Felieton o wierszach Cezarego Sikorskiego – ostatnim tomie wierszy pt. „”Hotel Mariański”.
Można się pokusić o wiele interpretacji, jeśli chodzi o książkę Cezarego Sikorskiego pt. „Hotel Mariański”, która ukazała się w maju 2023 r.
Zobaczyłam tutaj hotel-dom. Hotel dziwny nieco, bo w formie wieży, z licznymi piętrami. Teraz już takich raczej się nie buduje. To stary, ogromny dom. W nim się wszystko „kręci”, jak w niejednym domu.
Każdy ma swój dom.
„Jaki ty masz?” – pyta Sikorski, zostawiając na końcu kilka pustych kartek. Tak, jakby chciał, by czytelnik sam dokończył swój dom. Ów koniec jednak wcale nie ma końca, przynajmniej w tradycyjnym rozumieniu. Sikorski-filozof żegna nas znakiem nieskończoności, a interpretację tego symbolu – w kontekście przeczytanej lektury pozostawia już odbiorcy.
Można pisać o domu w nieskończoność.
Piętra w hotelu Cezarego Sikorskiego są interesujące: czasem dostrzeżmy na nich kilku ciekawych ludzi, niekiedy zaś dochodzi do spotkania się różnych gatunków literackich, a więc różnorodność jest tutaj istotna. Coś się dzieje. Misz masz, a pośród ludzi występuje samotny bohater.
Identyfikuję się z tym tomem. Gdy czytałam kilka pierwszych wierszy, miałam wrażenie, jakbym czytała o domu z czasów PRLu. Domu z oknami, z małymi lufcikami. Wbrew pozorom to były dobre, stare przewiewne okna. Nie lękam się zajrzeć do środka budynku, mimo że może sprawiać wrażenie przytłaczającego. Nie boję jego wind, chociaż autor napisał o jednej, z której wychodzi wilk. Może to sen albo każdy z nas ma, bądź miał, w sobie nie raz wilka?
Zawsze podobały mi się oczy wilka. Błyszczące, jak ogień z ogniska; jego wycie pośród nocy – przerażające. To zwierzę z pasją. Pojawia się tu jako symbol, jest tajemniczym elementem architektury tej poezji.
Sikorski pozostawia czytelnikowi wiele otwartych drzwi. Dużo refleksji mi przychodzi. Tytułowy hotel może być traktowany jako dom taki zewnętrzny, który każdy widzi, przechodzi obok i może wejść. Ale to też dom metaforyczny –jaki nosimy w środku, nie zawsze dla każdego otwarty, niewidoczny. Wszystko zależy od właściciela, co w takim domu się zadzieje i jakiego rodzaju wystrój wybierze.
W wierszach Cezarego Sikorskiego podmiot jest milczący – dookreśla go cisza. Czyżby to był jego pancerz? A może już nic mu nie pozostaje, tylko milczenie? Przewija się też intrygująca postać –nieboszczyk. Człowiek, który umierał, bądź tu i teraz jest umarły.
Na piętrze sto trzynastym znajduje się kasyno. Można wiele stracić i przegrać, jak to bywa w kasynie. I na tym piętrze również pojawia się osoba zmarłego. Wilk wybiega z windy. I poezja się miesza z prozą. Życie zawsze można przegrać. A czy można wygrać?
Każdy wiersz jest określony zamiast tytułu liczbą pierwszą. Takie liczby nie dzielą się. To też daje do myślenia. Są w tym domu sytuacje, pomieszczenia bez wyjścia, nierozwiązywalne. Być może przez tę hermetyczność trudno wyjść, wyzwolić się temu, który tam się znalazł.
Ilustracji jest niewiele, dlatego można bardziej skupić się na treści. Ciemność miesza się ze światłem, jak sacrum z profanum. Przewijają się wspomniany umarły, ale i niewyraźne twarze. Atmosfera jest duszna i przytłaczająca.
Ta książka przypomina mi egzotyką, mrocznością i tajemnicą filmy Davida Lyncha.
Tytuł – „Hotel Mariański” – wyobrażam sobie, jakby autor próbował do czytelnika powiedzieć: „Spójrz na mój hotel. Tam w głębi, na dnie, wewnątrz, tętni życie”.
I o co tutaj chodzi? Jakie życie? Jakie tętno? Zajrzyj w głąb siebie, czytelniku – Sikorski nam to przede wszystkim chce powiedzieć. Wewnątrz – to sedno istnienia. Czy chcesz żyć pełnią? – autor pyta, czy wolisz pływać po powierzchni, żyć na pokaz? Życie na powierzchni może jest i lżejsze, łatwiej czasem oddychać, ale też można na takiej powierzchni szybko się pośliznąć.
Człowiek od zarania dziejów zmaga się ze sobą. Wszystko kosztuje: płacimy cenę za nasze hobby, pasje. Tracimy nierzadko zdrowie, ale to jednostki popychają do przodu machinę, jaką jest państwo. Czy żyjesz by przeżyć (tzn. by tylko spać, jeść, wydalać)? – zadaję sobie to pytanie po przeczytaniu tychże wierszy. Po co żyję? Jak znaleźć pełnię, sens? A może jestem tutaj, by dokonać samookreślenia?
Na końcu książki mamy niezapisane kartki z tytułami – z kolejnymi liczbami pierwszymi: 137., 139., 149., 151. To są liczby z tych jaśniejszych pięter z książki. Między nimi zobaczyłam cyfrę: 2.
Cyfra dwa oznacza pomoc i wsparcie. W Biblii na dwóch kamiennych tablicach były zapisane przykazania. By uwiarygodnić to wydarzenia potrzebowano dwóch osób. Jezus zawsze wysyłał dwóch uczniów, by jeden mógł liczyć na pomoc bliźniego. Czy Cezary Sikorski chce nam przekazać, przez tę symboliczną cyfrę, że człowiek nie powinien być, i tak naprawdę nie jest, samotny w tym świecie? Że może liczyć na drugiego?
Kiedy może liczyć?
Najbardziej moim zdaniem, gdy ma spokój, jest szczęśliwy, kocha siebie. To człowiek bez wyrw z wewnętrznym przyjacielem. Ale dom Cezarego jest dziurawy, smutny nieszczęśliwy dom.
Świat, o którym bohater opowiada, to przestrzeń, w jakiej łatwo się pogubić. I w hotelu, przechodząc do kolejnych pomieszczeń, podmiot szuka odnalezienia (odpowiedniej drogi), podpatrując innych oraz obserwując siebie. Jest pośród innych, a mimo to czuje się bardzo samotny.
Autor pisze, że nie ma wskazówek, jak siebie odnaleźć i dobrego wyjścia też nie ma. W zamian za to zagwarantowane mamy borykanie się ze sobą i z otoczeniem.
Ciemne miejsca, gdzie słabo widać, to parzyste numery pokoi, położone niżej. W tym mroku przewija się wielu nieznanych ludzi o niewyraźnych twarzach. Oni chodzą bez celu i bez głębszego sensu, a mimo to drugi człowiek może – wbrew pozorom – się tam odnaleźć. Na dnie, w głębinach, w ciemności, więc czy te liczby parzyste są w rzeczywistości takie zacienione, że na nic innego nie pozwalają jak tylko błądzenie? Nie sądzę.
Hotel jest ogromny, daje wiele szans, ale człowiek nie umie z nich skorzystać i próbuje uciekać. Są to nieudane dezercje, bo i tak wraca się w to samo miejsce.
Peel z książki C. Sikorskiego jest zagubiony. Niestety, dużo ludzi tak ma. Panuje brak porozumienia i zrozumienia.
Co nam dają zostawione puste kartki na końcu książki? Ja sobie odpowiedziałam. Pomiędzy nimi zobaczyłam cyfrę dwa. Więc nadzieja nie gaśnie! Można wyjść z mrocznego piętra, ciemnego tunelu tak, jakby na ich końcu stał drugi człowiek z pomocną dłonią.
Bohater próbuje się odnaleźć, ale czy uda mu się osiągnąć spokój, spełnienie, a może nawet samopoznanie? Określenie własnej tożsamości? Brian Tracy udowadnia w swoich książkach, że możliwy jest spokój. Potrzebne do tego jest spełnienie na trzech poziomach. Pierwsza płaszczyzna to zadowolenie na poziomie kariery zawodowej. Druga – udane życie prywatne i trzecia kategoria to satysfakcja na polu zainteresowań.
Podoba mi się jeszcze to, że C. Sikorski tak opisuje swojego bohatera, by czytelnik sam wychwycił na czym ten świat w „Hotelu Mariańskim” jest zbudowany. Autor daje nam dużo wolności, mnoży możliwości.
Może dziś jestem inna. Ten dom jest jakby z mojej przeszłości – smutny, a ludzie w nim mieszkający byli też zagubieni. Jedynie wilk mnie mocno intryguje w tej książce. A skąd winda? Może to otwór, przez który można wejść do tego domu. Tylko co/kto wchodzi? Tu mamy wilka, jakby z bliskiej i dalszej przyszłości. Dlaczego akurat autor wprowadził do tej książki to zwierzę? I w dodatku się go nie boję? Może jestem nieco zaskoczona, ale nie przestraszyłam się.
Powtórzę – to jest dom, którego się nie boję. Jego zakamarki i tajemnice są mi bliskie. Jeśli człowiek już coś pozna, oswoi lęki, łatwiej doceni jaśniejsze strony życia.
Aż chce mi się zapytać bohatera: Kochasz siebie? Jeśli tak, nie obawiaj się. Takim jesteś, jaki twój dom, który stworzyłeś i takim bądź. Bądź sobą: ze swoimi lękami, niepewnością, zagubieniem. Może to minie, a może nie. Nie jesteś tytanem. Ale zawsze można coś wypracować, wprowadzić w siebie wilka – zwierzę z pasją, i upelszać świat wokół, a przede wszystkim zmieniać siebie.
Człowiek wciąż się wspina i szuka, odnajduje, konfrontuje, gubi, jest przestawiany i idzie dalej. Życie trwa w wędrówce. Czas się nie zatrzymuje.
Czego mnie do tej pory nauczyła książka Sikorskiego? Że spokój jest najważniejszy. Bohater tomu to wrażliwa jednostka, dobry obserwator życia, a jednak się gubi. Czy chcę być taka jak on? I tak, i nie.
Ciągle coś w życiu odkrywam. Ciągle się uczę siebie. Po co?
Spieszę się, by dotrzeć do prawd, których nie zdążyli mi przekazać bliscy. Rozmawiam z książkami i ich bohaterami, by poznać siebie. Identyfikować się z daną postacią lub odcinać od jego tez.
Każdy, kto czyta, tak ma. Może nic odkrywczego nie napisałam, ale książka Sikorskiego to bardzo udana pozycja i choć autor nie uciekł w niej totalnie przed dosłownością, to i tak bardzo mi się podoba. Poeta umożliwił mi wejście z bohaterem w dialog, a to bardzo dużo.
Dobra, ciekawa rzecz. Zapraszam na piętra hotelu Cezarego Sikorskiego.