy pierwsze są niebezpieczne
dla zdrowia, jedności głowy z szyją,
całości kończyn i spokoju wnętrzności,
szlachetność drąży, przepoławia nasze corpus
delikatne, rozszczepia podniebienia,
wwierca się boleśnie między zwoje
nie dając w zamian nic poza chwilową
nadzieją na wieniec bądź notkę
w kolumnie kryminalnej,
pamiętaj więc: bądź zawsze po drugiej stronie ulicy,
z oczami badającymi pilnie pęknięcia chodnika,
twoje drogi niech omijają beztroskich budowniczych
klęski, spojrzeniem nie dotknij żebraka , nędza przemknie
wzdłuż brudnego rękawa i schwyci cię za gardło,
omijaj staruszki klęczące na śniegu – w dziurawych
garnkach ukrywają skarby, potem zakopują pod czereśnią,
przy wigilijnym stole wyłącz telewizor i telefon,
niech nie nawiedzą cię kosztowni krewni,
ani naiwna ochota na dobroczynność
rozparta na pustym talerzu Villeroy & Boch
zauważ, jak wszechobecni są ci, którzy żądają
pierwszych odruchów : skurczu piąstek,
zmrużenia oczu przed iskrą,
bólu serca, hojnego szelestu,
słyszysz trzask pułapki? wbijają się
w twoje stopy, przeszukują kieszenie,
spokojnie pijąc kawę przed laptopem
układają strategię sprzedaży,
ofensywę pod Leroy Merlin
Oko w oko
w Brugii na wystawie
staniesz Oko w oko ze śmiercią
na obrazach flamandzkich mistrzów umiera się z wdziękiem
jak Maryja van Goesa
lub w niewypowiedzianych cierpieniach, przy wtórze krzyków gawiedzi
jak przekupny sędzia Sisamnes, ku przestrodze mieszczan
udatnie namalowany przez Gerarda Davida
pewnie nieprzypadkowo kaźni towarzyszą trzy psy
obojętne na mękę przekupnego urzędnika – gdy kaci zrywają mu z nóg płaty skóry
cóż może być bardziej lekceważącego niż wylizujący podogonie miejski burek?
W Dnipro staniesz oko w oko ze śmiercią, tylko pewnie nikt nie namaluje “Dziewczyny z lewitującą wanną w zrujnowanym mieszkaniu na piątym piętrze”
nie ma już starych mistrzów
na razie tylko rosyjskie bestie bawią się w rzeźbiarzy
odkrawają życie za życiem
rzeźbią w betonie, metalu
i w tkankach miękkich
bez finezji i subtelnej gry kolorów
kiedy wreszcie przyprowadzimy do nich psy?
Pan K w czerni i bieli
Na kamiennej ławce circus minimis
siedzi pan K,
przeciera oczy, do których przyklejono soczewki
jak łuski zaćmy.
Pan K siedzi wciąż w tym samym miejscu, a cyrk kręci się to ze wschodu na zachód,
to znów w przeciwnym kierunku.
Tłum wiwatuje na cześć lub złorzeczy, zależnie od położenia względem.
Ci po lewej, na wprost słońca, pochwycą powidoki niedźwiedzi i lwów, całe w bieli
i czarne cienie gryfów i wielkich harpii.
Ci z naprzeciwka wyraźnie zobaczą mityczne stwory
lśniące jak śnieg o świcie,
gdy lwy zdają im się importem z samego piekła.
Ofiary wielkich optyków z rózgami w dłoniach.
Wszystko na arenie jest białe lub czarne.
porządkowi uprzątają popielate koty kurzu.
Ten czy inny cesarz (zmiana na cztery) opuszcza kciuk
i na głowy widzów ze szmerem maszyn drukarskich leje się czarna posoka.
Pan K rozgląda się ostrożnie w poszukiwaniu barw
lub choć gołębich drobin szarości.
Ryzykując ból i niezadowolenie liktorów odkleja soczewki i sprawdza,
czy baretka orderu za dawne przewagi jest wciąż biała,
jest wciąż biało-czerwona.