Franciszek Czekierda – KRYSTIANA VULPIUS, ŻONA GOETHEGO

0
57

Kilka tygodni po przyjeździe z Włoch, w połowie lipca 1788 roku, Goethe spacerował zamyślony po parku w pobliżu swojego domu. Niespodziewanie zagrodziła mu drogę nieznajoma dziewczyna.
– Najmocniej przepraszam wielce łaskawego pana, czy mógłby mi pan poświęcić krótką chwilę w ważnej sprawie – płynnie wyrecytowała.
– O co chodzi? – poeta był zaskoczony śmiałością nieznajomej.
Przyjrzał się jej; nie była wysoka, ani oszałamiająco piękna, choć ładna; miała okrągły podbródek, pełne usta, dość niskie czoło i mocne czarne włosy zwijające się w loki. Gładka twarz nie wyróżniała się szlachetnością rysów, lecz biła z niej naturalna świeżość i bezpretensjonalność. „Interesująca…” – pomyślał.
– Chodzi o mojego starszego brata, Krystiana Augusta Vulpiusa – mówiła śmiało. – Jedynie on z naszej biednej rodziny wybił się, ukończył uniwersytety w Jenie i Erlangen, a teraz nie może znaleźć zatrudnienia. Bardzo martwię się o niego, bo nie chciałabym, aby cały wysiłek rodziny poszedł na marne – nagle zadrżał jej głos. – Jest zdolny, dużo pisze i pragnie zostać literatem.
– Taaak… – Goethe zastanawiał się, jakby wyrażał zainteresowanie losem jej brata.
– Oto jego list – wręczyła mu poczwórnie złożony gruby kremowy papier.
Przeczytał go szybko.
– Chodźmy do altany, bo rozbolały mnie nogi – zadecydował. – Więc brat prosi o poparcie na książęcym dworze – podsumował treść listu.
– Jeśli można, łaskawy panie… – mówiła z przesadną uprzejmością.
– Proszę łaskawą pannę o skończenie z tą łaskawością – zażartował. – Nie jestem księciem. Proszę zwracać się do mnie normalnie panno… O, właśnie, nie wiem z kim mam do czynienia.
– Przepraszam, Krystiana Vulpius. Czy wypada, abym do tajnego radcy dworu i wielkiego poety zwracała się ot, tak… zwyczajnie? – zapytała onieśmielona.
– Miła Krystiano, nie tylko wypada, ale jako tajny radca nakazuję to pannie – rzekł żartobliwie.
– Nakaz spełnię z radością, proszę pana – po raz pierwszy uśmiechnęła się, pozbywając się podenerwowania, które dobrze skrywała od początku rozmowy.

Goethe poprosił służbę o przyniesienie do altany kawy. Pod kilku łykach Krystiana ożywiła się, a po chwili zakręciło się jej w głowie, ponieważ nigdy nie piła kawy (nie było jej stać na tak drogi napój). Dzięki niej swobodnie rozmawiała, była pełna wigoru i tryskała dobrym humorem, co poecie przypadło do gustu. „Podobna trochę do Faustyny” – przypomniał sobie rzymiankę. Spostrzegł też, że dziewczyna, poza rezolutnością, była również inteligentna. Widział w niej przedstawicielkę zdrowego ludu, który zawsze darzył szacunkiem i starał się utrzymywać z nim stały kontakt.
– O twoim bracie wiem już prawie wszystko. Teraz powiedz czym ty się zajmujesz, miła panno? – Goethe zmienił temat.
– Och, to nic ciekawego – krygowała się. – Pracuję w manufakturze.
– W manufakturze porcelany? – dopytywał, będąc pewnym, że pracowała w największym zakładzie miasta.
– Nie. Jestem modystką u pani Bertuch. Robię sztuczne kwiaty. Zaczynałam jako pomocnica, gdy skończyłam piętnaście lat. Ostatnio zaproponowałam właścicielce nowe wzory, z których jeden wszedł do produkcji – rzekła z dumą.
– Wspaniale – pochwalił ją. – Dostrzegam w twojej pracy elementy kreacji.
Krystiana była zachwycona usłyszanym komplementem.
Po zakończonej wizycie Goethe podał jej rękę. Panna Vulpius pochyliła się, chcąc go pocałować w dłoń, jak to robiły osoby niższego stanu wobec arystokratów.
– Krystiano, chyba nie chcesz mnie obrazić? Proszę nigdy tego nie robić – zaprotestował stanowczo. – Zaprosiłem cię na kawę jako współmieszkankę Weimaru, nie zaś jako służkę.
– Wielkie dzięki, proszę pana – rzekła skrępowana.
Goethe zastanawiał się nad ponownym zaproszeniem jej, chciał z nią podtrzymać znajomość i jednocześnie obawiał się, czy wypada.
– Przyjdziesz jutro? – przemógł się.
– Bardzo chętnie – ucieszyła się. – O tej samej porze?
– Może po zapadnięciu zmroku – zaproponował.
– Żeby nikt nie widział? – zapytała naiwnie.
Goethe pomyślał o tym samym, lecz powstrzymał się od komentarza. Spojrzał tylko na nią, jakby chciał powiedzieć: „Dziewczynko, powinnaś się ugryź w język, zanim powiesz słowo za dużo…”.
– A sprawa brata? – zaniepokoiła się.
– O, właśnie – zapatrzony w nią, zapomniał o nim. – Jutro szczegółowo ją omówimy.
Żegnając się, podał jej dłoń, którą mocno uścisnęła. „Silna” – pomyślał zadowolony. W dołku zrobiło mu się ciepło. Panna Vulpius ukłoniła się i odeszła, kołysząc wdzięcznie krągłymi biodrami. Miała ładny chód. Długo odprowadzał ją wzrokiem.
– Zdrowa przedstawicielka gminu – usłyszał skądś metaliczny szept.
– To ty? – Goethe zdenerwował się.
– Tak, to ja, Fauście. Miło, że od razu mnie poznałeś.
– Nie chcę z tobą rozmawiać, Mefisto!
– Hoża panna. Zauważyłem, jak zaświeciły ci się oczy.
– Bredzisz!
– Jam to spowodował, że wasze ścieżki się przecięły.
Poeta milczał. Nie zamierzał kontynuować dialogu z diabłem.
– Kiedy do ciebie przyjdzie, zatrzymaj ją. Będzie ci pomocna.
– Już zaczynasz projektować fantastyczne wizje – zaprotestował.
– Niczego nie projektuję. Tak będzie. 
– W głowie ci się coś imaginuje… – Goethe odrzekł zły.
– Zgadłeś. Imaginuje się coś, ale… w twojej głowie. Gdy tylko uścisnęła twoją rękę, od razu na jej temat rozwinąłeś skrzydła fantazji, aż poczułeś w środku gorąco.
– Idź precz!

Podczas drugiego spotkania Goethe przekonał się, że dziewczyna jest interesującą rozmówczynią. Braki w wykształceniu nadrabiała życiową mądrością. Po tej wizycie umówili się na następną i potem na kolejne. Po krótkim czasie Goethe zakochał się.
Zgodnie z obietnicą Goethe pomógł jej bratu, kiedy ten wrócił do Weimaru. Uzyskał dla niego zatrudnienie w bibliotece, a od 1806 roku został głównym bibliotekarzem. Krystian Vulpius był autorem romantycznych opowieści, dramatów i oper. Jego najbardziej znanym utworem jest Rinaldo Rinaldini, Kapitan Rozbójników (1797), od 1817 roku był także redaktorem czasopisma Die Zeit.

Po jakimś czasie Krystiana zamieszkała u Goethego. Po pierwszej wspólnej nocy przypomniał sobie dialog z Mefistem. „Do stu diabłów! Miał rację” – skonstatował podenerwowany, zastanawiając się nas sensem tego, co zrobił. „Właściwie dlaczego się denerwuję? – po chwili pomyślał. – Tak miało być. I dobrze, że tak się stało. O tym zawyrokowała Opatrzność, nie Zły. Gdyby on przyczynił się do tego, już bym usłyszał jego pełen satysfakcji głos, już by się cieszył”.
Pani von Stein dowiedziała się o pannie Vulpius dopiero po kilku miesiącach. Zażądała od niego zerwania z nią. Poeta odmówił. Pragnął mieszkać z partnerką i jednocześnie mieć dobre relacje z Charlottą. Jednak jej duma nie pozwalała przystać na ten stan rzeczy, a zachowanie byłego ukochanego odebrała jako osobisty despekt. Zazdrosna i zrozpaczona cierpiała. I gardziła Krystianą.
Pewnego dnia Charlotta von Stein odwiedziła księżnę Annę Amalię.
– Słyszałaś, moja droga, co wyprawia miłosiernie panujący nam poeta? – pani von Stein zapytała sarkastycznym tonem.
– Wiem, że zadaje się z jakąś kochanicą – stwierdziła bez emocji. – O ile pamiętam jest nią jakaś robotnica… – zaśmiała się z wyższością.
– Żyjemy w nowoczesnych czasach i wolnym księstwie, więc może się zadawać nawet z tą kreaturką, ale tu chodzi o coś zupełnie innego – pani von Stein budowała napięcie.
– Czy masz, kochana Charlotto, jakieś nowe wieści?
– Wyobraź sobie, że ta osóbka zamieszkała u niego – baronowa niemal zapiszczała w tonie dezaprobaty.
– Niemożliwe? – informacja ta zmroziła księżnę.
– To pewne.
Anna Amalia zaczerpnęła głęboko powietrza, po chwili zaś nerwowo zatrzepotała wachlarzem.
– Muszę się uspokoić – powiedziała bardziej do siebie, niż do Charlotty. – Człowiek z naszej sfery, poeta, a przede wszystkim tajny radca stanu wziął pod swój dach prostaczkę? – upewniała się. – Nie mieści mi się to w głowie – rzekła dramatycznym głosem.
– Podzielam twoje oburzenie, najdroższa Anno.
– Przygarnął ją do mieszkania przy Frauenplan, czy do domku myśliwskiego?
– Tego nie wiem, choć przypuszczam, że do pierwszego.
– Za dobrze mu się powodzi w moim księstwie – Anna była wściekła.
– Masz rację. Jak mógł przyjąć tę brękotkę do domu należącego do dworu?
O tempora, o mores – westchnęła księżna. 
– A może trzeba ich stamtąd wyprosić? – pani von Stein podsunęła myśl.

Księżna poprosiła syna, księcia Karola Augusta, aby spowodował wyprowadzenie się  poety z domu przy Frauenplan. Zaprzyjaźniony z Goethem książę miał trudny orzech do zgryzienia.
– Powiem bez ogródek, drogi Johannie, że cały dwór jest zbulwersowany twoją decyzją – Karol August rzekł z trudem.
– Chodzi o mój projekt podatku drogowego? – udał, że nie wie, o czym mowa.
– O wspólne zamieszkanie z jakąś panną.
– Domyślam się, że zbulwersowany jest nie tyle dwór, co raczej twoja matka i pani von Stein?
– Mamę zostaw w spokoju – książę skrzywił się.
– Baronowa von Stein od jakiegoś czasu żywi do mnie bezinteresowną niechęć.
– Czyżby bezinteresowną? – zdziwił się. – Przez grzeczność nie wspomnę, że byłeś przyczyną jej bólu, nie powiadomiwszy jej o swojej podróży do Italii. Nie wspomnę o sobie…
– Powiadomiłem cię o podróży, mości książę. Co prawda z pewnym opóźnieniem… Wszak udzieliłeś mi urlopu. Poza tym Italia odrodziła mnie nie tylko twórczo… – próbował zmienić niewygodny temat.
– Proszę cię – przerwał mu – nie mieszaj sanacji własnej duszy z niedostatkami savoir vivre’u. Wiesz dobrze, że kobiety takich rzeczy nie wybaczają. Nie powracajmy już do przykrej przeszłości. Na własne życzenie powarzyłeś stosunki z tą zacną damą i z całym dworem do tego stopnia, że musiałem zwolnić cię z uczestnictwa w posiedzeniach rady ministrów.
– Uczyniłeś to na moją prośbę.
– Twoje postanowienie o przyjęciu pod swój dach tej plebejuszki jest nieodwołalne? – Książę zapytał zniesmaczony.
– Kocham ją. Jest moją partnerką i planujemy wspólną przyszłość – Goethe powiedział z mocą wyznania wiary.
Karol August zastanawiał się chwilę, zbierając się na odwagę, aby wypowiedzieć najważniejsze słowa, z którymi przyszedł.
– Jeśli tak, to proponuję, abyś planował z nią przyszłość w innym locum.
Goethego zamurowało.
– Czy dobrze zrozumiałem, mości książę, że mamy opuścić mieszkanie? – spojrzał mu przenikliwie w oczy.
Książę wytrzymał palący wzrok Johanna. Nic nie powiedział. Jego władza rozciągała się nad księstwem, lecz nie nad wolnością poety mimo, że był jego poddanym. Zrobiło mu się go żal, bo jeszcze nie tak dawno uwielbiał go, teraz zaś musiał wykonać sugestię matki, z którą nie całkiem się zgadzał.
– Propozycja mości księcia jest dla mnie rozkazem – Goethe przerwał męczącą ciszę. Oczy zwilgotniały mu. Poczuł, że brakuje mu powietrza, toteż trzęsącymi się palcami rozpiął guzik pod szyją. – W ciągu tygodnia wyniesiemy się na ulicę – rzucił zdesperowanym tonem.
– Nie wolno ci tak mówić, mój drogi. Masz przecież do dyspozycji domek przy Marienstrasse…
– Myśliwski domek? Mam w związku z tym świetny koncept, złamię pióro i zostanę nadwornym łowczym. Wydasz w tej sprawie odpowiednie rozporządzenie? – kpił.
– Nie spiesz się z przeprowadzką, Johannie – w tym momencie Karol August objął go w przyjacielskim geście.
– Podziękuj za to matce – Goethe rzekł sarkastycznie, stojąc nieruchomo.

Johann z Krystianą przenieśli się do domku myśliwskiego dopiero w następnym roku. Ich związek wywołał nie tylko oburzenie weimarskich elit, lecz był także przedmiotem wielu plotek. Zakochani nie przejmowali się nimi. Byli szczęśliwi, czego dowodem są erotyki Goethego, składające się na Elegie rzymskie (Römische Elegien).

III
Moja najmilsza, nie żałuj, żeś mi tak prędko uległa!
Wierzaj, nie kala cię myśl we mnie zuchwała, ni zła.
Różnie działają pociski Amora: z nich jedne li drasną
I zdradziecki ich jad przez lata chorobą jest serc.
Lecz upierzone potężnie, z ostrzem na świeżo zaciętym,
Inne wnikają w sam rdzeń, w lot rozpalają nam krew.
W czasach herosów, gdy bogi, jak i boginie, kochali,
Żądza w spojrzenia szła ślad, rozkosz za żądzą tuż w trop.
Myślisz, że długo bogini nad swą dumała miłością,
Kiedy Idajski jej Gah poznać Anchuza dał czar?
Gdyby Luna zwlekała z ucałowaniem pięknego
Śpiocha, Aurory by w lot zazdrość zbudziła go z snu.
Hero ujrzała Leandra w rozgłośne święto i rączo
Kochający w noc fal rzucił się, trawion przez żar.
Rea Sylwia, książęca dziewica, kroczyła do Tybru,
Wody zaczerpnąć chcąc zeń, wtedy pochwycił ją bóg.
Takim sobie sposobem Mars spłodził synów. – Bliźnięta
Karmi wilczyca i Rzym świata monarchą się zwie.

V
Teraz radośnie się czuję na ziemi klasycznej natchniony,
Głośniej, czarowniej mi brzmi z dawnym współczesny mój świat.
Słucham tu danej mi rady, pisarzy świata starego
Skrzętnie przerzuca ma dłoń, nowy wciąż czerpię z nich czar.
Ale całymi nocami inaczej zatrudnia mnie Amor;
Choć więc uczony na pół, szczęsny podwójnie jam jest.
Czyż się zresztą nie uczę, gdy badam łona miłego
Piękne kształty i w dół dłoń swą przesuwam wzdłuż biódr?
Wtedy dopiero rozumiem marmury; myśl porównywa,
Widzi czujący mój wzrok, czuje widząca ma dłoń.
Chociaż najmilsza niejedną godzinę dnia mi zrabuje,
Za to gadziny swe w noc daje, by spłacić mi dług.
Wszak nie całuje się ciągle, gwarzy się również rozsądnie:
Gdy opadnie ją sen, leżę i myśli mam tłum.
Często już także w objęciach najmilszej tworzyłem poezje
I heksametru jam rytm, znacząc palcami ich takt,
Na jej plecach wyliczał cichutko. W śnie słodkim oddycha,
A gorących jej tchnień ogień przepala mi pierś.
Amor lampę objaśnia tymczasem i myśli o czasach,
Gdy triumwirom swym on równą usługę tę niósł.
                                                                       Tł.: Leopold Staff

Choć Elegie rzymskie poświęcone zostały Krystianie, trzeba uzupełnić, iż Goethe tworząc je miał wciąż w pamięci „rozkoszną słodycz kochania” – jak to określił Jean-Marie Carré – z piękną Faustyną Antonini.

Ujmująca powierzchowność Krystiany Vulpius, jej zmysłowość i poczucie humoru były cechami, które niewątpliwie zaważyły na decyzji Goethego połączenia się z nią na stałe. Do jej plusów należy dodać, że była energiczna, bystra, dobrze prowadziła wspólny dom, interesowała się teatrem i uwielbiała tańczyć. Miała jednak kilka minusów: była niewykształcona (pisała z trudnością), wulgarna i nadużywała alkoholu szczególnie podczas zabaw, na które uwielbiała chodzić sama. Johann był pobłażliwy dla jej słabości, czego nie rozumieli jego najbliżsi przyjaciele. Johannowi Gottfriedowi Herderowi napisał, że namiętnie ją kocha. 

Po półtora roku od ich pierwszego spotkania, w grudniu 1789 roku, urodził się syn, August. Pozostała czwórka ich dzieci zmarła wcześnie. Jako jedyny ich potomek dożył wieku dorosłego, choć zmarł przedwcześnie, mając czterdzieści lat. Zdarzyło się to podczas podróży do Włoch w 1830 roku. Gdy jechał przez miasteczko La Spezia, powóz miał wypadek. Mimo to, po lekkich obrażeniach, pojechał do Florencji, Neapolu i Rzymu. Niespodziewanie zmarł 27 października. Przyczyna jego śmierci jest nieznana, podejrzewano, że była nią ospa, natomiast sekcja zwłok wykazała krwiak w mózgu oraz powiększoną wątrobę.

Poza wspomnianymi Elegiami rzymskimi Johann Goethe, poświęcił Krystianie Vulpius także Metamorfozę roślin, wiersz będący uproszczoną wersją traktatu Próba wyjaśnienia metamorfozy roślin (Versuch die Metamorphose der Pflanzen zu erklären). 
Ze względu na swoje pochodzenie była poniżana przez arystokrację dworską, która obrzucała ją wulgarnymi epitetami, o czym była już mowa. Żona Fryderyka Schillera nazywała ją „pulchną nicością”. W przełamaniu wobec niej ostracyzmu towarzyskiego pomogła Johanna Schopenhauer, matka filozofa, Arthura Schopenhauera, powszechnie szanowana dama prowadząca w Weimarze salon kulturalny. Uczyniła to jednak z butą charakterystyczną dla swojej sfery, mówiąc: „Myślę, że jeśli Goethe da jej swoje nazwisko, to chyba możemy podać jej filiżankę herbaty”.
 Po kilkunastu latach nieformalnego związku, Johann i Krystiana pobrali się. Zanim do tego doszło Francuzi zajęli jesienią 1806 roku Saksonię, a żołnierze splądrowali wiele wsi i miast, w tym także Weimar. Pijani żołdacy wtargnęli również z zamiarem rabunku do mieszkania Goethego na Frauenplan (po przymusowym opuszczeniu tego locum w 1789 roku, po kilku latach przerwy, powrócili tu na początku lat dziewięćdziesiątych). Krystiana wystąpiła z odważną interwencją broniąc mieszkania i dobytku. Następnie załatwiła u francuskich oficerów ochronę domu. Po dwóch dniach od zdarzenia Johann Goethe postanowił wziąć z nią ślub w uznaniu dla jej postawy, o czym napisał do kapelana dworu książęcego: „Pragnę uszanować moją małą przyjaciółkę, która tyle dla mnie uczyniła, przeżywszy ze mną tę godzinę próby, dlatego w pełni cywilnie uznaję ją za moją”. Ślub odbył się 19 października 1806 roku w kościele św. Jakuba.
 Jako małżeństwo mogli wreszcie odwiedzać domy dworzan, choć i tak Krystiana nigdy nie uzyskała pełnej akceptacji miejscowych elit. Do końca żyła w cieniu wielkiego poety, zajmując się rodziną i domem. Zmarła w 1816 roku w wieku pięćdziesięciu jeden lat po zakażeniu krwi na skutek choroby nerek. Po jej odejściu Goethe zawarł swój ból w czterowierszu:

Próbujesz, słońce, nadaremno
Przebić się przez ciemnych chmur treści.
Całym zwycięstwem życia mego
Jest opłakiwanie jej śmierci.  

Franciszek Czekierda

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko