Murat Yurdakul – wiersze

0
59

Głos mojej Mamy

To był zawsze czuły głos mojej matki,
Zaangażowałem się w sen o milczeniu z czerwonymi pąkami
Chłopiec maluje twarz na wojnę
March pamiętał świece i sen
Spalam mój sen Zimo, oszalejesz… powiedział Bóg

Czołgi, bomby, karabiny, bębnią
Kolejne drzewo judaszowe, kiedy płaczę…
Lampa zgasła, ogień wlał się do morza
Zasłona świata opadła na nas z bólem

Mrówka gwizdała po mojej lewej stronie
Boląca skorupa, brak żeber, brak kości
Ślady zębów na twoim jabłku, krwawiąca ręka krawca
Wspólnie powiedzieli, że wszystko zniknęło

Haydarpaşa ah, szyja mojego dzieciństwa robi się zimna
Na podwórku ziemi.
Wszystkim na świecie jest zimno.
I ziemia, która oszczędza, ziemia, która przebacza
Ciała nie pasują – powiedział chłopiec z zimnym czołem.

Poranek palił mnie w ustach od zapamiętywania gorzkich wierszy
Odległy poranek ziewał
Moja mama powiedziała: „Niech ołów utkwił w ptaku do wyschnięcia”…
To zawsze był jego głos


Morderstwo Jabłka

wciąż są blizny po zranionej ranie, przy drodze
teraz trzeba znaleźć wirtuoza, który usunie to morderstwo
gnicie jabłka we mnie
W kieszeni znajduję deszcze, o których zapomniałem
w pozostawionej popielniczce
nie zapalone papierosy są smutne… puste kieliszki milczą
ogień i sól pozostały elifba od wieczorów
na ciemnej ulicy rysują się zmęczone cienie
przyćmiło to letnie szczęście
pewnego dnia nasza twarz pęknie bez konfrontacji
czarna żmija budzi z czasem moje zmęczone oczy
Wiem, że cokolwiek ci powiem, będzie niekompletne
kochanie w mieście, w którym zmieniłeś wiek
W dniu, w którym rzuciłem palenie, padał deszcz

tego wieczoru zwinni ludzie przechodzą przez cemakan.
ta droga jest bardzo wąska, ludzie nie zmieścili się w samotności.
ta muzyka
to słońce
to drzewo
umysł tego chłopca… zawsze do pożarów.
Wiedziałem: czas odejść; śmierć śmiała się z nas wszystkich z kochankiem!


Uwertura fortepianowa Fuzuli

Twój szklany uśmiech zatonąłby w ciszy
niebo, senny obraz miasta tonącego w wodzie,
dzieci opuściły ostatnie miasto,
gdzieś w jesionowym ogrodzie jeszcze żółtego tego lata,
Mój sen rozpada się na dźwięk dźwięków dochodzących z balkonów minionego lata
beznadziejny z parkami, które mnie krwawią!
czy syrena może przyzwyczaić się do ziemi
Czy to pytanie będzie odpowiedzią na chowanego w lutym?

Milczałem, czekając na kochanka, który stawia życie na pierwszym miejscu
nowe żurawie na szyi…
za mało atramentu
końcówka pióra jest ostra, papier jest zmięty

huśtawka odpowiada
moje kolana, które upadły
Budzę się rano w języku, którego nie znam
Tęsknię za morzem, ale nigdy się nie spotkałem
na kamiennym dziedzińcu z widokiem na samotność
Nauczyłem się puszczać wyimaginowane latawce od głosu gołębi
światowy ból wylewa się z dziecięcych łez


Rzęsa

Moja mama była szczupła, ilekroć do mnie dzwoniła
jej głos zniknął na wietrze
kiedy okno było ostatnio otwarte
drzwi były zamknięte dla wielkiej samotności nieba
minęliśmy te żółte liście i noc
miały kolor wód, które mówiły o świecie
pochodziły ze srebrnej róży i zamieniły się w czarną różę

znajdź mi rzęsę, która nigdy nie była mokra
Jest na tym świecie coś, co nie mieści się w moim sercu

Miałem rozdarcie, które nie zniknęło
Zamierzałem pokazać to mojemu krawcowi
Pokazałbym rozdarcia na świecie
połatane części mojego umysłu, moje zablokowane drogi
ile sezonów napłynęło
oto ta zima, której okno zostało wybite
oto czas płynący w tę porę roku
Wiedziałem, ale wezwałem Nedima do pachnących różą wód
na zaśnieżoną górę bez sofy
moje życie to drobny piasek!


Działające nożyce w ręku

Nie rozmnażałem się, zapomniałem, pamiętaj o nocy, kiedy umarłem w twojej nagości!

deszcz: twoja cisza jest dźwiękiem twojego niepokoju
mówi do ciebie. o wędrującym wietrze
Przeszedłem przez serce bólu, niosąc w sobie jego szum,
uważali mnie za dreszcz we śnie, który wyczerpuje się w lustrze
Jednak zrozumiałem wodę, która zamarzła we własnym dole, smutek drogi…
jeśli zegar ścienny, który dzwoni, jest brzydki
cisza to pokoje, zapomniane lampy…
płynie pod twoimi włosami
Będę pamiętał poranki, kiedy kąpałem się w rzekach
powiedzieli w środku serca
choć są ślady, o których trzeba zapomnieć…
pewnego dnia wiatr zatrze ślady
W kieszeni noszę dwa bilety
jeden na całe życie;
mówią, że walizki i torby są pomieszane
Krew mi kapie, nie mogę jechać do miast, które kocham
Wszystkie pociągi są szybkie, wykolejają się i wkraczają w moją ciszę
ach, pewnego ranka trumna podniosła się z nawiedzonego miejsca: to byłeś ty!
miłość stoi we mnie jak para nożyczek, jest otwarta i zapomniana.

Murat Yurdakul

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko