Przypominam w tym miejscu od czasu do czasu, dzieła i dziełka literackie – zapominane czasami niemal kompletnie, najczęściej niesłusznie moim zdaniem. Nieznane zatem co młodszym pokoleniom czytelników, a interesujące z wielu rozmaitych powodów. Ale dziś będzie mowa o pozycji nietypowej. Przywołuję teraz bowiem pewną niepozorną i skromną edytorsko książeczkę wydaną lat temu ponad już trzydziestu! Nie mającą na pierwszy rzut oka nic wspólnego z literaturą zwaną i uznawaną za „piękną”. Toteż teraz proszę nie pomyśleć sobie od razu od razu, iż to, co zamierzam o niej napisać będzie jakąś „wariacką”, mocno ekstrawagancką czy kokieteryjna fanaberią recenzencką… A może i będzie? No to niech będzie!
Chodzi mi tu mianowicie o przypomnienie znalezionego latoś, podczas letniej kanikuły na podmiejskiej działce w Dębem, pośród książek niegdyś tu zwożonych, przeglądanych i czytanych oraz niekiedy opisywanych “po gazetach”. Jest to mianowicie pewien popularnonaukowy przewodnik poświęcony NAJSTARSZYM DRZEWOM POLSKIM. Wydany był w Warszawie, w odległej i historycznej już dla większości z nas epoce, bo w1992 r. przez wydawnictwo PTTK „Kraj”. Pisany musiał być gdzieś od połowy lat 80. ubiegłego stulecia (pamiętać trzeba, że każda książka publikowana wówczas miała swoją długą, paroletnią zazwyczaj, tzw. „ścieżkę druku”), Stąd też, do podawanych tutaj dat wieku drzew trzeba obecnie dodawać grubo 30 parę. Przewodnik ten, liczący sobie stron ok. dwustu – wraz z słowniczkiem terminów botanicznych, literaturą przedmiotu i indeksami. wyszedł spod pióra młodego wówczas, sądząc po zdjęciu na okładce oraz zamieszczonej tam notatce biograficznej, pracownika naukowo dydaktycznego Akademii Rolniczej w Poznaniu – dr inżyniera Cezarego Pacyniaka (dziś wyszukiwarka Google to potwierdza: żył on w latach1934-2013). Musiał być bardzo ambitnym (w najlepszym sensie tego słowa) – naukowcem specjalistą „od drzew”, biologiem dendrologiem, mającym już wtedy na swym koncie wiele publikacji w specjalistycznych czasopismach z tej tak nieco egzotycznej dla laików dziedziny.
Czytałem, pamiętam, to dendrologiczne – skromnie i zgrzebnie wydane – dziełko z wielkim ukontentowaniem już wtedy przed 30. laty, czyli było nie było pod koniec ubiegłego wieku! Tak jak i teraz z nie mniejszym zaciekawieniem po jego obecnym szczęśliwym odnalezieniu. Chociaż nieco – poprzez zrozumiałą odległością w czasie – mgiełkę dotyczącą pewnych konkretów i szczegółów. Teraz sięgnąłem na początek najpierw po “smaczną” ciekawostkę z zakresu tzw. “couler local” – postulowanego jeszcze przez Walter Scotta w powieściowej narracji historycznej, Zafrapowała mnie informacja o tym, że jedno z tych najstarszych polskich drzew tutaj opisywanych znajduje się w… Dębem. A więc ni mniej ni więcej tylko o kilkaset metrów od miejsca, gdzie piszę te słowa, czyli naszego letniego domku tamże nad Zalewem Zegrzyńskim (patrz na ten temat Pisarze.pl z r. 2012). Zatem z wielkim zaciekawieniem i teraz czytam na nowo teraz następujący akapit pt. Wiśnie, który przytaczam w oryginalnym i dosłownym brzmieniu:
Wiśnia ptasia, czereśnia ptasia, trześnia (Prunus avium, Cerasus avium). Występuje w Europie i Azji, w Polsce dorasta do 28 m wysokości i ponad 300 cm obwodu. W naszym kraju rośnie dziko w lasach liściastych i mieszanych. Od tego gatunku pochodzą owocowe odmiany czereśni – chrząstki i sercówki, o barwie czerwonej lub żółtej. Liście są podłużnie jajowate, do 15 cm długości, z wierzchu matowe, spodem słabo owłosione. U nasady liścia często występują gruczołki (dwa lub cztery). Owoce kuliste. Drewno jest używane w stolarstwie i tokarstwie. W korze występują garbniki do 1O%, zaś w liściach witamina C. Obliczono wiek zarówno dla drzew dziko rosnących, jak i odmian owocowych.
Dębe – wieś, gmina Serock, województwo stołeczne warszawskie. Wiek 113 lat, obwód 301 cm, pierśnica 96 cm, wysokość 11m, stan zdrowotny 2, pomnik przyrody. Ta okazała czereśnia rośnie we wsi Dębe nr 51 u ob. F. Łączyńskiego, w ogrodzie tuż za budynkiem mieszkalnym. Drzewo ma nisko osadzoną, potężną koronę. W odległości 50 m od niego znajdują się fortyfikacje z XIX w. zachowane w dobrym stanie… Dojazd dogodny z Warszawy autobusem PKS do wsi Dębe. Odległość od przystanku – 300 m, od stacji kolejowej w Zegrzu – 11 km.
Najpierw dwa marginalne acz niezbędnie należne krótkie rzeczowe komentarzyki, nazwijmy je “historycznymi i biologiczno-przyrodniczymi”. Pierwszy: autobusy PKSu to obecnie, jak wiadomo, można rzec śmiało „przyrodnicza rzadkość”, czyli relikt minionej epoki. Bo po 1990 roku królowały tutaj, jak i gdzie indziej w kraju zdezolowane autobusy prywatnych firm typu “krzak” lub „ pan Zenek” zaprasza. Dodać jednak warto, że od czasu pandemii covidowej pojawiły się tutaj, co prawda dość rzadko bo rzadko kursujące, ale sprawne niewielkie autobusiki fundowane przez lokalne władze samorządowe (brawo!), gminne i powiatowe służące okolicznym mieszkańcom dojeżdżającym do pracy w stolicy .
Drugi – ważniejszy, choć smętniejszy – opisywana przez Cezarego Pacyniaka czereśnia w Dębem już nie istnieje, niestety. I to od paru dziesiątków lat – jak mi się udało ustalić to obecnie, w rozmowie z mieszkającą tu nadal wnuczką owego ob. F. Łączyńskiego, ponieważ ta zabytkowa okazała czereśnia została powalone przez potężna wichurę i pozostał z niej tylko kikut pnia. Wichurę nie mającą jak widać zrozumienia nijakiego dla pomników przyrody – nawet tej, ponad obecnie 150-letniej czereśni! Szkoda to oczywiście wielka i nieodwracalna strata przyrodnicza!
Ale cóż począć, takie straty to rzecz całkowicie naturalna i zrozumiała. I nie ma na to najczęściej rady! Ale cóż począć z owymi “nienaturalnymi” stratami, całkowicie niezrozumiałymi i niepowetowanymi, wynikającymi – i to od dawna i nie od dzisiaj, mającymi początek w owej “tradycji” nierozumnie lekkomyślnego podejścia do “starych drzew”. Dodajmy – w pewnych środowiskach nie tylko przecież w Polsce! Ba, w ogóle, stosunku do drzew i świata natury. Z tak krótkowzrocznie doraźnej i czysto pragmatycznej perspektywy niszczonego od wieków, a szczególne w ostatnim czasie!!! Skutki tego podejścia oglądamy obecnie wszyscy naocznie. Ze zgrozą i przerażeniem wielkim – w apokaliptycznym wymiarze globalnym: od płonącej Afryki, wysp i krajów południowej Europy czy Chin, po Amazonię czy Amerykę Północną…
EKOLOGIA, GŁUPCZE!
Powtarzajmy to sparafrazowane powiedzenie pewnego polityka w nieskończoność, a i tak nigdy nie będzie to za wiele w sprawie podcinanej przez samych siebie “gałęzi” (patrz słyne dzieło Złota gałąź Frazera), na której siedzimy. Na niej wyrosła i opierała się przez wieki nasza ludzka cywilizacja i codzienna egzystencja. Nadal więc wycinajmy lasy, zaorujmy prerie, kopmy wielkie “dziury w ziemi” – w poszukiwaniu… własnej zagłady. Róbmy tak dalej dalej, i tak dalej… I tak dalej aż do samego końca… A i tak nie wiadomo czy skutkami tych działań da się kiedyś przekonać owe zastępy dzisiejszych ekosceptyków i innych płaskoziemców…
A może jednak – MIMO WSZYSTKO – dojdziemy kiedyś, jeśli jeszcze zdążymy? – może dojdz,iemy do tej szlachetnej Norwidowskiej idei, “zarania wiekuistego zwycięstwa”? A nasi potomkowie, jeśli przeżyją owe potęgujące się obecne i niechybnie grożące, gołym okiem widoczne, ba, już nadciągające na cały glob katastrofy ekologicznie NIEODWRACALNE, będą z niedowierzającym zdumieniem dociekać przyczyn i źródeł tej naszej nieprawdopodobnej Gargantuicznie wręcz ludzkiej głupoty!
No dobrze, dobrze – nie rozczulaj się, chłopie, tak za bardzo? Wracaj lepiej (jak powiadał to sam renesansowy racjonalista Rabelais (revenons a nos muttons) do tej niepozornej książeczki o STARYCH DRZEWACH. Zawsze większe realne znaczenie mają w ostatecznym rachunku najdrobniejsze bodaj fakty od tej teoretycznej gadaniny umoralniającej, której i tak nikt słuchać nie chce!
Oto autor naszego przewodnika prawi słusznie i uczenie, we wstępie pt. Stare drzewa przedmiotem kultu, o istotnych przyczynach swego zainteresowania – obecną tak mocno w jego pracy – ową praktyczną “ekologiczną dendrologią”. Widzi bowiem jej źródła w starych dobrych tradycjach, obrzędach i wierzeniach ludzkich dotyczących świata natury i przyrody. Obecnych “od zawsze” w dziejach kultury i cywilizacji. W tym właśnie, że od najdawniejszych, niepamiętnych czasów ludzie otaczali stare i okazałe drzewa czcią równą bóstwom. Wierzyli, że w nich zamieszkują opiekuńcze duchy sprawujące pieczę nad plemionami i rodami. To w ich cieniu – z prośbą o opiekę – składano ofiary oraz naczynia pełne obrzędowego jadła i napojów. W cieniu wielkich dębów, cisów, jesionów, jodeł czy buków kapłani odprawiali religijne obrzędy a władcy sprawowali sądy. A za zły omen uważano usychanie takiego drzewa, strzaskanie go przez piorun czy wichury. Hindusi czcili figowca (w jego cieniu miał się narodzić Budda) i drzewo zwane asioka, które uchodziło za symbol miłości i płodności. Chińscy taoiści sadzili wokół pagód miłorzęby. W Azji Mniejszej świętym drzewem była oliwka. Plemiona europejskie czciły głownie dęby, cyprysy, cedry i lipy… (tu kłania się nam nieśmiertelna fraszka Jana Kochanowskiego Na lipę – Gościu siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie…),
A w ogóle, to w całej literaturze, w szczególności w poezji polskiej, znaleźć można dziś bez trudu – w dobie smartfonów i laptopów – dla siebie całą wielką antologię utworów poświęconych drzewom, w szczególności zaś dębom i innym cenionym przez Słowiańskich przodków naszych… Toteż oszczędzę Ci, Czytelniku Drogi, przykładów i cytatów nazbyt wielu. Wiadomo na przykład powszechnie, że Słowianie czcili i “poważali” stare dęby, na co mamy wiele świadectw kronikarskich i literackich. Niech zatem wystarczy choćby ten, który pamiętamy zapewne wszyscy, choćby ze szkolnych tak przez wielu niesłusznie nielubianych lektur – czyli owe Mickiewiczowskie strofy (z księgi IV Pana Tadeusza) o “Drzewach moich ojczystych”:
Jeśli Niebo zdarzy,
Bym wrócił was oglądać, przyjaciele starzy,
Czyli Was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?
Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię;
Czy żyje wielki Baublis, którego ogromie
Wiekami wydrążonym, jakby w dobrym domie,
Dwunastu ludzi mogło wieczerzać za stołem….
Nie można jednak przy tej okazji zapomnieć i nie wspomnieć bodaj króciutko o naszym słynnym “Bartku”. Oto za najokazalsze drzewo w Polsce w 1934 roku sąd konkursowy pod przewodem znanego badacza biologa Władysława Szafera uznał ten legendarny dąb “Bartek” znajdujący się w gminie Zagnańsk. Jego wiek szacowano różnie, jeszcze w międzywojniu, na 1200 lat, a po wojnie na tysiąc. Według obliczeń naszego autora, stosującego nowoczesne metody pomiarów drzew, dąb ten miał wtedy 654 lata (dziś dodajemy mu śmiało 30 i parę), co przecież nie pomniejsza jego “pomnikowej” i obrosłej podaniami historycznymi wartości tutaj przez Pacyniaka rzetelnie opisywanej…
I na koniec tych kilku impresji związanych z Najstarszymi drzewami w Polsce mój APEL WIELKI – i tysięcznych rzesz miłośników przyrody w Polsce – o… fizyczne przypomnienie, czyli wznowienie tegoż Przewodnika Piotra Pacyniaka. W oczywiście poprawionej i uzupełnionej, uaktualnionej przez ustalenia nowego pokolenia badaczy, biologów – dendrologów, w starannej edytorsko nowej wersji książkowej. I to koniecznie w bogatej szacie graficznej, w kolorowo-albumowej postaci zdolnej przyciąć uwagę zblazowanej tanimi sensacyjkami dzisiejszej publiczności! Tak, wiem iż to trud byłby dość wielki i nieco kosztowny, ale wcale nie daremny. No i na pewno wielce ze wszech miar opłacalny dla nas wszystkich. Bo jest dzisiaj (jeśli nie dziś to kiedy?) coraz więcej czytelniczego miejsca na tego typu publikacje, naprawdę doskonały czas – społecznie sprzyjający klimat, wyraźnie odczuwalna potrzeba popularyzacji autentycznej wiedzy.
Janusz Termer
Dębe, lipiec-sierpnień 2023