
W czasie Nocy Poezji, 7 października 2023 roku, w krakowskim Pałacu Potockich odbyła się promocja biligualnego tomu poezji Idy Sieciechowicz „Cięcie ciała w real time’ie” wydanego przez wydawnictwo Księgarnia Akademicka. Autorka przyleciała do Krakowa z Madrytu. Niezwykle Interesująca jest okładka i grafika książki autorstwa Aleksandry Winiarskiej. Na okładce oglądamy obraz Joanny Flesch-Zbirochowicz, który powstał w czasie pandemii w Paryżu. Na krakowskiej promocji obecna była tłumaczka – Sarah Luczaj, która specjalnie przybyła z Wielkiej Brytanii. Panie – autorka i jej tłumaczka, współpracujące od dawna – po raz pierwszy spotkały się w realu. Tak naprawdę Ida Sieciechowicz pochodzi z wielokulturowego Podlasia, z Białegostoku, gdzie spędziła dzieciństwo i wczesną młodość. Po ukończeniu liceum wyfrunęła z domu na studia anglistyczne do Wrocławia, by w efekcie osiąść w Hiszpanii, w Madrycie. Podobną wędrowniczką jest, dla mnie wciąż tajemnicza, Sarah Luczaj – nie tylko tłumaczka, ale i poetka – pochodząca z Wielkiej Brytanii. Przez dwadzieścia lat mieszkała w Polsce, na Podkarpaciu, w Rzepedzi w okolicach Krosna. Jak twierdzi autorka wierszy, nikt oprócz Sarah Luczaj nie byłby w stanie przetłumaczyć jej wierszy na język angielski w tak czytelny sposób. Poetka doskonale wie o czym mówi, gdyż sama jest z wykształcenia anglistką.
Ja nie jestem poetką! Jestem osobą piszącą wiersze… – zazwyczaj protestuje, gdy mówi się o niej: poetka. Wiersze Idy Sieciechowicz nie należą do łatwych. Jej pisanie może drażnić, czasem nawet zniechęcać, czy wręcz odpychać czytelnika, ale z drugiej strony intryguje! I brniemy dalej, by zobaczyć co tam za kolejnym słowem, następnym wersem się skrywa. Zdania są krótkie, skondensowane. Trzeba się w nie długo wsłuchiwać. Czytając, często sięgać do słownika języka polskiego (sic!), bowiem poetka lubi bawić się słowami, wyszukiwać takie, które albo wypadły już z języka, albo nie są jeszcze „wytarte” – jak interesująco określiła prowadząca spotkanie promocyjne Anna Marchewka – krytyczka literatury. Przeciętny czytelnik może nie znać ich znaczenia. Nie dziwiłbym się, gdyby był poirytowany, bo chciał w miarę szybko przeczytać tom wierszy, a tu się nie da! Jest to więc poezja dla cierpliwych i wytrwałych, ale nade wszystko wytrawnych czytelników. Autorka w mozole wykuwa utwory wers po wersie, nadając im właściwy kształt. W jej wierszach nie znajdziecie zbędnego słowa. Są jakby konstrukcją, zespołem kół zębatych… Usunięcie, nieprzeczytanie lub wykoślawienie jednego słowa i wszystko się wali! Dlatego też Ida Sieciechowicz, wchodząc w dialog z czytelnikiem, obarcza go współodpowiedzialnością za swą twórczość. To bardzo ryzykowne posunięcie, bo pojęcie współodpowiedzialności nie ma w naszym świecie pozytywnych konotacji. Poetka, przepraszam – osoba pisząca wiersze, ogranicza się do przekazania nam tekstu, a to jak go zrozumiemy, jak zinterpretujemy, jakby mniej ją obchodzi…
Takie podejście Idy Sieciechowicz do własnych utworów, przedstawia jej poezję jako dialog z czytelnikiem, który poznając jej wiersze właściwie nie ma wyboru, musi przyjąć własne stanowisko, wziąć udział w, jak wcześniej sygnalizowałem, niełatwej rozmowie z poetką. Jak powiedziała Anna Marchewka, dziennie można przeczytać najwyżej dwa-trzy wiersze z książki, a niekiedy trzeba przerwać nawet w połowie utworu, by następnego dnia wrócić do dalszej lektury wiersza ze zrozumieniem… Oczywiście, można książkę odrzucić, zlekceważyć poetkę, nie odpowiadać na jej poetyckie zaczepki… Ale chciałbyś się czytelniku poddać? Zrejterować? Na pewno nie! Wracasz więc do tomu, zanurzasz się i poznajesz ten tajemniczy i skomplikowany świat poezji Sieciechowicz dalej. I już wiesz, że z tą poezją trzeba uważać, jej apokaliptyczne wizje bowiem się spełniają… Pisała te wiersze przed pandemią, a ukazane obrazy opowiadają o sytuacjach, jakie znamy z czasu – oby już minionego – pandemii.

Warto wspomnieć, że Ida Sieciechowicz w roku 2019 była laureatką głównej nagrody w Konkursie na Najlepszy Debiut Poetycki im. Anny Świrszczyńskiej. Wydawnictwo Universitas wraz z Biblioteką Kraków wydały wówczas jej debiutancką książkę Soundtrack do nagłośnionych wnętrz. Swing, baby, swing!
Janusz M. Paluch
Ida Sieciechowicz, Cięcie ciała w real time’ie – Body Incision in Real Time, tłumacznie wierszy na język angielski: Sarah Luczaj, Wydawnictwo Akademickie, Kraków 2023
Ida Sieciechowicz
Fragment pod skórą
Palce wymacują. Worki są już ustawione. Monitory
zakodowane. W wygaszonym trybie. Wkładamy sobie wszystko.
Do taśmowo przepłukiwanych ust. Haki zamiast sterylnych
rąk. Jaki syndrom ma otwarta skóra? Jak rozwarte są mielinowe
obszary? Kobiety zaciskają uda. Są hurtownie czarnych dzieci.
Dymne piętra. Węgiel wyrwany z ponaftowego asfaltu. W czyim łonie
zamknięty jest mój syn? Zostawiam DNA na oderwanych ciałach.
Helikoptery holują. Coraz gruntowniej przecieka kościec. Coraz
newralgiczniej krąży przeszczepiona maź. Czy? Rozognione miejsca
toczą się w nas. Iść za wodą. Sączyć ze źródła. W gardle. Strumień
miesza się z morzem.
25/10/2019
Weryfikacja
Ponadto. Przychodzi wiadomość. Zasypany chłopiec jest
grubo ubrany. Inuici natrafiają na zaśnieżone skały. Co zobaczę?
Gdy skały natrafią na zaśnieżonych Inuitów. W świętych
stajniach. Zwierzęta zaczynają mówić. Nim puścimy je zgrzanym
potokiem. Po wyrżniętych żłobach. Saletra amonowa wżera się,
gdzie chce. Wszyscy idziemy ostrożnie. Lód tnie przeręble.
Jak przylgniemy przełamanym żebrem do zarosłych kniei? Jak
złożymy wirion w wydobytych z nurtu ciałach? Czy jestem uodporniony?
Naznaczony? Na genomowym obszarze. Resekcja przebiega
obok twardych drwali. Palce mam masowo przyłapane. Chłód
jest nagi pod wyosobnioną tkanką. Ludzie gasną z usuniętymi twarzami.
W bramie. Czy czujesz? Osuwa się śnieg. Po omacku.
28/9/2020
Rozrzedzony roztwór
Odkąd. Depozyty wylewają. Spedytorzy przekierowują.
Obracają trawy. Albo kluczą. Warto wtedy lgnąć w obrębie.
Wbijać łokcie w rozrzucone miejsca. Podwiązywać obciążone
wody. Płynę. Kawał większy od kamienia. Płoną zbiory
z nasiąkliwych cegieł. Tulę się do rozgrzanych powierzchni.
Nogi oplątują. Zanurzamy się nawzajem. W cudzych śluzach.
Jaki płaszcz nas chroni? A jaki białkowo powiela? Pilarze przecinają
przerośnięte pnie. Patrzę w źródło. Odbicie pada porysowane.
Gdy zachłystuję się szkłem. Światło staje się mniej zdarne.
Za rozdartymi furtami. Ptaki na nas liczą. Robią się graniaste
koła. Wszystkim cieknie z ust. Dzieci podtrzymują ulewne fale. Na
rozbawionych językach. Ciecz redukuje się do suchego syku.
29/3/2021
In Real Time
Chmara opada. Schylam się. We mgle. Chłód przeszywa.
Gwóźdź przeszkadza. Tym, co leżą. Po rozbiorach
płaszczy. Rękaw ginie. Za plecami. Autostrada w rozkręconej
budowie. Wieszam palce. Na gromadnie spłukiwanych
hakach. Pył jest nadrzeczny. Czatownia myśliwska. Jaka
sarna grępluje gruzły z rozrzuconych świateł? Jaki cień kołysze
sznury? Świat się nagrzewa między łowczymi łukami z
wyślizganych ud. W rozmaszerowanych obszarach. Benzynowy
zapach. Wyziębione pościele. Bagrownica usuwa świeży stos.
Stopa wyrównuje wytarganą ziemię. Najwięcej wyciągam z głębi.
Biorę ją skuloną. Na stojąco. Całą noc. Spowiadam się z ciała.
Z plamą na sierści.
9/8/2019