Paweł Jaszczuk – KONSPEKT

0
104

Szanowny Panie redaktorze,
po wczorajszej rozmowie z Panią Kasią, kiedy poczęstowała mnie słonymi paluszkami i rozpuszczalną kawą, Pańska urodziwa asystentka dała mi do zrozumienia, że kto jak kto, ale ja mogę liczyć na skromną zaliczkę, jeśli tylko przedstawię Panu konspekt opowiadania. Wypełniam więc swoje zobowiązanie i przesyłam oczekiwane przez Pana kilka brzemiennych zdań. Proszę o mailowe potwierdzenie wpłaty na moje konto obiecanych pieniążków, za co z góry dziękuję.

*

Czy przypadkowo obejrzany w telewizji program może odmienić ludzkie życie? Bardzo proszę, nie odpowiadać jeszcze na to pytanie, dopóki sam na nie nie odpowiem. Zgodzi się Pan ze mną, Panie redaktorze, że niejeden zaobrączkowany facet oddałby wszystko, żeby znowu poczuć się wolnym. Mój czytelnik zaaferowany tekstem, który napiszę, (gdy zapłaci mi Pan obiecaną zaliczkę) nawet nie spostrzeże, kiedy stanie się ofiarą mojej wyobraźni. Kto, gdzie, kiedy, po co i dlaczego, zapyta Pan? Bardzo proszę, kurtyna idzie w górę i przed Panem stoi mój ekscytujący bohater – Bronisław Klimek. Klimek jest kierowcą taksówki na Ursynowie. Celowo postawiłem na przeciętnego Polaka. Ten przemyślany wybór zaskarbi mu sympatię takich samych jak on przeciętniaków, a przecież o to nam chodzi. Co robi Bronek? zapyta Pan? Jak to co? Niedawno skończył zmianę, leży na kanapie, pije browar i pochłania pizzę na cienkim spodzie, którą dostarczył mu pod drzwi spocony kurier z Glovo. Jest upalna sierpniowa środa, imieniny Apolinarego oraz Filipa. Przez otwarty balkon czteropiętrowego bloku na Ursynowie, roznosił się po okolicy obłędny zapach boczku, pieczarek, mozzarelli i drobno posiekanej bazylii. Klimek ziewa, nerwowo przełącza kanały i trafia przypadkiem na reportaż o francuskich misjonarzach w sercu Afryki. Ten podróżniczy film, z testem czytanym przez Krystynę Czubównę, zdaje się go usypiać, lecz nagle z tego podkreślonego przeze mnie słowa robiono już wielokrotnie niechlujny synonim niesamowitości, a przecież słowo „nagle”, po którym należy się spodziewać diabli wiedzą czego, musi paść i tym razem, a więc – nagle, Panie redaktorze, na ułamek sekundy przed oczami Bronka Klimka mignęła postać wysmukłej, czarnoskórej tancerki z plemienia Masajów, słowem czarnej arystokracji.
   To był szok, Panie redaktorze, całkowity, obezwładniający szok! Cudownie wykrojone piersi, sterczące tak ostro sutkami, jak każe Bozia. Tyłeczek też niczego sobie, sama słodycz, a skóra istny heban, na samą myśl o tym dostaje się gęsiej skórki, itd, itd. Nagle skończyło się wszystko dosłownie i w przenośni dla Bronka Klimka. Kochana żona, pielęgniarka w instytucie onkologii, a także jego pyzata ośmioletnia córeczka ucząca się od roku grać na mandolinie, przestały się dla niego liczyć. Nawet niedojedzona pizza i niedopity browar były już bez znaczenia. Wszystko znalazło się w jednej sekundzie „aut”. Co zrobił nasz Bronek? Nie muszę chyba dodawać – a jednak muszę, po to ten cały konspekt – że sprzedał taksówkę i w tajemnicy przed żoną najbliższym samolotem South African Airways odleciał do Kenii.

   Czy odszukał czarnoskórą piękność? Czy przeżył z nią szczęśliwe dni pod palącym słońcem Afryki, w szałasie ulepionym z patyków i krowiego łajna? Na te i na dziesiątki innych pytań gotów jestem bezzwłocznie odpowiedzieć, gdy obiecana zaliczka znajdzie się na moim koncie.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko