Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
113

Słowacja na Tahiti

Historia alternatywna… Nie przepadam za tym gatunkiem. A jednak czytałem tę powieść? nie powieść zaintrygowany. Może dlatego, że spora jej część dzieje się tuż obok nas, Polski? Bo przecież Słowacja to nasz sąsiad, a Słowacy… to bliski nam naród.

Bohaterem swej książki uczynił Hvorecký generała Milana Rastislava Štefánika. Postać autentyczną, jak o nim piszą „jednego z założycieli Czechosłowacji”. Człowieka wielu talentów, zajmował się obserwacją planet, był pilotem, ale przede wszystkim był słowackim patriotą.

Gdzie więc ta utopia? Otóż w „Thaiti” Štefánik wcale nie zabiega o  Czechosłowację. Co więcej całym pomysłem jest inna Europa. Bo w Wersalu, podczas konferencji pokojowej kończącej pierwszą wojnę światową (swoja droga opisaną bardzo szczegółowo, to jej wielki walor!) owszem powstają jako samodzielne państwo Czechy, ale… ale Słowacja staje się częścią Uhorska. W przypisie tłumacz wyjaśnia, że po słowacko znaczy to tyle, co Królestwo Węgier, obszar znacznie większy od Węgier. Nie ma więc, nie może być, traktatu w Trianon, czyli de facto rozbioru Węgier. Jest za to admirał Horthy, który madziaryzuje Słowację metodami trudnymi do zaakceptowania.

Štefánik, uczestnik konferencji w Wersalu, choć lekceważony „Ostatni dzień konferencji  Štefánik spędził w poniżających warunkach na korytarzu. Muchy ciągle wlatywały i wylatywały przez wysokie okna, poświęcały mu znacznie więcej uwagi niż liderzy Ententy”, wyrasta na naturalnego przywódcę swego narodu. To w jego stronę kierują się oczy i uczucia uciśnionych Słowaków. A że ma pomysł jak ten naród wyzwolić z niewoli, to… to realizują ten baśniowy zamiar.

Generał, to rzeczywistość, przed laty „obserwował zaćmienia Słońca i ruchy komety Halleya na Tahiti”. Wyspa Gauguina, wielkiego francuskiego impresjonisty. Tak, tak, związek Štefánika i Gauguina też będzie. Ale zanim pewna kobieta o tym opowie, wcześniej dokona się wędrówka ludu.

Bo… Hvorecký w swojej utopii każe Štefánikowi namówić swoich, prześladowanych w okrutny sposób rodaków, do przeniesienia się na Tahiti… Mówi się w Polsce o przekleństwie położenia geograficznego. Skoro tak…

Słowacy porzucają swoje domostwa, natychmiast zajmowane przez Węgrów i kolaborantów, ruszają w wielka wędrówkę przez pół Europy. Głodni, przemarznięci, na wpół żywi, kobiety oddające się miejscowym za odrobinę strawy, przepędzani, bici, docierają do Monachium. To pierwsze miejsce, w którym znajdują pomoc i opiekę. Dalej już trochę, dzięki pomocy rodaków z Kanady i Stanów Zjednoczonych, łatwiej. Pociągiem do Havru, na statki. Znów w koszmarnych warunkach. Ale przecież do nowej ojczyzny, do Nowej Słowacji…

Ktoś przytomnie mógłby zapytać, a gdzie w tym wszystkim Francja? Bo przecież Tahiti należało do Paryża. Nooo, u Hvoreckýego tego się nie dowiemy. Štefánik się gdzieś, z kimś dogadał, ludzie mają dostawać ziemię, maja zbudować swoje państwo, administrację, szkolnictwo. Jak? Trudno powiedzieć, zwłaszcza, że tych choć trochę lepiej wykształconych jest ledwie dwustu. Więc… to Francuzi zajmują się administracją.

Gauguin… Piękna Tahitanka, dla której „zwariował”. Malował ją. Nikt jej nie widział, sądzono, że to malarska fantazja. Ale przecież Štefánik ze swego obserwatorium, gdzie, gdzie przed wybuchem światowej wojny, ja zobaczył. I jak tamten zaczął za nią gonić, szukać, pragnąć. Znalazł. A może oboje się znaleźli. Byli tą sama skorupą. A dla mieszkańców wyspy był jakimś pół-Bogiem, człowiekiem, który umiał przewidzieć… tak, dla nas zupełnie oczywiste sprawy, dla tubylców niekoniecznie… Rozdzielono ich, potem była wojna. Ale przecież nie przestał za nią tęsknić. Mówiono, że urodziła dziecko… Znaleziono jej zwłoki…

Milan Rastislav Štefánik „zginął 4 maja 1919, w katastrofie samolotu Caproni Ca.3 w drodze z Włoch do kraju, gdzie miał objąć urząd ministra wojny.” Taka jest prawda. Ale przecież to historia alternatywna. W niej generał ginie na Tahiti. Samolot wali się na ziemię, płonie…

Daty… One są w tej książce ważne. Pierwsza to rok 1911, ostatnia 2020 i konferencja w Budapeszcie. W autokratycznym kraju. Już poza unijnymi strukturami, rządzonym, to nie jest powiedziane wprost, ale nietrudno się tego domyśleć, przez Viktora Orbána. To tam autorka powieści o relacjach w Uhorsku, wnuczka generała i pięknej Tahitanki, ma namawiać do wyjaśnienia zaszłości, do tworzenia jakiejś komisji pojednania. Nie bardzo jej się to udaje. Wyjący patrioci…

Hvorecký dolał jeszcze trochę o zagrożeniach ludzkości wybuchami jądrowymi na atolu, o białaczce, śmierci niewinnych ludzi… To zawsze dobrze robi niektórym odbiorcom tego typu literatury.

Nie przepadam za tym gatunkiem. Tak napisałem na początku. Ale „Tahiti. Utopię” przeczytałem z zainteresowaniem. Nie mam jednak wątpliwości, że na Węgrzech nie wywoła ta książka entuzjazmu. Chyba wręcz odwrotnie.

Znaleźć swoje miejsce. Niektóre narody mają szczęście, inne przeklinają swój los. Słowacja na Tahiti? Jak się nazywa Gerlach po węgiersku? No, nie… Pozostali patrioci. Więc może jednak nasz sąsiad to Slovensko…

Michal Hvorecký – Tahiti. Utopia, przekład Michał Wirchniański, Biblioteka Słów, Warszawa 2023, str. 215.

Reklama
Poprzedni artykułMichał Piętniewicz – Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski
Następny artykułRoman Soroczyński – Pomorze Zachodnie w kryminałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę wprowadź nazwisko