ANDRZEJ ZANIEWSKI – PISARZ NIEOBOJĘTNY…

0
101

„Jesteśmy nieprzygotowani
na pożar
i poparzenie szczęściem”

W każdej chwili- Nowy Tomik”- Janusz Szot

„Pisarzu ! Pamiętaj zawsze o Zoli broniącym Dreyfusa!”- wciąż powraca do mnie
zdanie aktualne, ważne. Sądzę, że czytelnicy pamiętają tamten haniebny epizod z dziejów
Francji i dramatyczny apel -,,Oskarżam”- Emila Zoli adresowany do społeczeństwa – narodu
– ludzkości…
Antysemityzm został oficjalnie potępiony, osądzony, nazwany, chociaż istnieje…
Dzisiaj pojawiły się sprawy inne – też nie nowe, również bolesne, gorzkie i to niedaleko nas, obok, a często i przy naszych drzwiach. Pomijane, niedostrzegane, spychane na pobocze, jątrzące.
I o tych właśnie palących i parzących zjawiskach i zdarzeniach pisze Janusz Szot – uważny
obserwator i wrażliwy poeta, muzyk, malarz, artysta, wizjoner z pierwszych dekad XXI
wieku.
W przejrzystym, zwięzłym, chwilami niemal reporterskim stylu opowiada o sytuacjach –
moim zdaniem autentycznych – z którymi jakże często nie chcą, a może nie potrafią się
pogodzić napastliwi moraliści, nie tylko prowincjonalni…
Rzeczywistość zaskakuje, irytuje, drażni… Ktoś zginął, popełnił samobójstwo, zabił, a
granice przestają być granicami przyjaźni i braterstwa, i najeżone kolczastymi pułapkami
mają zrażać, odpędzać i grozić…
Janusz Szot – debiutant z roku 1997, a więc autor w pełni dojrzały i zapewne już „po
przejściach” różnorodnych, nie zgadza się na nietolerancję, na pychę i bezczelność, na
zakazy, rozkazy i prawa zagradzające nam drogę do szczęścia i tych chwil indywidualnej
wolności jakich tak bardzo potrzebujemy. Spieszę tu wyjaśnić, że o ile mój odbiór jego prozy można określić emocjonalnym, to sam tekst tych opowieści emanuje formalnym
zdyscyplinowaniem, spokojem i wyważoną relacją, a nawet zamierzonym zapewne
dystansem do opisywanych faktów.

W tym oryginalnym i dopracowanym artystycznie zbiorze opowiadań o znamiennym
tytule ,,Na tarasie piekła” Autor krąży wśród tematów moralnie niepokojących, dla tych
wszystkich – interesujących się nadgorliwie cudzym życiem. Prawdopodobnie wielu
czytelników pomyśli: To o mnie.
Kiedy James Joyce w ,,Ulissesie” poświęcił kilka stron na rozważaniu Leopolda Bluma w
wychodku – a mija właśnie sto lat od ukazania się w Paryżu pierwszego wydania arcydzieła – krytyka lewitowała między zachwytem a oburzeniem… Janusz Szot już nie szokuje, lecz
wprawia w zakłopotanie, obnażając jak głęboko zależni jesteśmy od fizjologii i jest chyba
jedynym znanym mi bliżej pisarzem, postrzegającym wydalanie za kluczowy przejaw naszej
obecności na Ziemi… A zasady demokracji, wolności i równości sprawdzają się najpełniej w
zacisznych korytarzach miejskich toalet. I nie jest to obraz jedynie satyryczny, lecz realny,
bliski mieszkańcom wybetonowanych metropolii.
We wszystkich opowiadaniach uwagę przykuwa wyrazista fabuła, atrakcyjna – żywa akcja,
ekspresja narracji… Każdy moment z życia bohaterów jest zaplanowany, uzasadniony
rozwojem przewidzianych sytuacji. Janusz Szot prowadzi czytelników wprost, bezpośrednio
w skomponowany przez siebie obraz świata – również świata własnych idei umiejętnie,
dyskretnie nam podpowiadanych, otwierając możliwości osobistych, autonomicznych
interpretacji.
Urzekła mnie, analityczna opowieść o czysto kobiecej miłości z delikatnie zarysowanymi
sylwetkami bohaterek. Odkrywanie urody uczuć, próbę stworzenia nowej rodziny i
uchronienia własnego szczęścia przed jakąkolwiek ingerencją, opisane subtelnie i
uzasadnione psychologicznie. Przywołałem z pamięci lesbijki – przyjaciółki, jeszcze z czasów Kickiego, żony, córki moich współtowarzyszy losów i wynikające z ich inności problemy, dostosowanie się do tradycyjnych reguł.
Janusz Szot idzie za ciosem , słusznie i celowo… Scena rodzinna gdy zebrani dowiadują się o miłosnym związku swej babci – mamy z Ewą, przyciąga przenikliwością, jasnością i prostotą odważnej decyzji.
Podobnie utwór o Nieszczęśniku, któremu trudno pogodzić się z odejściem ukochanej… Autor nie rozwija szerzej wątku ewentualnej miłości z partnerem, lecz my – czytelnicy zastanawiamy się czy to uzasadnione i jedyne panaceum na przeżywaną rozterką?
Pisarz porusza się po wrażliwym – nadwrażliwym terenie nie unikając, a raczej poszukując atrakcyjnych wątków tabu. Na pograniczu przeznaczenia, czy zbiegów okoliczności, rodzi się płomienna miłość trójki adoptowanego niegdyś rodzeństwa. Szlachetne uczucia zderzają się z brutalną przeszłością… A czytelnik zastanawia się czy zła prawda powinna niszczyć z trudem znalezione szczęście? I co dalej? Janusz Szot pozostawia nas wśród pytań…
Kolejne opowiadanie i … prosty wniosek: Nigdy nie dawaj swemu dziecku do rąk niewłaściwych zabawek, szczególnie jak masz nerwową małżonkę…
Czy w świetle tych opinii można nazwać Janusz Szota – pisarzem – prowokatorem?
Oczywiście! Prawdziwy, utalentowany pisarz zawsze prowokuje, pyta, krytykuje, domaga się zmian w obyczajach, w przyzwyczajeniach, w mentalności…
Jednak Janusz Szot to poeta, autor czterech zbiorów oryginalnych, wartościowych wierszy, indywidualnie postrzegający znaczenie formy, kształtu narracji, symbolu… Inaczej:
nieobojętny wobec obojętności, krzywdy, nietolerancji…
Rozważane, bezkompromisowe opinie mogą drażnić, denerwować, budzić wątpliwości i
dlatego są potrzebne, konieczne. Tylko czy musimy je rozstrzygać, decydować: za czy
przeciw?
Czy raczej zaakceptować, zgodzić się, że taki będzie nasz świat?
Pomaga w tej akceptacji różnorodności życia, atrakcyjny styl zwięzły, przejrzysty, bez barokowych opisów i nadmiaru przyrodoznawczych refleksji.
Janusz Szot prowadzi czytelników przez znaną nam, nieco zmęczoną rzeczywistość polskiej codzienności, z żelazną konsekwencją, do przeważnie niespodziewanej pointy…
I ulegamy fascynacji, strona za stroną, podziwiając fabularną precyzję, wczuwając się w psychologiczne relacje, poznając myśli niepokornego autora.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko