ROMAN LIS – POEZJA JAKO SUPERDESTYLAT DUCHA LUDZKOŚCI (2)

0
276
Ryszard Tomczyk, Kompozycja z kobietą (Plotka), 1978
Ryszard Tomczyk, Kompozycja z kobietą (Plotka), 1978

1.
Wstęp (zawsze inny)

Ludzie, którzy nie rozumieją poezji, są częściowymi inwalidami, łagodniej mówiąc: mają niewykształconą jedną z funkcji języka, służy on im głownie do liczenia i narzekania na bliźniego, jak u człowieka pierwotnego. Wyrażenia indywidualne, po których daje się rozpoznać, że mówi Jan Kochanowski albo Julian Przyboś to chińszczyzna dla kogoś, dla kogo to samo słowo znaczy zawsze to samo, jak w słowniku. Mówić głośno o takiej nierówności społecznej jest niebezpiecznie, bo to tak jakby twierdzić, że społeczeństwo składa się w większości z baranów, które beczą na jedno prostackie kopyto. Zdaje się, że prawda ta dotarła już nawet do polskiego rządu, a minister edukacji za główny cel obrał ograniczanie poezji w programie nauczania, chcąc zaniżyć poziom [rozumu] w ogóle, a w przyszłości usunąć ze społeczeństwa takich, co rozumieją poezję i mogą stać się niebezpieczni dla ogółu.
Niniejsze dzieło piszę z myślą, żeby rozreklamować pisanie poezji, jakkolwiek powszechnie się uważa, że w Polsce jest zbyt wielu poetów [i poetek]. Ja uważam odwrotnie i marzę o tym, żeby wszyscy Polacy pisali wiersze, ale dodam, że w tym marzeniu jest też, żeby rozumieli poezję. Posługiwanie się językiem poetyckim na co dzień pozwoliłoby osiągnąć integrację społeczną, zastępując ten rodzaj kleju międzyludzkiego, jakim była, aż się zepsuła, duchowość typu religijnego. Zacznijmy od tego, żeby w każdej rodzinie był chociaż jeden poeta (i nazwijmy to « planem Lisa »), a celem naszym będzie Polska Rzeczpospolita Poetycka.


2.
Adam Wiedemann, « Odżywki i suplementy »*

Adam Wiedemann nie należy do poetów, którzy uważają, że wiersze pisze się tylko o wielkich zdarzeniach historycznych itp. (że takie wyobrażenie występuje w naszym niskoedukowanym poetycko narodzie, świadczy fakt, że wystarczą jakieś większe rozruchy, a już do pisania rzucają się rzesze obywateli o sentymentalnym zacięciu!): potrafi opisać starszą kobietę, która zasypia na spacerze z psem w parku, a pies siedzi obok potulnie, bo jest grzeczny. Żeby uwiecznić taką przygodę analfabecie poetyckiemu nawet do głowy nie przyjdzie (taki myśli, że tam może być tylko reduta Ordona albo co najwyżej czasem motylek fruwa nad Józiem). O tym, że dla poety świat jako taki jest w całości takim niezwykłym zdarzeniem świadczy wiersz « La vie en rose » [w ogólnym tłumaczeniu znaczy to « życie jest piękne »], jakkolwiek przekornie na samym początku poeta sprowadza świat do postaci zwykłej:

Wszystko, czego się tknę,
obraca się w zwykłość, wszystkie
zasoby świata, znam je, nie są
w stanie mnie niczym zaskoczyć.

Wprawdzie w tym konkretnym utworze autor zdobywa się na atak wobec ludzkości (a na samym końcu prosi nas o łagodny wyrok, bo wie, że lekko przesadził), ale moja ogólna powyższa myśl daje się ocalić. W większości wierszy tego tomiku można znaleźć afirmację istnienia, poeta wyraźnie jest przyjacielem człowieka. (Podaję to odkrycie na zasadzie, « żeby o tym nie zapomnieć », a kto by w to zwątpił, musiałby mieć chore myśli). 
Przyznam się, że nie udało mi się na podstawie tej książki stworzyć sobie obrazu światopoglądu poety. Czego zresztą nigdy u nikogo nie wyszukuję jako czegoś ważnego, a nawet czasem chciałbym nie znać czyichś poglądów na rzeczywistość, a zwłaszcza, gdy są one standardowe. Pojęcia nie mam, czy Adam Wiedemann jest katolikiem, czy marksistą, ale właśnie tym lepiej czyta mi się jego wiersze. Np. sonet « Początki serializmu » brzmi zrazu tak:

Duchy się pojawiają. Nie ma sprawy,
pojawiajcie się, ale bądźcie naszymi
przywidzeniami, ekspresją lęków,
objawem choroby psychicznej, bądźcie,

i można by się spodziewać, że tu pojawi się jakiś pogląd poety, ubrany w pancerz jakieś religii albo jakiego wielkiego filozofa, gdy jednak autor kontynuuje oto tak:

czym tam chcecie, ale nie ośmieszajcie
nas, bądźcie sobie zbawione, potępione,
pokutujące, bądźcie duchami naszych
matek, przyjaciół, ofiar, jeśli tylko będziecie

skutkiem wzdęcia, leżenia zbyt długo
na słońcu, nadużycia substancji
i odstawienia ich, błagajcie o modlitwę,

pokazujcie płonące szaty, straszcie
zemstą zza grobu, my i tak wolimy się bać
czegoś po prostu bardziej konkretnego.

[Tu muszę wyjaśnić, że ja się dopiero uczę pisać krótkie recenzje i nie przychodzi mi łatwo wyciąganie ogólnych wniosków z konkretnych wierszy]! Cytowany sonet aż się prosi o polemikę na poziomie teologicznym, gdzie ducha rozpatruje się jako element realności jednoosobowej, ale tym ciekawsze jest zwiedzanie czyjejś wyobraźni, zwłaszcza gdy nadawca takiej informacji jest poetą. Ale właściwie napisałem to zdanie tylko dlatego, żeby uświadomić czytelnikowi, który rzadko czyta wiersze, żeby przed lekturą zdjął z mózgu i powiesił na kołku własne pojęcie realności i dopiero w takim czystym stanie rozpoczął czytanie (dotyczy to oczywiście nie tylko wierszy Wiedemanna).
Proszę nie czytać wierszy współczesnych poetów (są też i takie wyjątki) jako zakodowanych informacji w siedzibie łamania szyfrów, tylko jako najprostsze wieści od kolegi, który akurat pod stołem głaszcze kolano koleżanki i nie może o tym mówić wprost, wtedy nauka rozumienia poezji będzie miała wektor postępu.
W wielu sprawach nie zgadzam się z Adamem Widemannem (a raczej z jego tekstami z tej książki), jak np. z początkiem zdania z wiersza « Uciekinier »:

Miłość to miłość, jest abstrakcją,

Po prostu inaczej rozumiem świat, ale nigdy bym miłości nie zliczył do abstrakcji. Dla mnie miłość ma co najmniej dwa aspekty, których nie ma abstrakcja – ciężar i temperaturę – odczuwalne zmysłem, który znajduje się na wysokości mniej więcej piersi człowieka, ale którego nie potrafię nazwać jednoznacznie. Nie sprzeczam się z poetą, zgłaszam tylko, że myślę inaczej. W tym samym wierszu powtarza się kilkakrotnie refren, z którym jednak już prędzej bym się zgodził:

Lewicę i feminizm wypełniają postaci głodne atencji,
Zakompleksione, pretensjonalne, rozchwiane i nielojalne.

Poetów jednak czyta się nie po to, żeby się z nimi zgadzać, ale po to, by « rozmawiać » z egzemplarzami ludzkości, które są o wiele bardziej interesujące niż ci, którzy poezji nie tylko nie piszą, ale też nie czytają!


3.
Genus irritabile vatum

[Genus irritabile vatum (łac.) – drażliwa rasa wieszczów. Tak w czasach starożytnych nazywano środowisko literackie]. Jeśli jest jakieś podobieństwo dzisiejszej Polski do środowiska literackiego, to tylko w tym, że wszyscy kłócą się ze wszystkimi! Ale różnica główna polega na tym, że pisarze kłócą sie najczęściej o rzeczy poważne, a dzisiejsi Polacy potrafią zastanawiać się nad kondycją umysłową ministra edukacji. Nad czym tu się zastanawiać? 
Namawiam do wyboru w każdej polskiej rodzinie choćby jednego poety!

Montrouge, 29 I 2023

__________
* Adam Wiedemann, Odżywki i suplementy, Warszawa 2022, Państwowy Instytut Wydawniczy, ISBN 978-83-8196-363-3


ROMAN LIS

POEZJA JAKO SUPERDESTYLAT DUCHA LUDZKOŚCI (3)


1.
Wstęp (zawsze inny)

Dziś uzmysłowiłem sobie, że tytuł cyklu tych felietonów może wprowadzać w błąd. Przede wszystkich filozofów i wszystkich, którzy czepiają się sensów słów. Ponieważ adresuję moje słowa do tych, którzy chcieliby zostać poetami, muszę ich uświadomić, że nasze czasy charakteryzują się także tym, że doprowadzono w nich filozofię do stanu zakneblowania jej ust, gdyż uświadomiono sobie (filozofowie, ale mówię półgębkiem, bo tak mi łatwiej), że słowa są zbyt wieloznaczne, aby można ich użyć do opisu szczegółów funkcjonowania rozumu (zaczęto badać tekst, jako ważniejszy od jego nadawcy; ale i właściwie na tym poprzestano). Użyłem w tytule słowa « duch », a przecież poezja pojawia się w świecie dzięki słowom, jakże więc destylat ducha może być reprezentowany postaciami obiektów ze słów? Taka konstatacja filozofii (a głównie absolwentów uniwersyteckich wydziałów filozofii) sprawiła, że w społeczeństwie spadło zaufanie do poezji, a w konsekwencji zaczęto traktować sztukę literacką coraz gorzej, aż wreszcie tzw. większość domyśliła się, że poeci to jednak też pośledni gatunek człowieka, jak wszyscy inni.
Wyjaśniam więc tym wszystkim, których wprowadzono w błąd, że poeci nadal (tak jak tysiące lat temu) używają języka inaczej niż (np.) filozofowie, informatycy lub dziennikarze: najczęściej, nie zdając sobie z tego sprawy, piszą niejako substancją swej własnej osoby! Rzecz ta nie jest jeszcze odkryta przez naukę i filozofię, choć   niektórzy badacze psychiki człowieka sygnalizują, że ludzie różnią się w swej władzy nad własnym słowami. Ja uważam, że można własne teksty napełnić własną energią, jednorazowym wyrazem istnienia, które potem żyje w specyficzny sposób jeszcze bardzo długi czas. Poeta, który napisał « Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu… » (Horacy, I w. pne) wiedział, co mówi, ponieważ nie była to metafora (i nadal nie jest). Na naiwne pytanie, że gdyby było kilka miliardów takich poetów, jak Horacy, to kto by ich czytał, odpowiadam: Ja! Ja bym ich czytał! Czytałbym od rana do nocy i nocą! I wszyscy bylibyśmy szczęśliwi (nie muszę chyba tego dodawać!).


2.
Adam Ochwanowski, « Rozmówki działkowe »*

Książka ma podtytuł « Traktat poetycko-prozaiczny « , który podzielony jest na XXV osobnych kwestii, jakoby jednej osoby dialogu, z rozmówcą-słuchaczem określonym jako « Pan ». Podmiot liryczny (domyślamy się, że jest to sam Autor) zwraca się do Pana na zasadzie przyjacielskiej, a nawet zwierza mu się z własnego życia intymnego. Tematyka tych wypowiedzi odnosi się do czasów obecnych i wspomnień z ostatnich kilkudziesięciu lat. Jeśli kogoś zainteresuje za sto lat albo za dowolnie daleką przyszłość, czym żył ten konkretny mieszkaniec Europy, utwór ten będzie świetnym źródłem informacji. Zaś dla obecnego czytelnika (nawet jeśli nigdy nie czytał wierszy) może być okazją do polubienia poezji i zdziwienia się, za taka jest ona łatwa do zrozumienia (łatwość rozumienia nie jest wadą poezji). 
Adam Ochwanowski w znanych mi swych książkach używa innych form poetyckich: pisze wiersze do rymu i do taktu, czyli o różnych systemach wersyfikacyjnych. W niniejszym traktacie wybrał jednak formę wiersza wolnego, maksymalnie zbliżonego do prozy. Osobiście nie wierzę, że proza może być poezją (choć niektórzy krytycy głupio się o to czasem sprzeczają), ale z prozy czyni niekiedy poezję brak (w niej, na mocy decyzji autora) łączności logicznej między zdaniami, co w poezji jest bardzo częste, jak np. [światowy przykład!] u Rimbauda:

Pory roku, twierdz ruiny,
Czyjaż dusza jest bez winy?

W wypadku tego poety jesteśmy wśród znanej obecnie konwencji wiersza wolnego, której użyteczność umocniła poezja Różewicza, Herberta i następnie co najmniej stu poetów, licząc od Awangardy Krakowskiej do teraz. Rzecz jasna, do roli, jaką pełni w tym utworze Ochwanowskiego nadaje się ona najlepiej.
Ale ledwiem zaczął pisać tę recenzję, już widzę, że nie mogę rozwijać skrzydeł wszystkich myśli, bo bym chyba musiał sam traktat o tym poecie z Ponidzia napisać, a tu trzeba dać próbkę jego stanowiska na temat jego samego. Poeta zaczyna tak:

panie, gdyby ludzie byli jak pszczoły
to świat byłby słodki jak miód
ale w naszych ulach jest za dużo
królowych matek i trutniów [I]

a tak się przedstawia:

o mnie, panie, można powiedzieć
żem człowiek światowy
bo przez wiele lat kiblowałem w ameryce
z paszportem one way
za młodzieńcze grzechy naiwnej solidarności
kochałem lecha z matką boską w klapie
śnili mi się: gwiazda, bujak i frasyniuk
a za michnika, kuronia i mazowieckiego
gotów byłem oddać życie [VII]

W/w Pan jest zapewne sąsiadem działkowym podmiotu lirycznego, mającym daczę gdzieś obok (co odkryłem w części XII):

zazdroszczę panu tych lasek
które rano odwozisz do domu
i nie ukrywam, że czasem trzepnę sobie
na ich temat kapucyna
czy pan uważa, że samogwałt
wypacza atrybuty męskości 
bo według mnie to jest zbrodnia
czyniona na szeroko pojętej
miłości [XII]**

A gdzie indziej autor wspomina:

przypomina mi się opowieść agnieszki osieckiej
o tym jak spotkała w nocnym barku
pijanego zbyszka cybulskiego
dlaczego pijesz zbyszku – zapytała
bo widzisz stareńka – odpowiedział zbyszek
ja muszę pić bo cierpię
za rzeszowskie i kieleckie [XVII]

Tu tym bardziej rozumiem autora « Rozmówek działkowych », że (on z kieleckiego) pochodzę z rzeszowszczyzny, gdzie wieje tak samo jak w jego stronach.
I na koniec zacytuje fragment najbardziej dziś użyteczny (bo ludzie teraz często używają powiedzenia « prosty jak konstrukcja cepa »), żeby każdy to wiedział:

wie pan z jakich części składał się cep
to ja panu powiem
z dzierzoka, gądzwy i bijoka
dzierzok powinien sięgać młócącemu minimum od stóp do podbródka
ale nie mógł być dłuższy niż 190 centymetrów
gądzwa była z rzemienia
a długość bijoka mierzyło się 
przekładając na patyku dłonie
według formułki
« gdzie idzies – do lasa, po co – po kijok, na co – na bijok
a jaki – a grabowy, utnij ze mi puty głowy »
i w tym miejscu ucinało się grabioka albo dębcoka [XXIV]

Na koniec wyrażę niezadowolenia z siebie, że tak nudno napisałem o tak ciekawej książce! Ona jest po prostu zbyt obszerna dla mnie, będę musiał jeszcze nie raz pisać o poezji Ochwanowskiego, bo czuję wstyd i mam niedosyt!


3.
Genus irritabile vatum

Oprócz tych dwudziestu pięciu wierszy w książce jest 15 fotografii czarno-białych, głównie autora i jego przyjaciół w różnych okolicznościach przyrody.
Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, że włączyłem do konstrukcji każdego felietonu tę trzecią część (słowa te znaczą « drażliwa rasa wieszczów », a użył ich pierwszy raz Horacy, poeta z czasów starożytnych, na określenia środowiska literackiego). Gdy już wszyscy Polacy będą pisać wiersze, obecna wścieklizna społeczeństwa polskiego będzie jak znalazł, może dobrze, że ciągle to powtarzam?

 Montrouge, 30 I 2023
 

____________

* Adam Ochwanowski, Rozmówki działkowe, Kielce 2022, ISBN 83-60108-17-8

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko