Paweł Krupka – Grzegorz Walczak, poeta kompletny

0
125

Zbigniew Zbikowski, przedstawiając Grzegorza Walczaka na niedawnym spotkaniu autorskim w warszawskim Domu Literatury, nazwał go „poetą kompletnym”. I nie sposób odmówić mu racji. Od wielu dziesięcioleci poezja, tworzona w środowiskach literackich, nie potrafi przebić się na rynek sztuki, bowiem okazuje się zupełnie niekompletna. Przeciwnie – niezdefiniowana, rozczłonkowana i pozbawiona tożsamości – nie znajduje odbiorców poza wąskim kręgiem hobbystów. Przez długie wieki, od Homera począwszy, poprzez średniowiecznych lirników i trubadurów, poeci byli zawsze i wszędzie „kompletni”, dlatego też potrafili znajdować oddanych i wiernych słuchaczy, czy to na dworach i w salonach, czy też pod wioskowymi strzechami. W ubiegłym stuleciu jednak poezja się zurzędniczyła, spłaszczyła i poddała wyspecjalizowanej, taśmowej produkcji. Poeta rozpadł się na autora muzyki, autora słów i wykonawcę. Dzisiejszemu zdezorientowanemu odbiorcy trudno zatem odróżnić, który z tych trzech twórców istotnie jest poetą. Tym samym, tożsamość poety stała się niejasna, a jego postać niewidoczna dla ogółu.

Chwała więc tym nielicznym, którzy próbują zawracać Wisłę kijem i składać ponownie do kupy dziedzinę sztuki, która nieraz bywała drzewiej nazywana wszech sztuk królową. A do takich właśnie zalicza się Grzegorz Walczak, warszawski literat i artysta o niekwestionowanym dorobku w większości rodzajów i gatunków literackich. Będąc gruntownie wykształconym literaturoznawcą, Walczak zna doskonale cechy rodzajów i gatunków literackich, potrafi więc rozumnie i pomysłowo wykorzystać swe naturalne predyspozycje i przyrodzoną wrażliwość w procesie twórczym. Umie napisać, jak należy, powieść, sztukę komiczną lub tragiczną, esej i recenzję. Wie też, oczywiście, kim jest poeta i czym się różni od prozaika lub dramaturga. Dlatego, biorąc się za poezję, w warstwie tekstowej posługuje się wyłącznie językiem liryki, zaś w warstwie dźwiękowej potrafi zarówno sam skomponować muzykę do tekstu, jak i powierzyć jej tworzenie znakomitym kompozytorom. A, co równie ważne, ma świadomość, że poeta jest artystą scenicznym, którego narzędziem ekspresji jest własny głos. Walczak dysponuje zaś potężnym, głębokim basem i po mistrzowsku wykorzystuje na scenie jego walory.

Głównym motywem wspomnianego na wstępnie spotkania autorskiego była prezentacja nowego zbioru wierszy Walczaka Gdy zagra róg, czyli o Polsce pieśń. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w kolekcji literackiej, pod patronatem Instytutu Literatury i kwartalnika Podgląd. Zbiór tekstów, których większość została opatrzona muzyką i doczekała się wykonawców w osobach autora oraz innych artystów, został podzielony na dwie podstawowe jednostki: podstawowy zbiór zatytułowany Gdy zagra róg i krótki zestaw utworów dawniejszych, rozpowszechnionych już dawniej z muzyką innych kompozytorów, pod tytułem O Polsce pieśń.

Zważywszy na fakt, że utwory zawarte w mniejszym zbiorze O Polsce pieśń, egzystują już od pewnego czasu w przestrzeni artystycznej, skupię się tu wyłącznie na nowszej i obszerniejszej części pierwszej, pisanej w ostatnich latach, a nawet miesiącach. Na zbiór składają się dwa główne cykle tematyczne, Historia nasza cierpieniem pisana i Ukraińska elegia, uzupełnione preludium i epilogiem. Już obydwa tytuły wskazują, że autor w ogólnym zarysie wpisuje swą wizję świata społeczno-politycznego do rozpowszechnionego w polskiej świadomości narodowej światopoglądu patriotyczno-martyrologicznego. Wizja dziejów Polski w poezji Walczaka jest tu bowiem osnuta wokół zagadnień wciąż zagrożonej tożsamości narodowej, wymagającej od każdego pokolenia męstwa i ofiarności. Bardzo ważnym motywem, dopełniającym ten przekaz, jest też poetycka wizja cierpienia i bohaterskiej obrony Ukrainy w czasie obecnej wojny.

Wszakże Walczak, artysta bystry i rozumny, obdarzony mądrością starożytnych Hellenów i niebagatelnym poczuciem humoru, nie należy bynajmniej do licznie u nas występującego gatunku ponurych i zacietrzewionych martyrologów. Potrafi z wyczuciem uderzać na przemian w struny liryczne i dramatyczne oraz przeplatać głęboką i przejmującą ekspresję cierpienia i heroizmu z lekkością refleksji filozoficznej o naszej naturze oraz narodowych przymiotach i przywarach. Taki zrównoważony i zróżnicowany dyskurs poetycki sprawia, że postacie i wydarzenia z naszych dawnych i nowszych dziejów stają się plastyczne i wiarygodne, a obcowanie z nimi w wartkim rytmie walczakowej pieśni wciąga i budzi wzruszenie. Prawdziwi ludzie z ich nadziejami, lękami, odwagą i determinacją występują tam na tle równie prawdziwej, barwnej przyrody, której obrazy autor umiejętnie wykorzystał do budowy dramaturgii bitewnej lub namalowania tła dla zadumy.

Poeta nie boi się używania zużytych archetypów i symboli, bowiem wspomniana wyżej zręczność i lekkość posługiwania się słowami i obrazami pozwala mu wykorzystywać je w sposób oryginalny i oszczędny, unikając patosu i przegadania. Pieśń Walczaka jest sprężysta, dynamiczna, płynie swobodnie w rozmaitych rytmach i tonacjach, a postacie i obrazy przewijają się przez jej takty w należnym dla danej sceny tempie. W tej materii doświadczenia prozaika i dramatopisarza skuteczne wspomagają poetę, sprawiając, że strofy wiersza stają się jak gdyby oknami, przez które obserwujemy sceny lub filmowe kadry. Przewijają się więc w owych scenach i kadrach rogi, miecze, czołgi i samoloty, ich obecność wśród łez, uśmiechów, lasów i pól jest jednak na tyle dyskretna, że nawet najgorętsze strofy patriotyczne nie rażą patosem, a pociągają wdziękiem pogodnego, lekkiego przeboju.

Grzegorz Walczak, poeta kompletny, pozostaje wierny najlepszym tradycjom liryki krajowej i światowej. Tworzy swe pieśni z przekonaniem, że mają trafić na dwory i pod strzechy, że mają wzruszać i bawić, z wdziękiem wpadać w ucho i zostawać w pamięci. Nie będąc gołosłownym, podaję poniżej kilka tekstów wybranych z książki. Wprawdzie nie towarzyszy im zapis muzyki ułożonej do nich przez autora lub innych kompozytorów, jednak wrażliwy czytelnik instynktownie dopisze sobie w myśli melodie i nasyci zmysły ciekawą i wartościową poezją patriotyczną.

Paweł Krupka


Gdy zagra róg

Gdy tyran zły
wypuści psy,
i zamrze świat,
zaczekaj, aż
zagra róg,
zbudzi nas,
porwie lud,
da nam znak.

Lecz nie wie nikt,
skąd ma być głos,
i dokąd iść,
gdy taki mrok.
Wokół mgła,
skomli wiatr.
Może to
dziecka płacz.

Zbieramy się,
jak nocne ćmy.
Wciąż więcej nas.
Musimy iść
tam, gdzie cud,
światło i…,
tam, gdzie lud
wolność śni.

Choć zapiał kur
i wracać czas,
choć taki świat
nie nęci nas,
ale gdy
zagra róg,
na ten znak
wrócim tu,
stworzym krąg
w tajną noc.
Przeszłych cień
da nam moc.
Wtedy przyjdź i ty.


Nie płacz, matko                           

            Nie płacz, matko, jeszcze wrócę
            wiatrem wśród leszczyny,
            tą piosenką, którą nucą
            na wiosnę dziewczyny.
            Nie płacz, matko, jestem w niebie,
            lecz będę co rano
            w twym ogrodzie ptaków śpiewem,
            w nocy – jasną gwiazdą.

                        Usiądź sobie na balkonie.
                        Listy me poczytaj.
                        Cieniem swoim cię osłonię,   
                        przed okiem Księżyca.
                        A gdy znów usłyszysz głosy,
                        lasu, co cię woła,
                        przyjdź, gdzie klęczą stare sosny,
                        gdzie mogiła moja.

            Nie płacz, matko, jeszcze wrócę,
            gdy mi Bóg pozwoli,
            gdy zagrają na pobudkę,
            żeby cię wyzwolić,
            Jak to twoje serce bije,
            kiedy wiatr szeleści.
            Nie wiesz, czy to kroki czyjeś,
            czy to lasu pieśni.

                        Usiądź sobie na balkonie.
                        Listy me poczytaj.
                        Cieniem swoim cię osłonię,   
                        przed okiem Księżyca.
                        A gdy znów usłyszysz głosy,
                        lasu, co cię woła,
                        przyjdź, gdzie klęczą stare sosny,
                        gdzie mogiła moja.

A gdy będą spadać z nieba
niezliczone gwiazdy,
uchwyć jedną w swoje dłonie,
tę o której marzysz.
Gdy przygarniesz ją do serca,
znowu będę z tobą.
Odpłyniemy cichuteńko
otuleni w obłok.


Zbyt długo byłaś na wagarach 

Zbyt długo byłaś, Polsko, na wagarach.
Ktoś pytał, gdzie zapodział się ten kraj.
Gdyś chciała wrócić, wtedy ciężka kara
dotknęła ciebie, lecz znów będzie maj.

Czasami miałaś bestię na swym karku.
Płakałaś nieraz w syberyjską noc.
Umiałaś się też bronić ciętym żartem,
co między oczy trafiał wroga niby grot.

            Nie frasuj się,
            masz przecież wdzięk i styl.
            Nie jesteś sama między nami.
            My wszyscy przecież cię kochamy
bez względu, ile masz ty klas.
I choćby miały nie na czas
przyjąć cię belfry wyższych szkół,
tyś jest nasz skarb, tyś wolna znów, od lat już stu.

Zbyt długo byłaś, Polsko, nie u siebie
i obcy tratowali ciebie – wiem,
deptali twoją niepokorną ziemię,
i słychać było ich żołdacki śmiech.

Dziś nie narzekaj, że wciąż nie jest klawo,
że Popiel srogi i niepiękna mysz
że zbyt idziemy w lewo albo w prawo.
lecz ważne, by się nam ze sobą chciało iść.

            Nie frasuj się,
            masz przecież wdzięk i styl.
            Nie jesteś sama między nami.
            My wszyscy przecież cię kochamy
bez względu, ile masz ty klas.
I choćby miały nie na czas
przyjąć cię belfry wyższych szkół,
tyś jest nasz skarb, tyś wolna znów, od lat już stu.


Taką chcę

Niby niespełniona pieśń
odpłynęło miasto me.
Już odległy jest neonów wrzask.
Nie zatrzyma mnie już nic.
Biję głową w nocy drzwi.
               A ty…
nie masz forsy tak jak ja.
Nosisz połatany płaszcz
i nie martwisz się, gdzie będziesz spać.
Kiedy świat nie sprzyja nam,
zostań ze mną sam na sam,
wolna bądź jak wiatr.
                        Taką chcę, tylko taką chcę!
                        Taką chcę, tylko taką chcę!
                        Taką chcę.
               Będziesz alfą i
               będziesz mi omegą,
              i nadzieją moją,
              drogą i włóczęgą.
               Będziesz pasją i
              będziesz moją szajbą.
              Będę dotąd iść,
              aż Cię wreszcie znajdę. 

Wiem, co znaczy ból i strach,
obojętność wielkich miast,
kiedy w sercu sporą dziurę masz.
I gdy nie wiesz, dokąd iść,
bo zamknięte wszystkie drzwi,
do mnie przyjdź, bo Ty…
               jesteś alfą i
               jesteś mi omegą,
              i nadzieją moją,
              drogą i włóczęgą.
               jesteś pasją i
              jesteś moją szajbą.
              Będę dotąd iść,
              aż Cię wreszcie znajdę. 

Niby niespełnioną pieśń
słychać Ciebie pośród wierzb,
gdy przemykasz się wśród wiejskich chat.
Chociaż świat nie sprzyja nam,
Ciebie zawsze w sercu mam,
wolną tak, jak wiatr.
                        Taką chcę, tylko taką chcę!
                        Taką chcę, tylko taką chcę!
                        Taką Ciebie, Polsko, chcę! Taką chcę!


Śmiertelna pycha wodza

(napisane w piątym dniu inwazji)

Jak łatwo jest bezwolnym zgładzić myśl,
jak niepokornym trudno zasiać po bezmyśli spokój.
Gdy bałwochwalstwo raz przyswoi sobie naród,
już odruchowo bije tyranowi pokłon.

Historia nie powstrzyma ślepych na to,
co tak zraniło dziadów naszych i dziś się powtarza.
Wystarczy jeden żądzy błysk, jak dla rekina
kropla krwi w okrutnym łbie zbrodniarza.

A zatem trzeba tylu bohaterów
i jeszcze więcej ofiar mocarstwowej pychy,
a potem tylko dzwonów głos pogrzebny
i matek łzy, jak pąki kwiatów na cmentarzach cichych?


Modlitwa o zmartwychwstanie w nas

(w pięćdziesiątym trzecim dniu obrony Ukrainy)

Panie Boże dobry,
modlitw mych wysłuchaj,
gdy się dzień zwyczajny
w Wielką Noc przetacza.
Do Emaus nie pójdziesz,
dzisiaj, kiedy Bucza
nad ciałami dzieci
pochylony płacze,
            dzieci rozstrzelanych,
            wcześniej gwałtem branych.

A gdy rankiem wstaniesz,
gdy Cię nikt nie widzi,
nie idź w tamtą stronę,
skąd się już nie wraca.
I tak nie poznają
Ciebie wierni Żydzi,
boś ty całkiem inny,
bo nie z tego świata.
            Z nami bądź codziennie,
            bądź naszym sumieniem.

Pójdziesz dziś pod Chersoń,
Charków, Borodziankę,
śmierci spojrzeć w oczy,
niedorzecznie młodej.
Kobiet nagie ciała
martwych mgieł porankiem
przykryjesz przystojnie,
aby z Panem Bogiem
            mogły się pojednać,
            ze światem pożegnać.

Przebacz, Chryste Panie,
tym, co z przerażenia
zapomnieli modlitw,
które za nich wznoszę,
by ofiara Twoja
nie była daremna.
I będzie nadaremna,
zmartwychwstań w człowieku,
o to Ciebie proszę,
            w każdym, nawet w carze.
            O tym dzisiaj marzę.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko