Jako żem chłop (z urodzenia) – nie wypadało nie wybrać się na “Chłopów”
W dodatku krakowski rynek, piękny dzień, w kuflach złoci sie słońce, mnóstwo obcokrajowców, i tubylców przy stolikach wystawionych na zewnątrz kawiarń – pod białymi parasolkami naprzeciw Sukiennic i dookoła całego placu…
…No i kino “Po Baranami” zapraszające Barana w ten pierwszy dzień wyświetlania filmu… ?
Choć wyznaję bez bicia. że szedłem z niedowierzaniem i pewną niechęcią, bo gusta mam raczej staroświeckie i nie lubię komiksów ani całej tej sztucznej inteligencji, która ma nas za niedługo zastąpić Sztuczny. animowany czy komiksowy świat odmalowany w najnowocześniejszej technice…,Eee, to chyba tani bubel dla mojego wnuka, współczesna tandeta – pomyślałem. I tak mi się z początku też wydawało. Dialogi stylizowane na XiX-wieczną gwarę, co chwilę słowo “juści” ( tu przypomniałem sobie, że w Szwecji słyszałem na każdym kroku zwrot “juste”, mnie wiecej chyba coś podobnego oznaczające)… No nie, podpowiadało mi coś w środku,że wyjdę w połowie filmu i dołączę do sączących na rynku z kufli słońce (25 stopni,w poł. pażdziernika!).
A jednak nie wyszedłem. Wciągnąło mnie – z głową i sercem i przykuło do fotela, podobnie jak wciągnęło i przykuło też młodych widzów, skoro przestali w kinowych ciemnościach łyskać ekrankami komórkowymi jak robaczkami świętojańskimi i zastygli w oglądaniu – porwani akcją.
Naprawdę świetna robota ci nowcześni “Chłopi”! W dodatku na wpół cudzoziemska, bo pary angielsko-polskiej pani Ok Wechman i jęj męża Hugh Welchmana.
Jaki jest temat tej świetnej “roboty”? W powieści Reymonta, chyba najlepszej, jaką kiedykolwiek wydała literatura polska, tematem epopei są chłopi, pory roku, prace, wesela, pogrzeby , obrządki, no i płomienny romans, namiętność, milość, zazdrość. W fabule filmu połączonej z animacją, w której udział brało podobno ponad 200 malarzy, scenarzyści i animatorzy skupili się głównie na wątku miłośći i namiętności, której nie da się uregulować, choć tak chciałaby gromada wiejska i każda inna wspólnota. Tymczasem namiętność jest jak rwąca, kapryśna rzeka wychodząca z brzegów.Płynie tam gdzie chce i meandruje tam gdzie chce, burząc wszelkie regulacje służące porządkowi zbiorowemu, obyczajowemu, a wcieleniem tej namiętności, zakłocającej spokój wsi jest piękna Jagna (jak malowanna przez Chełmońskiego albo Wyspiańskiego), namiętny i porywczy Antek, jego ojciec Maciej Boryna – słowem wymyślony na użytek powieści a spotęgowany w filmie “trójkąt miłosno- rodzinny”, ,uzupełniony jeszcze innymi postaciami kowalem, wójtem, organiściną, Hanką (ciekawa postać). klerykiem Jasiem..sceneriami wybuchowymi z płonącym stogiem, potańcówkami w karczmie, dzikimi bójkami (o Jagnę), weselem, zazdrościami, pracami polnymi, śpiewkami etc. Wszystko mniej więcej tak, jak w książce Reymonta, lecz wszystko inaczej, egzotyczniej, pierwotniej, tak jak chłopskich słowian chcą widzieć Brytyjczycy. Na plan pierwszy – wysuwa się właśnie owa porywająca namiętność, pokątny zastodolny romans i konsekwencje tegoż.
Chłopi, pory roku, decorum wiejskie (Lipce) też bardzo starannie odmalowane przez animatorów na wzór malarstwa Chełmońskiego, ale jakby na drugim planie w ruchliwych obrazach i animowanych w obrazkach.
…Po jakimś czasie – o dziwo! – przestały mi przeszkadzać i dialogi, i wszystko co sztuczne i zakrawające na cepeliadę. I ta technka bógwiejaka zestawiająca formy hybrydowe: aktorów z krwi i kości…z rysunkami-malunkami, imitującvmi zamierzchłą epokę rodem właśnie z Chełmonskiego.
Twórcy filmu zaadresowali go bardziej – jak podejrzewam – na eksport, w świat, niż dla nas, choć…może i dla nas też..czyli dla uczniów szkól średnich, którzy będą mieli gotowy nienudny bryk. Nie znając juz tamtego świata, w którym urodziło się i wychowało moje pokolenie – mogą patrzeć na film bez zdziwienia, może trochę jak na baśń, mit, LEGENDĘ, SF, miejscami okrutne,, niekończące się happy edem…Bohaterką filmu jest niewątpliwie Jagna, wykreowana na “marzycielsko”, poetycznie wręcz i w jakiś sposób wyemancypowaną, wyodrębniającą się z gromady nie tylko urodą , ale samodzielnością, niepragmatycznym podejściem do życia. Panna Bovary z naszej XIX-wiecznej prowincji. Ja bym nawet powiedział, że jest to jakby Jagna przefiltrowana przez współczesność, bliższa nam po przemianach obyczajowych, które przeszły przez świat. Zapłata za ową nietypowość będzie jednak współmierna dla tamtych czasów, w których żyła. Na Jagnie ześrodkowuje się ZEMSTA WSI (zosyaje wywieziona na furze gnoju) I… sympatia realizatorów tego nowatorskiego filmu, kreującego jakby nowy sposób odczytania Reymonta, co nie znaczy, że pomijającego najważniejsze wątki w powieści.To także duża sztuka, żeby w przeciągu dwu godzin, bo tyle trwa film, sprawić wrażenie jakby opowiedziało się całą powieść, choć mamy do czynienia z wypreparowaną, wykrojoną z całości cząstką.
A dlaczego – jak sądzę – film jest bardziej skierowany na świat niż dla krajowego widza?
Ot choćby wystarczy zatrzymać się na folklorze tam zaprezentowanym – ni to polskim, ni to rosyjskim, ni to ukrainskim…Te tańce dzikie, azjatyckie nieomal, zapamiętałe…Równocześnie jednak autorzy scanariusza trzymali się dosć wiernie pieśni ludowych zaczerpniętych z tamtej epoki i dzieł Kolberga…Wszystko to działa na wyobraźnię z wielką siłą . Jeśli nawet opowieść Reymonta w wersji Brytyjczyków przeinacza konstrukcja…i nie jest (bo nie może być w przeciągu 2 godzin filmu) wiernym odzwierciedleniem “Chłopów”, to tworzy odrębną, ale w miarę możliwości komiksowych podobnie trzymającą w napięciu wizję filmową Reymontowskiej powieści. Oczywiście zaokrągloną, podkoloryzowaną, trochę znaną właśnie z sielankowych seriali ukraińskich czy bajek rosyjskich (to pewne nadużycie), ale… ostatecznie… jesteśmy przecież z tegoż słowiańskiego kręgu kulturowego, choćby nam się to nie podobało, i z daleka tak nas widzą i tak sobie nas wyobrażają. Dla oglądacza filmu z Zachodu, Ameryki czy jakieś innego z jeszcze dalszego kontynentu wszystko będzie się wydawało OK. Tak nas najlatwiej opisać, odmalować. Jest w tym – uproszczenie, lecz też jakaś egzotyczna malowniczość, z czego twórcy filmu doskonale sobie zdawali sprawę i co chytrze, na miare swojego talentu i najnowszej techniki filmowej wykorzystali. Slowem, na naszych oczach – tak jak kiedyś Ameryka przeistaczała się w legendę, mit Dzikiego Zachodu – właśnie poprzez filmowe westerny – powstaje za pośrednictwem “Chłopów” legenda, nieco cepeliowska starego, jakby trochę “wiedźmińskiego” świata”Chłopów” .
Film prawdopodobnie podbije ekrany ekrany i festiwale miedzynarodowe, tak jak poprzednie dzieło komiksowe, poświęcone tragicznemu żywotowi niderlandzkiego malarza, którego autorami byli ci sami reżyserzy.
Ale dla mnie najważniejszym zaskoczeniem był fakt, że czułem się mile rozczarowany, iż nie jest to stracony czas i nawet przez głowę nie przemknęla mi myśl, że lepiej zrobiłbym siedząc w kompanii piwnej na krakowskim rynku skąpanym słońcem.
…A to czy Reymont, przewróciłby się w grobie, czy nie, gdyby zobaczył co Welchmanowie zrobili z jego “Chłopami” w filmie – to insza inszość..