Stanisław Świniarski – wiersze debiutanckie

0
337
Fot. z archiwum autora


Sonet

Jest moc. Choć w sonecie tkwi ona głęboko,
Jest przecież. Ilekroć do pisania siadam,
Liczę wers, sylaby, strofę z nich układam,
Prawie zawsze sonet! Na przekór urokom

Walczę z tym czasami, zmienić to próbuję,
Raz mi wyjdzie, raz nie. Dziwna to dość sprawa:
Sonet dla mnie to jest dziecinna zabawa,
Żadnego gatunku tak dobrze nie czuję.

Sonet uzależnił mnie piękną budową,
Filozofią swoją, rymów okalaniem.
Teraz jednak, zdjęty nagłą myślą nową

Piszę treść najświeższą, moje w świat przesłanie:
Choć w czternastu wersach nie jest się niemową,
Trudno zawrzeć życia w nich podsumowanie.


Pierwszy dzień jesieni

Pierwszy dzień jesieni, lecz ta już zaczęła
Pracę swą. Już liście zmieniają kolory,
Mgła utrudnia drogę nawet do obory,
Już śnieg nawet chmura z wnętrza wysunęła.

Można to porównać do wymiany żagli,
Gdy załoga okręt swój na sztorm gotuje,
Morze ciemne, zimne, statek fale pruje,
Wiatr się wzmaga ciągle, czas załogę nagli.

Choć straszny to widok, ma przekaz zarazem,
Przygotowanym trzeba być na zmiany.
Widok statku pięknym świata jest obrazem,

Bo, choć maszty traci i jest zatapiany,
Chociaż aura ciężka i nadchodzi zima,
Natura, jak okręt, chyba to wytrzyma.


Zima

Świat pod białą kołdrą skrył się w gór dolinie.
Szczyty białe teraz zatopiły chmury.
Gdy wjeżdżam kolejką linową do góry,
Patrzę na to, wtedy czas inaczej płynie.

Potem zjazd w dół szybki, czasem lot w zasadzie:
Ściana w dół prowadzi, narty jadą śmiało,
Chociaż niebezpiecznie, znów wychodzę cało.
Nieraz jednak widzę, jak ktoś w śnieg się kładzie.

Lecz wystarczy zwolnić, człowieku! Pomału!
Nie ma gdzie się spieszyć, patrz: widok wspaniały!
Nie będzie przez wieki takiego upału,

Co naraz rozpuści śnieg do samej skały,
A nawet będzie, to chwilę jak poczeka,
By znaleźć godnego spojrzenia człowieka.


Merci kawowe

Gdzież się podziały te merci kawowe?
Nie ma ich w żabce, biedronce, carrefourze…
Tak małe, a dla mego serca duże…
Teraz zniknęły. Czasy są nerwowe:

Wojna, trzęsienia i wybory nowe,
Zmiana klimatu… Co jeszcze nam trzeba,
Ludziom odebrać też namiastkę nieba?!
Gdzież są u diaska te merci kawowe?!

Może i mówią, że mleczna wymiata,
Orzechy lepsze, w pralinie gustują,
Kawa największą rozkoszą jest świata,

Twierdzą inaczej – smaku więc nie czują.
Rozkosz największa to merci kawowe.
Więc gdzie, do diaska, można znaleźć owe?


Kot

<<Kiedy po południu szedłem sobie drogą,
To nagle ból wielki przeszył moje ciało.
Coś nad moją głową wnet się zatrzymało,
Chcę iść, lecz me łapy ruszać się nie mogą.

Leżę na swym boku cały postrzępiony,
Jak pierzasta chmura promieniem przegnana
Wiosną, gdy po deszczu piękny zapach z rana.
Ból niemiłosierny… Już jestem skończony…

Już nigdy nie zaznam suchej karmy smaku,
Mleka, przytulenia i oddechu swego,
Po lesie gonienia nornic, myszy, ptaków…
I tylko mi powiedz, człowieku, dlaczego?!

Co ja ci zrobiłem?!…>> – Kot już się nie rusza.
Ciało leży puste, w Raju jego dusza.


O Januszu

czyli satyra na satyry Krasickiego

Janusz w swym passacie na Mazury jedzie.
Zajeżdża na przerwę, dalej po obiedzie.
Włącza kierunkowskaz i zjeżdża w łęcinę.
Już parkując, widzi przepiękną dziewczynę.
Staje, potem patrzy, myśli i ocenia.
Od wieków niewiele w tej kwestii się zmienia.
Szlachcic, kiedy jechał konno lub powozem,
Czy to w górach, lasem, czasem i wąwozem,
Gdy zgłodniał, zajeżdżał do karczmy na żarcie
(Bohater nasz zawsze miewał na to parcie),
Czapkę zdjął i wchodzi. Drzwi się otwierają,
Z dala słychać głosy, które zapraszają
Do zajęcia miejsca. W izbie popijawa,
Gość wchodzi, dla niego zwykła to zabawa.
Zamawia bigosu, rosołu i piwa,
Przynosi od razu karczmarka szczęśliwa.
Klient patrzy zrazu na śliczną barmankę,
Znać, że znalazł w końcu życiową wybrankę.
Mówi: „Piękna pani, jeśli tylko mogę,
Wybór męża pani zawęzić pomogę.
Jestem Janusz i choć majątek niewielki
Mam, wszakże dostatni. W tytoń i butelki
Nie zaglądam często, więc umiar zachowam
Dla pani. Wierności też skrzętnie dochowam.”
Na to panna rzecze: „Szanowny Januszu,
Pomyśl o prezencie: może kapeluszu,
Sukni, albo nowej bryczce: bo twa kiepska.
(Marzy mi się taka czerwono-niebieska)
Twoja obdrapana, z szatą zabiedzoną.
Z taką żadna dama nie będzie twą żoną.”

Janusz się wystraszył. Lecz idzie w zaparte,
Prawie, jak na wojnie z Rosją Bonaparte.
Podstępem wziął babkę, lecz go pokonała:
Świeżo są po ślubie, jeszcze z nim nie spała,
Za to ciągle nowe sypią się wydatki.
Choć pieniędzy wiele idzie na podatki,
Chociaż utrzymuje z trudem ziemie swoje,
To mu się „zwracają” miłosne podboje.
Wpierw dom swój przerobił. Kiedyś dworek mały,
Teraz duży pałac. Tam, gdzie wyrwy ziały,
Są małe kanały, rzeczki i jeziora.
Janusz, kiedy wzrokiem sięgał dookoła,
To nie mógł zmian pojąć, które zachodziły.
Zgorzkniał Janusz. Nie był dla nikogo miły,
Sprzedał się na sejmach za pieniądz niemały,
By tylko zarobić. I ludzie nie chciały
Widzieć go. Choć teraz dom rozbudowuje,
Kiedyś to był lepszy. Teraz wszystkich szczuje.
Szczuje na sąsiadów, szczuje i na króla,
Spił się, roztył, bardziej przypomina knura,
Złorzeczy, że srogim władcą król być musi,
A nie dobrobytem i nauką kusić.
Nie dla niego Polska. „Ojczyzna zdradziecka
Władzy chce pozbawiać. Gdzie wolność szlachecka?!
Gdzie nasze tradycje, prawa, obyczaje,
Gdzie nasza swoboda? A veto zostaje!!”

Tak się pieklił Janusz. Pił i marnie skończył.
Zmarł w karczmie, nim flachę i dzika dokończył.
Żona w smutku, jednak majątek dziedziczy.
Przez rozrzutność, wszystko w miesiąc przepierniczy.

Janusz w swym passacie na Mazury jedzie.
Zajeżdża na przerwę, dalej po obiedzie.
Włącza kierunkowskaz i zjeżdża w łęcinę.
Już parkując, widzi przepiękną dziewczynę.
Staje, potem patrzy, myśli i ocenia.
Jednak pogląd jego powoli się zmienia.
Przypomina sobie historię rodzinną,
Janusza, szlachcica, co wierząc w wieść gminną,
Zaślepion miłością, majątek swój stracił,
A długi zostały. I nikt ich nie spłacił.
Janusz, myśląc o tym, wsiada do passata,
Pali go, bieg wrzuca i czym prędzej zmiata.


Te wiersze stanowią pierwszą publikację twórczości literackiej warszawskiego licealisty Stanisława Świniarskiego. Debiutant odważnie i skutecznie mierzy się w sposób młodzieńczy i nowoczesny z uświęconymi tradycją wierszowanymi formami, pośród których szczególnie ukochał sonet. Świniarski nazywa obecną fazę swej twórczości, której próbki znalazły się w tym zbiorze, „poezją dla zabieganych”. Swe wcześniejsze, niepublikowane doświadczenia twórcze, oparte na obserwacji i prezentacji najbliższego otoczenia, nazwał „poezją osiedlową”. Oprócz twórczości literackiej autor zajmuje się też muzyką i teatrem. Obok sztuki, jego pasją jest historia, a szczególnie stara motoryzacja.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko