PŁASZCZ MISTRZA
Wśród wielu pouczeń, rad, słów wieszczych
Pisanych z Rzymu do umiłowanego ucznia
Z przeczuciem męczeńskiej śmierci
Znalazła się prośba
O przywiezienie pozostawionych w Troadzie
kilku pergaminowych ksiąg
i płaszcza
Boskie i ludzkie
Nierozłączne
WIZYTA
Skórzana kanapa rozłożyła się tam
Gdzie dawniej duży stół.
Nie ma krzeseł, które cierpliwie
Czekały na gości.
Wielki telewizor zastawił obraz
Świętej Rodziny.
Nie do wiary, że spędziłem tu
Tyle beztroskich lat.
Młody gospodarz pyta, czy
Napiję się herbaty.
Przytakuję.
Jego matka przynosi
Filiżanki na plastikowej tacy.
Ma coś znajomego
W oczach.
COŚ NAPISAĆ, ALE ŻEBY MIAŁO MOC, PORAŻAŁO…
Na drzwiach żołnierskiego wychodka wydrapać
Skargę na kaprala sadystę:
„Zieliński, ty chuju złamany”.
Żeby fraza darła się głośniej niż ten twój dowódca,
Który w końcu odejdzie do cywila
I nawet stanie się szanowanym obywatelem.
Tak napisać, aby przetrwało
dłużej niż drzwi, wojsko i nawet całe zabytkowe koszary.
Wiem, że to się nie uda, ale
Nie składam broni.
GOOD NEWS
W Ameryce
Zmarł twórca największej piramidy
Finansowej
Miał do odsiedzenia
Jeszcze 130 lat
Czyli znowu
Wszystkich przechytrzył
GRANICA
Nasz kundel coraz bardziej tkwi w pieskim świecie.
Nie ma ochoty na żarcie z puszki,
Patrzy uparcie w jeden kąt,
Mimo uszu puszcza wrzaski
Kotów rządzących w ogródku.
Ale ciągle się cieszy,
Gdy wracamy do domu,
Chciałby o coś zapytać,
Jakby czuł, że zbliża się do granicy
Gdzie człowieczeństwo jest też bezradne.
WIARA
Dostrzegłem dziwny dowód na jego istnienie:
Wisiał przybity
Wśród dwóch innych
Karteczek
Z pilnymi sprawami do załatwienia
Na korkowej tablicy wiejskiej plebanii
PORZĄDKI W SZAFIE
Narzucając wyleniałą kurtkę
jeszcze z tamtego wieku,
poczułem przez skórę
tamtego zbuntowanego chłopaka.
W jego schodzone buty
Trudno było wejść.
PREZENT
Dostałem w prezencie
Takie cudo:
Mierzy rytm serca
Wieszczy pogodę
Co jeść podpowie
Wyświetli mądrość dnia
Zastanawiam się tylko
Po co do tego
Taki gadżet jak ja.
USŁYSZAŁEM GŁOS
Tamten głos nakazał mi iść
Na ulicę Prostą
Do domu
Pobożnego męża
On będzie wszystko wiedział –
Głosił głos
Odtąd tułam się
Z miasta do miasta
NAGŁÓWKI DNIA SIÓDMEGO
Ponadzjawiskowa partnerka polskiego piłkarza
Pręży się na plaży
Ulubienica widzów serialu w żałobie
Po przyjacielu dalmatyńczyku
Nie są już razem – Kaszmir
Zamieściła wymowne zdjęcie.
Nie zgadniesz kim jest z zawodu
Dziewczyna gwiazdy programu „Dopiec i zgrillować”.
Ma pięćdziesiąt dwa lata, ciało nastolatki
I partnera młodszego od córki.
Przeczytaj dwa razy a odstawisz leki na bezsenność.
Jasnowidz już wie, jaka będzie podwyżka emerytur
W marcu przyszłego roku.
Odezwał się publicznie wierszem,
Szybko pożałował.
GDYBYM CHOĆBY PRZECZUWAŁ
Kamieniem siedziałbym w domu
Nie wyciszał telefonu
Może mniej pił i zgłębiał księgi
Ale nie było żadnego znaku.
Obojętne mijaliśmy się na ulicy,
W świątyniach zakupów, w plastikowym gaju.
A wysłany esemes
o nadchodzącym proroku
Mógł być prowokacją
Bezbożnych.
SPRAWY RODZINNE
Kiwa z niedowierzaniem głową:
„No nie wiesz, gdzie?
Za Białkowskiego sklepem
Skręcisz kawałek
I już widać.”
A ja milczę bezradnie,
jak uczniak, który nie ma
od kogo ściągnąć zadania.
Białkowski nie żyje od dobrych dwudziestu lat,
Sklepu chyba nie ma
Jeszcze dłużej.
A on się uśmiecha:
„Ciągle nie wiesz…
Z tobą coraz gorzej.”
SPRAWA OCZYWISTA
Miał w zwyczaju
Stawiać kropkę mówiąc
„Sprawa oczywista”.
Obojętnie, czy chodziło
o pogodę, zapach do łazienki,
albo wyprawę w Himalaje.
Pozostał sobą także wtedy,
Gdy lekarz powiedział mu
Że guz jest nieoperacyjny.
CZERWONY ROWER MARKI UKRAINA
Co kilka dni podjeżdżał prychającym rzęchem po kolejne rzeczy z kawalerki na poddaszu. Widziałem to z okna. Na pierwszy ogień poszły meble z lat siedemdziesiątych, wyleniała kanapa i kuchenne szafki, potem deski, słoiki i rupiecie z piwnicy. Sądziłem, że się przeprowadza, ale to nie był on, tylko ktoś bardzo podobny, domyśliłem się, że brat.
Na koniec na dachu samochodu wylądował czerwony rower. To na nim zwykle go widywałem – sąsiada z naprzeciwka. Co mogę jeszcze o nim napisać? Rozmawiałem z nim, jak tu mieszkamy przez te trzydzieści lat, raptem jeden raz.
Przyszedł zapłacić za świece Caritasu, które akurat sprzedawała Krystyna przed sobotnią mszą. On chciał wtedy jej płacić pięćdziesiątką, ona nie miała jak wydać.
– Niech pan weźmie świecę, odda pieniądze przy okazji…
– To ja jutro sąsiadce do domu podrzucę – powiedział nieśmiało.
I tak się stało. Krystyny akurat nie było, to ja odebrałem te 12 złotych.
Odtąd witaliśmy się skinieniem głowy, on już z daleka, jadąc zazwyczaj czerwonym rowerem.
Nie skojarzyłem, że grudniowego wieczora to akurat po niego przyjechali ratownicy medyczni ubrani w kosmiczne kombinezony. W niebieskim świetle ambulansu wyglądali, jak zstępujące na ziemię anioły grozy.
Dobra poezja, taką lubię,
z przyjemnością przeczytałem.
Pozdrawiam
Wiktor Mazurkiewicz