Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
47

Niepokojąca książka NDiaye

Choć są trzy ofiary, to nie jest kryminał. Te trzy ofiary to małe dzieci, a zabójczynią jest ich matka. W takim przypadku, pierwsze co przychodzi do głowy, to oczywiście choroba psychiczna. Za łatwe.

Marie NDiaye pisze o samotności, o niemożności wyrwania się z kręgu zdarzeń przeszłych, tych, których osad pozostaje w człowieku na zawsze.

Pewnego dnia w kancelarii mecenas Susane w Bordeaux zjawia się Gilles Principaux. Zamożny mężczyzna prosi aby zajęła się obroną jego żony osadzonej w więzieniu za potrójne morderstwo ich potomstwa.

Mecenas Susane nie ma żadnego doświadczenia w sprawach karnych, ma swoją kancelarię od niedawna, wcześniej pracowała w cudzej, dużej, ale zajmowała się sprawami z innego zakresu. Przyjmuje sprawę. Być może także dlatego, że sprawa porusza cała Francję, jest medialna, może przynieść jej rozgłos, napędzić klientów. Mecenas Susane nie ma za wiele do roboty, prowadzi raptem dwa postępowania: jedno o zmianę nazwiska (jej klient wstydzi się go, jest przekonany, choć nie ma na to żadnych dowodów, że jego przodkowie trudnili się handlem niewolnikami) i kobiety, która zajmuje się jej mieszkaniem. Ta z kolei ubiega się o legalizację pobytu jej i jej rodziny, męża i dzieci we Francji, gdzie dostali się nielegalnie. Tu problemem jest akt małżeństwa pozostawiony na Mauritiusie.

Oczywiście – wszystko nie jest tu proste. Nazwisko Principaux jest wryte w pamięć mecenas Susane. W odległej przeszłości, tak sadzi, poznała chłopca o tym nazwisku w jego mieszkaniu. Była tam z matką, która sprzątała. Chłopiec zrobił na niej wrażenie tak wielkie, że wciąż jest obecny w jej myślach. Nie ma jednak pewności, ze to ta sama osoba. Pyta o to, nie dostaje odpowiedzi. Drąży, zmusza matkę do szperania w przeszłości. Budzi w swoim ojcu jakieś upiory, kompletnie nieuzasadnione podejrzenia.

Mąż morderczyni, Marlyne, byłej nauczycielki, przynajmniej pozornie, nie rozumie zbrodni. Kochał, dalej kocha żonę, dzieci, tworzył dom, w którym kobieta mogła się zajmować wychowywaniem potomstwa nie martwiąc się o nic innego. Pozory…

A Sharon? Emigrantka, która zajmuje się jej mieszkaniem. Nie, mecenas Susane nie potrzebuje u siebie nikogo, w każdym razie nie w takim wymiarze. „Sharon, zatrudniam cię w ramach swojego aktywizmu, żeby ci pomóc i wesprzeć sprawę, której bronię…” Prowadzi z nią w swojej głowie niekończący się dialog. Nagle okazuje się, że Sharon pracuje nie tylko u niej, sprząta w jeszcze dwu domach. Jedną z klientek jest stara pani Principaux. Czy to ta sama pani Principaux, którą spotkała w dzieciństwie?

Jest też były partner, mecenas Susane, Rudi. Jak ona, adwokat. Poznali się w tej dużej, korporacyjnej kancelarii. Teraz też już na swoim. Co ich połączyło? To, że wyszli z niezamożnych rodzin, że przebili się do klasy wyższej, że byli, wciąż są w niej obcym ciałem. Ludzi z inną wrażliwością. Rudi nie wytrwał przy Susane, zostawił ją, choć wciąż są blisko, z inna kobietą wziął ślub, ma z nią dziecko. Ale z tamtą też się rozstał. Mała Lila, jego córka, znajduje opiekę u rodziców mecenas Susane, potem pod skrzydłami Sharon.

Są rozmowy w więzieniu z morderczynią. Nie broni się, nie chce w żaden sposób uciec od odpowiedzialności, odwrotnie, w celi znalazła swoje miejsce, niszę. Zabiła dzieci, które były wyzwaniem. A pan Principaux? O nic go nie oskarża. Tylko dlaczego nie chce go widzieć? Potem chce rozwodu. Jest winien? Jej samotności, zawłaszczenia, odsunięcia od ludzi?

Jest podróż pani mecenas na Mauritius po dokumenty Sharon, po jej akt ślubu przetrzymywany przez brata i jego żonę. Po co? Tajemnica bliskości, oddalenia, wynarodowienia. Nigdy go nie było? Był? Jest. Ktoś go jej kradnie.

A rodzice mecenas Susane. Ojciec, który nie chce jej widzieć, matka, która wytęża pamięć, przywołuje nazwiska, są podobne, ale żadne to jednak nie Principaux.

Czytałem tę powieść i miałem wrażenie, że to przede wszystkim książka o samotności, wyjaławiającej samotności, braku ciepła, zrozumienia, zagubienia, niemożności zrozumienia innych. O światach, które na siebie nachodzą, ale nie przystają do siebie. Światach, w których przeszłość wciąż kształtuje teraźniejszość, to co przeszłe odzywa się zwielokrotnionym echem. Nie daje spokoju.

Niepokojąca książka. Bez wyroków, bez osądu, z sennym, może chorobliwym, ale jednak uważnym spojrzeniem.

Marie NDiaye – Zemsta należy do mnie, przekład Magdalena Kamińska-Maurugeon, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2023, str. 247.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko