Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
99

Legenda pierwszej, masowej…

Żyła pięćdziesiąt cztery lata (1560-1614), ani długo, ani też specjalnie krótko jak na ten czas.
Miała obsesję na punkcie swej urody i starzenia się.
Mordowała! Nie, nie sama, choć sama wyrywała tym dziewczynom kawał ciała i kazała zjadać.
Rzucała się na służbę z pazurami.
Czworo jej sług skazano na karę śmierci i zgładzono. Ona sama nigdy nie miała procesu, ale ostatnie cztery lata spędziła w samotności w swoim zamku.
Jej mąż był wielkim wojownikiem, ale i okrutnikiem. Być może to on pokazał jej czym jest bezkarna zbrodnia.
Była bogata, bardzo bogata.
Jej stryjem był polski król, Stefan Batory. A jej ród tak potężny, że wolała po ślubie pozostać przy swoim nazwisku.
Najmożniejsi na Węgrzech, palatyn Thurzo. ale i w Austrii, cesarz, byli dłużnikami jej męża, a po jego śmierci jej i jej syna.
Zadawała swym ofiarom potworne tortury. Potrzebny jest tu dłuższy cytat: „…ofiary wrzucano w pokrzywy lub chłostano je nimi; wbijano szpilki w usta i pod paznokcie; wbijano igły w ramiona; bito po piersiach zakute w łańcuchach; ich ręce ramiona i brzuchy przypalano rozżarzonym żelazem; szczypcami wyrywano im z pleców kawałki mięsa, przekłuwano igłami nosy, języki i palce; usta zamykano za pomocą zacisków, z pośladków i spomiędzy łopatek wycinano mięso, które następnie ugotowane podawano do zjedzenia, świecami przypalano intymne części ciała; w dłonie i stopy wbijano noże, miażdżono ręce; nożycami odcinano palce, rozpalone do czerwoności pogrzebacze wpychano do pochwy; pałkami zatłukiwano na śmierć, krępowano tak mocno, aż ciało odpadało z kości.” Ufff. Tyle, że nikt tego nie widział. Świadkowie słyszeli o nich, ale nikt nie widział tego na własne oczy.
Ile było tych ofiar? Trzydzieści, trzysta, a może tysiące? Może jeszcze więcej? Karzeł podcinał zwabionym na służbę dziewczynom gardła, krew lała się do wanny, a Elżbieta się w niej kąpała. Bo ta krew miała jej zapewnić młodość i urodę.
Tak, pochodziła z rodziny, w której było wielu szaleńców, ludzi chorych („nasz” Stefan Batory miał padaczkę) – podejrzewa się, że było to wynikiem kazirodczych związków. Dorastała „w otoczeniu mężczyzn i kobiet, którzy czcili szatana, ścigali duchy i słyszeli głosy” Jej krewni potrafili okaleczać chłopów za najlżejsze przewinienia.
Historia Elżbiety Batory jest zagadką. W jej życiu można ustalić podstawowe fakty, reszta jest relacją/zmyśleniem/legendą o potworze. Relacją opartą na tak wątłych przesłankach, że od jakiegoś czasu fakt jej zbrodni jest przez wielu, także ludzi nauki, kontestowany.
Jarosław Molenda nie wyklucza jej porywczego charakteru, także tego, że traktowała ludzi w sposób okrutny. Ustawia jednak inną perspektywę. Pokazuje epokę, w której takie zachowanie, jednej z najbogatszych osób ówczesnej Europy, nie było niczym szczególnym. Co więcej dowodzi, że to, co pozornie oczywiste, wcale takim nie jest. Przykład? Proszę uprzejmie. Po śmierci męża Franciszka Nádsady’ego zamiast na czarno, żałobnie, ubierała się na czerwono. Tyle, że na Węgrzech strój żałobny to… czerwień. Inny przykład. Ofiary. Miały ślady nacięć na ciele. Słyszeliście o tym, że metodą leczenia było puszczanie krwi? Jak to zrobić bez okaleczenia chorego? A że część zmarła? Cóż w tym dziwnego. Ówczesna higiena… na samą myśl o niej można zachorować.
Mity, pogłoski, oszczerstwa. Miała mieć przed ślubem dziecko z… chłopem. I się go pozbyła. Wyszła za mąż mając piętnaście lat. Dziecko musiałaby mieć jako dwunastolatka. Z całą pewnością trafiłaby w takiej sytuacji do klasztoru.
Ktoś powie: ale przecież musiano mieć przeciw niej jakieś dowody. Musiano? Czwórka skazanych przyznała się do winy. Więc jednak… Tyle, że „troszkę” ich wcześniej torturowano. To była normalna praktyka. Duchowni próbowali do wszystkich oskarżeń dodać jeszcze to o czary. Ksiądz Jan Ponicky przekonywał, że oskarżona „w nocy zamieniała się w czarnego kota i pod taką postacią spacerowała po dziedzińcu swojego zamku.”
I jeszcze lubieżne, lesbijskie praktyki ze służącą.
Uciekła od groźby konfiskaty majątku przekazując go dzieciom.
Była kwintesencją zła. A jednak nigdy jej nie skazano. Molenda próbuje wyjaśnić dlaczego. Podaje zakres uprawnień szlacheckich, dodaje słowo o układzie miedzy palatynem Thurzo, a rodziną Batorych, szuka uzasadnień dla takiego stanu rzeczy.
Umarła samotnie, a w historii stała się pierwszą wielką, masową morderczynią. Czy aby na pewno nią była?

Jarosław Molenda – Elżbieta Batory. Krwawa hrabina czy ofiara spisku Habsburgów?, Filia, Poznań 2023, str. 336.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko