Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
109

Bez żadnej osłony…

Ze skrzydełka dowiaduję się, że autor ma 31 lat, pracuje naukowo na Uniwersytecie Columbia i że „wyjątkowo zręcznie łączy błyskotliwy humor z filozoficznym zacięciem i z czułością opisuje każdą naturę, dostrzegając wszystkie jej sprzeczności i śmiesznostki.” Izraelczyk, na dokładkę debiutant, ale „należy do najbardziej docenianych  izraelskich debiutantów.” Czasami zastanawiam się, kto jest autorem tych błyskotliwych, inspirujących zachęt do sięgnięcia po książkę. Może jego nazwisko powinno się znaleźć obok nazwiska autora i tłumacza?

Do rzeczy. „Jerozolimska plaża” to zbiór czternastu opowiadań. Dwóch początkowych, dłuższych i pozostałych zdecydowanie krótszych.

Te pierwsze, w moim odczuciu są najważniejsze. Zwłaszcza „Oddział geriatryczny”. Ten „oddział geriatryczny” to… to jednostka wojskowa, w której służą… staruszkowie ze statusem „samotnych żołnierzy”, czyli takich bez rodzin, opiekunów. Gefen nie opowiada jednak historii jednego pokolenia. Stawia obok siebie dziadka, który po śmierci ukochanej żony idzie do takiego oddziału, wnuka, który służył w armii podczas inwazji na Liban i jego ojca, człowieka pozornie ułożonego, poświęcającego życie porządkowaniu rzeczywistości nie do uporządkowania. Życiu w rozdarciu, po rozstaniu z żoną (ta wyjechała do Indii i śle maile do syna), z długami, z ukryta gdzieś głęboko troską o najbliższych.

W tym opowiadaniu nic nie jest oczywiste. Dziadek kłamiący, że nie ma się kto nim opiekować, wnuk, który nie może się podnieść z wojennej traumy i ojciec, który planuje samobójstwo kupując wcześniej polisy ubezpieczeniowe. Są zapętleni. Być może to ten najstarszy ma, przynajmniej do czasu, najwięcej energii. To on beszta geriatryków, mobilizuje do aktywnej służby. Wszystko ma, oczywiście, pewien horyzont czasowy. Dla dziadka jest to informacja o chorobie Parkinsona.

Czytałem to opowiadanie i myślałem o tym, jak głęboki jest wpływ historii na mieszkańców Izraela, jak ich życie determinowane jest wojną, zagrożeniem życia, traumami przenoszonymi latami.

„Exit” jest zupełnie innym opowiadaniem. „To sprawia, że jesteś wyjątkowy – powiedziała, po czym dodała pospiesznie: – jesteśmy. To pragnienie, aby przeć do przodu. Żeby odnosić sukces i nie przepraszać.” Byli młodzi, chcieli tego sukcesu. Za wszelką cenę? Nooo, byli skłonni wiele poświęcić. Wynieść się na odludzie. A córka? Do czasu wszystko było dobrze. Dwanaście lat po ślubie. Matka z nadzieją na objęcie kierowniczej funkcji, ojciec po utracie pracy, ale z nadzieją na stworzenie „inteligentnej” aplikacji. Córka zaczyna śnić. Nie, nie tak zwyczajnie. Pamiętacie swoje sny? Nie wszystkie, to pewne. Ale trwają, te śnione obrazy, krótko. Jakieś zdarzenie, sytuacja. A jeśli zaczęlibyście śnić całe lata? Centrum autyzmu? Nieskoordynowane zapisy. Pierwszy taki przypadek. Strach. Może została skrzywdzona. Arabski pasterz owiec? Coraz dłuższy sen… Czułość… Może ten kto pisał tych kilka słów na skrzydełko miał rację? Uporządkowany czas rozsypany jak rozbita cegła… Okruchy.

W „Jerozolimskiej plaży” ważna jest przeszłość, zdarzenie, które miało miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej. Bez pewności, że  miało miejsce. Gdzie bowiem jest w Jerozolimie plaża? Dwoje staruszków, trzymających się za ręce. On chce aby pokazała mu, gdzie weszła do wody. Padał śnieg, w morzu pływały kawałki lodu. Tak zapamiętał tę jej opowieść. Nie chciała potem do niej wracać. Można się uśmiechnąć. Jerozolima przecież nie leży nad morzem. Ale to wspomnienie jest przecież tak świeże. Ludzie pytani, gdzie jest plaża, wzruszają ramionami. Alzheimer pewnie wszystko wyjaśnia. Ale przecież ta plaża jest. Oboje na niej leżą. Przed synagogą. Mogą szeroko rozłożyć ramiona.

Jest tu jeszcze opowiadanie zatytułowane „Dziewczyna, która mieszka blisko słońca”. Spróbujcie patrzeć na słońce bez przyciemnionych okularów. Ona patrzy. I mieszka gdzieś na odludziu, pustyni. Ma małą plantację opuncji. To te owoce, sprzedawane pośrednikom w handlu nieruchomościami są jej jedynym dochodem. A on? Spotkali się tylko raz. W knajpie, powiedziała żeby, jeśli będzie blisko, ją odwiedził. Przyjechał. W nim też siedziało to, co przeżyte. Nie mógł odjechać. Przeżyli burzę piaskową. Prawie nie rozmawiali. Byli blisko.

Dziwny świat jest w tych opowiadaniach. Rzeczywistość przeplata się w nich z fantazją, iluzją. Możesz być w Berlinie nie wyjeżdżając z Izraela, możesz pokazywać zdjęcia, wpisy na facebooku, opowiadać o podróżach, pracy. Możesz łapać czas. Możesz być konsultantem w infolinii, możesz szukać sensu życia będąc ustawianym w nieoczekiwanych sytuacjach, rolach…

Iddo Gefen, jego proza, wciąga, zasysa czytelnika. Jego bohaterowie są ludźmi ze skazą, problemem. Nie, nie ma tu żadnych łatwych rozwiązań. Jest jak być musi, czasami jak na dnie studni, czasami jak w słońcu bez żadnej osłony

Iddo Gefen – Jerozolimska plaża, przekład Anna Halbersztat, Znak 2023, s. 365.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko