Krzysztof Lubczyński – Lektury arcyniemodne 14

0
63
Filip Wrocławski


Najbardziej lubelska powieść Kraszewskiego

Poniższa data wydania „Maleparty” Józefa Ignacego Kraszewskiego (1874) jest podana jako jedyna nieprzypadkowo. Choć bowiem prozę tego najpłodniejszego z pisarzy polskich wydano na przestrzeni blisko już dwóch wieków w milionach egzemplarzy, w tym w ramach kilku wydawniczych cykli (najbardziej znana, to płócienna seria Ludowej Spółdzielni Wydawniczej z lat sześćdziesiątych XX wieku, w czasach PRL), to dwa pierwsze pierwsze wydania „Maleparty”, z 1844 i z 1874 roku okazały się jak dotąd pierwszym i drugim, czyli ostatnim. Dlaczego przez 148 lat nie wznowiono „Maleparty”? Nie wiem. Oczywiście, nie można wykluczyć, że w międzyczasie jakieś jej kolejne wydanie jednak się ukazało, ale nie znalazłem żadnego śladu na ten temat w dostępnych mi źródłach.  Oczy„Maleparta” to usytuowana akcją w połowie XVIII wieku powieść o (tytułowym) adwokacie, noszącym nazwisko Jan Paprocki, postaci złej (jego włoskie nazwisko jest „mówiące” – oznacza „złą część”),  człowieku, który wykorzystuje możliwości swojego zawodu, by bogacić się na ludzkiej krzywdzie, przejmując i wdowie grosze, i majątki bogatych, i wiana młodych panien. Oczywiście, jak to u Kraszewskiego, konstrukcja artystyczna, psychologiczna, etc. jest prosta, niewyszukana, zgodna z regułami literatury popularnej (ale przecież takim pisarzem Kraszewski był z rozmysłu, by dotrzeć „pod strzechy”). Znawca twórczości Kraszewskiego Wincenty Danek określił „Malepartę” jako powieść historyczną, co chyba jednak jest nieporozumieniem, jako że żadne wątki historyczne nie pojawiają się nawet w tle akcji. To zdecydowanie powieść z nurtu studiów obyczajowych i społecznych, z elementami gatunku kryminalnego. Dla mnie jednak powieść ta, której tekst dostępny jest tylko w czytelniach archiwaliów i w internecie,  interesująca jest głównie z powodu miejsca akcji. Jest nim XVIII-wieczny, stanisławowski Lublin (choć pojawia się też Warszawa). Kraszewski związany był z Lubelszczyzną i Lublinem, przez rok (1826) mieszkał nawet w zachowanej do dziś kamienicy przy ulicy Grodzkiej, na lubelskim Starym Mieście, więc miasto to pojawia się epizodycznie w niejednej jego powieści (m.in. w „Panu Walerym”, „Grzechach hetmańskich” czy „Morituri”), ale tylko w „Maleparcie” jest jedynym i wyłącznym miejscem, scenerią akcji. Każdemu lublinianinowi wiele mówią takie pojawiające się na kartach „Maleparty” nazwy jak Krakowskie Przedmieście z klasztorem i kościołem kapucynów, Brama Krakowska, Rynek z gmachem Trybunału Koronnego, ulica Dominikańska, Grodzka, Brama Grodzka, Podwale, itd. , miejsca do dziś stanowiące ozdobę najbardziej zabytkowej części „starożytnego miasta Lublina”. „Maleparta” nie jest powieścią porywającą, tak jak większość powieści Kraszewskiego, ale zaglądam do niej od czasu do czasu z uwagi na te „starożytne” klimaty Lublina, miasta mojego dzieciństwa i młodości.

Józef Ignacy Kraszewski – „Maleparta” (1874)

Obstawiam Neapol

Z mojego kilkudniowego pobytu w Neapolu sprzed kilku tygodni, w połowie lutego, pamiętam m.in. panujący tak wtedy chłód (13 stopni Celsjusza, plus oczywiście), niewiele mniejszy niż w Polsce wtedy, choć nad Wezuwiuszem świeciło słońce, a na drzewach wisiały cytryny i pomarańcze („Znaszli ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa, pomarańcz blask, majowe złoci drzewa?” – pisał w Neapolu Adam Mickiewicz, wzywając tam kochankę Henriettę Ankwicz.

Wszystko to mi się przypomina przy okazji powrotu do „arcyniemodnej lektury” „Uczty Trymalchiona” Petroniusza w pięknej, czytelnikowskiej celofanowej serii klasyki obcej, jednej z kilku „celofanowych” jakie się wtedy ukazywały. Tym razem arcyniemodności nie trzeba uzasadniać, bo kto dziś czyta antyczną literaturę rzymską z czasów Nerona? „Uczta Trymialchiona”, pięknie zilustrowana, w pastiszowym stylu antycznym  jest fragmentem „Satyryk” Petroniusza. Tego samego Petroniusza, który jest jedną z najciekawszych postaci „Quo vadis” Henryka Sienkiewicz. I tych samych „Satyryk”, które jako „Satyrykon” zekranizował Federico Fellini. Tłumacz „Satyryk”, wybitny poeta Leopold Staff tak napisał o nich we wstępie: „Nieśmiertelne dzieło Petroniusza, poczęte w czasach, gdy „bogi i ludzie szaleli”, a świat starożytny rozprzęgał się konwulsyjnie w swoich spoidłach, przetrwało prawie dwa tysiąclecia, epoki katastrof i odrodzeń dziejowych, i jest dziś równie świeże, jak było, nie uroniwszy nic ze swojej piękności. „Uczta Trymalchiona” jest najwartościowszym i najbardziej zajmującym (…) epizodem zachowanej tylko w wyjątkach, pierwszej rzymskiej powieści realistycznej p.t. „Satirae”.

Kluczowe tu jest użyte przez Staffa słowo „realizm”, jako on własnie jest największą, esencjonalną i rewelacyjną siłą tego tekstu. Dlaczego rewelacyjną? Bo to jest pierwszorzędny realizm, momentami ocierający się nawet o jowialny, rubaszny naturalizm, z domieszką soczystego humoru i drwiny, co było absolutnie „rewolucyjne” w czasach, gdy gros najwybitniejszej nawet literatury uwięziona była w abstrakcyjnej retoryce, pozbawiona mimetyzmu, naoczności, zmysłowości. „Uczta Trymalchiona” nie ma linearnej akcji, jest skomponowana jak antyczne mozaiki z wielobarwnych kawałków. Staff tak kończy swoje uwagi o „Uczcie”: „W każdym razie jest to opowiadanie malownicze i zabawne, stworzone przez człowieka, który umie patrzeć i każe opowiadać osobom stosownie do ich stanu i zawodu; napisane potocznym językiem ówczesnych warstw wykształconych, przeplatanym południową gwarą ludową wyzwoleńców, niezupełnie czystą, lecz stylizowaną umiejętnie, pełną pospolitych wyrazów, zwrotów, błędów językowych i idiomatyzmów, które są dziś głównym źródłem znajomości wulgarnej łaciny, zwłaszcza przysłowi i sposobów mówienia. Dzieło to skrzy się dowcipem, roi się od rozmaitych i uciesznych przygód (…)”.

 A skąd ten przywołany na początku Neapol? Staff wymienia to miasto jako jedno z hipotetycznych, ale niepewnych miejsc akcji „Uczty”. To trochę tak jak z „Monachomachią” biskupa Krasickiego, którego jednym z kilku hipotetycznych, ale niepewnych miejsc akcji jest Lublin. Niepewny Lublin, niepewny Neapol, ale ja trzymam się tych akurat wersji.

Petroniusz – „Uczta Trymalchiona” (1963), ilustr. Marian Stachurski

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko