***
I znowu musimy odprawić ten dzień
na drugi brzeg na łupince od orzecha.
I znowu musimy rozbierać się do snu
jak do śmierci.
Nasze koszule, spodnie łopocą na wietrze
jak pogrzebowe chorągwie.
Przepalą się wypowiedziane słowai prześwietlą negatywy zdarzeń,
a czasem nawet zadane ciosy
zatrą się w pamięci.
Więc nie o słowa i historie chodziło?
Nie. O uczynione światło.
***
Dziewięć zdań na wypadek śmierci
Ci dwaj to dwa wiatry zabłąkane w wielkim domu.
Ścigają się po pokojach i strychach.
Od jednego ojca wiatrów pochodzą,
z tej samej wiatrowej krwi są.
Jeden z nich mógłby wiosną
wypaść przez okno i nigdy nie wrócić.
Ale wtedy drugi pewnie zawiałby się na śmierć.
Więc żyją. Milczą do siebie przez ściany z powietrza.
Król wiatrów prawy i książę wiatrów lewy.
Z uporem próbują wynaleźć lustro,
w którym przeglądały się nawet wiatr.
***
Warsztaty z umierania
Niechcący zapisałem się na warsztaty z umierania.
Zajęcia odbywały się w różnych miejscach i w różnym czasie.
Początkowo niektórzy mówili, że to tylko kurs weekendowy.
Później okazało się, że potrwają trochę dłużej.
Właściwie nie do końca wytłumaczono nam,
na czym polegają warsztaty.
Mieliśmy jakieś mgliste podejrzenia,
część z nich później się potwierdziła.
Mówiono nam, że sami wszystko zrozumiemy.
Więc po prostu żyliśmy.
Myliśmy zęby, chodzili do pracy. Czytali książki.
Z lekkim zdziwieniem zauważaliśmy,
że z czasem wypadają nam włosy,
przygarbiają się sylwetki.
Niektórzy z nas gdzieś przepadali.
Więc jak umrzeć – pytaliśmy – jak umrzeć?
– Tak jak się żyło – odpowiadał Wielki Trener – Tak jak się żyło.
***
Zdjęcie
Pan C. postanowił kiedyś
wyretuszować zdjęcie
przy pomocy komputera.
Na zdjęciu, szczególnie
w jasnych obszarach,
widoczne były ciemne
ospowate plamy.
Skutek brudu,
który przykleił się do matrycy.
– Wiesz już jak to zrobić –
powiedział mu zaprzyjaźniony grafik –
ale im więcej będziesz usuwał brudu,
tym bardziej będziesz powiększał zdjęcie.
Bo wtedy zauważysz nowe plamy do usunięcia.
I to co ci się wcześniej
wydawało niewinną czarną kropką,
albo czymś zgoła niezauważalnym,
teraz stanie się męczącą oczy czarną plamą.
– To chyba niemożliwe – powiedział Pan C.
i poszedł zabrać się do pracy.
Ale stało się tak, jak powiedział grafik.
Im dłużej Pan C. retuszował zdjęcie,
tym bardziej je powiększał.
A wtedy wyłaniały się nowe plamy,
całe ich gromady i konstelacje.
Od tej pracy bolały Pana C. oczy,
a czasem i dusza. I zdjęcie,
które miało zająć chwilę,
Pan C. obrabiał przez całe życie.
***
Partyzant
Miał w oczach nieskończoność.
Nic stąd nie należało do niego
i on do niczego nie należał.
Żył z wami bez was, był obok.
Może posłano go tu z góry,
żeby zapalił kilka iskier
w kilku oczach.
Żeby przekradał się obok was,
muskał wasze ciała jak wiatr.
Wielkie sprawy nie trzymały się go,
odpadały od niego
niecierpiące zwłoki zdarzenia.
Gubił zapisane kartki,
zapominał numery telefonów.
Do ostatniej kropli zapisywał
sobą świat, rozdawał siebie
na wszystkie strony.
Przełamywał się każdym oddechem.
***
***
Leżę wyrzucony na brzeg,
owinięty w żagiel z gwiazd.
Zobacz jak bardzo
jestem pojedynczy teraz.
I że w tęsknocie
nie prześcigną mnie
najdalsze mgławice.
Zobacz, że mam
otwartą ranę w boku
po wyjętym żebrze.
A więc żebrzę
o okruch ciebie,
błagam o strzęp światła.
Nie tul już powietrza po mnie,
zabłąkaj się nieśmiało w moje strony.
Przetnij mi niechcący drogę.
Upuść nieopatrznie jakiś przedmiot,
który mógłbym podnieść.
I chcąc zwrócić,
zabłąkać się przypadkowo
w twoje usta.
***
Wniosek
Złożyłem wniosek o oddech
do Ministerstwa Życia.
Uprzejmie proszę o oddech
niezbędny mi w celu dalszego życia.
Oddechu obiecuje używać
oszczędnie i nie nadużywać.
Dobrze znam jego cenę
i nie zamierzam być
w kwestii oddechu rozrzutny.
W przypadku nadwyżki powietrza
(gdyby się taka zdarzyła)
podzielę się nim z uboższymi od siebie.
Jeśli nie mogą Państwo inaczej,
gotowy jestem za oddech
zapłacić własnym oddechem.
Uprzejmie proszę o odpowiedź
i łapczywie wdycham resztki powietrza.
Z poważaniem.
Zwykły (to znaczy związany) człowiek.
***
Miłość
Już jako dziecko zauważył,
że życie składa się z niewielu
heroicznych chwil.
Otwieranie okien, zakładanie skarpetek,
przemywanie twarzy.
Przez resztę dnia prawie
wszystko podobnie.
A jednak z biegiem lat
spostrzegł, że jest coś,
co może temu wszystkiemu
nadać sens.
I jeśli podawał komuś szklankę wody,
dodając właśnie tego,
sprzątał ze stołu właśnie z tym,
albo uśmiechał się do kogoś,
mając to w oczach,
to były to czyny godne
świętych, błogosławionych
i aniołów niebieskich.
***
Mówią
Byle do śmierci
Byle do ćwierci
Do ćwierci życia
Ćwierci radości
Tak prościej
A ja tak nie
Więc miejmy się
Miejmy się cali nawzajem
Płońmy komet zwyczajem
Żyjmy na oścież
A nie po trosze
Nie słódź życia łyżeczką
Słódź je beczką
Oddychaj na przestrzał
Śpiewaj na deszczu
Przełam się sobą
Odkryjesz kto obok
I puść co trzymasz
Wtedy otrzymasz
***
Po odlocie
Pora się kłaść,
bynajmniej nie spać.
Zamilkną po tobie twoje królewskie stroje.
Zapłaczą porozrzucane monety.
Odprawią cię na drugi brzeg.
Zatrzasną jak przeczytaną książkę.
Będziesz tam królował liściom,
rządził kroplami deszczu.
Snuł z pająkami intrygi w kącie pokoju.
Mówił coś do nich nieskładnie.
Aż kiedyś na niepewnych nogach
zaczniesz stawiać pierwsze kroki,
wymawiać zdania.
Przełamiesz się kawałkiem
chleba z wiejskim psem.
Spojrzysz w lustro
i nie zobaczysz w nim siebie.
***
Odpływający
A oni wchodzą w niebo
cali w białych wstążkach.
Wypuszczają z rąk
siekiery, łyżki, szklanki,
zapominają numery
kont bankowych.
Ulice usuwają się
spod ich stóp.
Patrzą w dół
na swoje ciała
leżące w czółnach
trumien.
Mówią do nich
przez chmury.
Widzą z wysoka,
że wszystkie ślady,
które zrobili
układają się
w krótki czytelny napis.
***
Nie jesteśmy stąd,
ciążymy do góry.
Wszystkimi tkankami,
kroplami krwi.
Mamy w oczach nieskończoność.
Nosi nas i nigdzie
na dłużej nie umiemy
się zatrzymać.
Nie meldowali nas tu,
nasze domy stoją
gdzie indziej.
Gdzie indziej jesteśmy
zapisani. W księgach blasku.