SZKOLNE POLE
Nasz kościół parafialny w Pełczyskach, pod wezwaniem św. Wojciecha zbudowany był z miejscowego kamienia i otynkowany. Powstał w połowie XVIII wieku. Poprzedni kościół drewniany, wzmiankowany w 1326. Obecny kościół powstał z fundacji Jana Pawła Pepłowskiego, kasztelana wołyńskiego i jego żony Zofii z Reyów. Fundator postawił obok kościoła tzw. „szpital” czyli po prostu przytułek dla starców, chorych i bezdomnych, Kupił też dla nich kawałek pola, żeby opiekunowie mieli z czego robić obiady dla podopiecznych.
Kiedy przytułek zamieniono na szkołę, ten kawałek pola przeznaczono do użytku nauczycielom. Po II wojnie światowej, kiedy parcelowano rozległe dworskie pola, chyba zapomniano o kawałku szkolnym. Być może nie podpadał pod parcelację, bo był zbyt mały,
Kiedy mojego Ojca przeniesiono wraz z rodzinę ze Złotej do Pełczysk, ojciec bardzo ucieszył się z tego kawałka, bo mimo że skończył szkołę dla nauczycieli w Działoszycach, nadal w głębi duszy był chłopem i uwielbiał prace rolnicze. Najpierw ojciec zapytał wszystkich nauczycieli, kto chce użytkować szkolne pole. Okazało się, że nikt, bo były to panny, które czekały na mężów i jeden kawaler, pan Bolesław Mazurek, który szukał żony. Żadne z nich nie chciało pracować w polu, a na wakacje wracali do swoich rodziców.
Ojciec stanął przed trudnym zadaniem, bo po pierwsze nie posiadał koni, a bez nich trudno jest pracować w polu i uprawiać ziemię. Najpierw pomagał nam brat mamy, wujek Ludwik z Kraśniowa, który przyjeżdżał siwkami, bo bardzo lubił ten kolor u koni. Ale okazało się, że to za daleko i wówczas ojciec sprzymierzył się z panem Stefanem, gospodarzem. którego syn Andrzej, chodził ze mną do klasy. Pan Stefan pomagał mojemu ojcu w pracach polowych. Nastały piękne czasy, kiedy pod kierunkiem pana Stefana uczyłem się orać i bronować. Lubiłem też zwozić siano z pola pana Kozery na wielkiej furze. Towarzyszył mi jego syn. Ojciec hodował ziemniaki oraz pomidory, a do tego tytoń i paprykę na sprzedaż.
OPALANIE
Kiedy chłopi, pracujący w polu, dostrzegli na górze Zawinnicy dwie dziewczyny w strojach kąpielowych, które się opalały, rzucili swoje kosy, pługi i brony i przybiegli, ile tchu w płucach, uwędzonych sportami. I dalejże narzekać, że dziewczyny ladacznice i lekkich obyczajów, że obrażają Boga i ludzi, że grzech i kara… I pokazywali palcami na wieżę pobliskiego kościoła. I pluli pod siebie i oczy im wychodziły na wierzch i spodnie w kroku się podnosiły, aż ich żony w długich spódnicach przybiegły i zaczęły ich odciągać z powrotem na pole, aż im marynarki się rozwiewały i odchodzili mając głowy do tyłu skierowane, bo nie mogli oczu oderwać od panienek.
Aż turystki się owinęły kocami i zaczęły zjeżdząć na piętach po stromym zboczu
Klęły na czym świat stoi.
SZOPA
Było sobotnie popołudnie, koniec lata i wakacji, zbliżał się nowy rok szkolny. Staliśmy z chłopakami na placyku pod sklepem. Trochę dalej zgromadziła się starsza kawalerka. Popijali wino jabcok i kurzyli papierosy sporty. Trzymali się osobno, jako wiejska elita i na nas patrzyli lekceważąco. Panował nastrój rozluźnienia i starsze chłopaki sypali kawałami.
Nagle na ulicy pojawiły się trzy panny, w butach szpilkach, płaszczach ortalionowych i z torebkami w dłonich. Jedna z nich miała modną wówczas fryzurę, która była wysoka i na którą we wsi mówili „szopa”.
Wtedy podszedł do mnie jeden ze starszych kawalerów i mówi półgłosem: – Powiedz głośno: – Ale szopa!!! Poczułem się zaszczycony, że starsze chłopaki biorą mnie do towarzystwa i krzyknąłem: – Ale szopa!!!
Wówczas jedna z panienek podeszła do nasi ochrzaniła mnie, ile wlezie: że tak nie można, że to wstyd i chamstwo. Wszyscy się śmiali ze mnie.
Wróciłem do domu i zobaczyłem te same trzy dziewczyny, które rozmawiały z moim ojcem. Okazało się, że to nowe nauczycielki, które będą pracować w naszej szkole, gdzie mój ojciec był kierownikiem. W dodatku jedna, ta z modną fryzurą, nazywała się „Szopa”.
Zarumieniłem się ze wstydu. Ile jeszcze na dziś zniosę upokorzeń? Pani Szopa patrzyła na mnie intensywnie, a potem się zaśmiała. Ojcu nic nie powiedziała. Zrozumiałem, że ten starszy kawaler pod sklepem normalnie mnie podpuścił. Musiał wcześniej znać nazwisko nowej nauczycielki…