Jan Belcik – Jeszcze inne oblicza prozy Romana Madejowskiego

0
328

            Na rynku księgarskim znalazła się nowa książka znanego rzeszowskiego prozaika, Romana Madejowskiego. Jest to zbiór mikroopowieści zatytułowany Jeszcze inne opowiadania wydany przez Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu.

            Do tej pory Roman Madejowski znany był przede wszystkim z powieści Niech żyje nam rezerwa, nagrodzonej w konkursie na debiut prozatorski zorganizowany przez wydawnictwo Czytelnik (autor poruszył w nim temat tabu koszar wojskowych). Z entuzjazmem wypowiadali się o tej książce m.in. Marek Nowakowski w dzienniku „Życie”, że to „majstersztyk literacki”, Piotr Bratkowski zaś w „Gazecie Wyborczej” podkreślił to, że Madejowski „przełamał schemat pisania o wojsku”.

            Bohater szkicu jest też znany z tomu opowiadań Z krawężnika (2017), mocno osadzonych w realiach dojrzewania pokolenia lat 60. ubiegłego wieku, ale i w scenerii miasta, które rozwija się szybciej, niż dorastają do tego postaci jego prozy.

            W życiu zawodowym Roman Madejowski zajmuje się dziennikarstwem.

            Jego nowa książka zawiera 25 opowiastek o różnej objętości (na ogół są one dość krótkie), charakteryzujących się niezwykłą przenikliwością w ocenie świata. Autor śmiało miesza realność ze światem fantazji, absurdu, ale także z elementami mitu i przypowieści. Bohaterowie tych opowiadań (oraz powiastek, opowiastek, mikroopowieści) to ludzie doświadczeni, którzy z jakiś powodów znajdują się na rozdrożu. Świat odrealniony daje autorowi możliwość sięgania od groteski poprzez mityzację po fantastykę, od absurdu poprzez ironię do czarnego humoru, które często pojawiają się w zaskakujących ujęciach. Tak jest m.in. w opowiadaniu Tarcza (s. 127), w którym Mietek, mężczyzna po pięćdziesiątce, zauważa swoje pierwsze zmiany na skroni w postaci kółeczek. Zaczynają one układać się w pewną całość tworzącą tarczę strzelniczą. Tak pisze o tym doświadczeniu Madejowski, puentując zakończenie niezwykle zaskakująco i eksponując przy pomocy czarnego humoru absurdalność tej sytuacji:

„Zobaczył w jaki kształt ułożyły się trzy kółka o wspólnym środku i cztery kreseczki rozchodzące się pod kątami prostymi od wewnętrznego kółeczka tuż za krawędź ostatniego. Miał na skroni małą tarczę strzelniczą.

– Widocznie tak musiało być – powiedział do siebie.

Potem zamknął się w swoim gabinecie, otworzył kluczykiem sekretną szufladkę w biurku, wyciągnął trzymanego tam od dobrych dwudziestu lat colta, przymierzył w sam środek tarczy przyglądając się w szybie biblioteczki i pociągnął za spust”.

            Bardzo interesujący problem socjologiczny przedstawia autor Krawężnika w opowiadaniu Dlaczego góralki nie golą nóg (s. 56). Bohater opowiadania upodobał sobie góralki ze względu na ich temperament, natomiast nigdy nie mógł uzyskać odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie usuwają one owłosienia z nóg. Jak się okazuje, ten stan rzeczy dotyczy zarówno tych miejscowych, mieszkających w górach, jak i ich koleżanek, które wyprowadziły się do dużych miast i pracują w korporacjach. Rozwiązanie dylematu było trudne, ale za którymś razem się udaje go rozstrzygnąć, gdy baca przejęty litością nad kontuzjowanym narciarzem, upewniwszy się, że ten po wyjaśnieniu tajemnicy ożeni się z góralką, mówi:

„To było tuż po pierwszej wojnie światowej. Dużo górali wyjechało wtedy za Ocean, do Ameryki. Mimo że kobiet wtedy raczej do Ameryki nie wysyłano, znalazła się jedna, co się na to zdobyła. Marcysia miała na imię, bardzo dorodna dziewucha, jak opowiadano. Mogą chłopy jechać, mogę i ja – mawiała. I choć mąż się upierał, Marcysia na swoim postawiła.

Ze statku wysiadła w Nowym Jorku i od razu jej się dobrze wiodło. Co prawda nie wiadomo, jak zarobiła te grube pieniądze, które po kilku latach do domu z powrotem przywiozła, ale mąż się domyślił, że musiał to być jakiś kurewski sposób. A po czym poznał? Oczywiście po nogach. Kiedy wyjeżdżała, nogi miała jak wszystkie ówczesne góralskie kobiety, kiedy wróciła miała gładkie i błyszczące – ani jednego włoska aż po samą górę! […] Mąż wpadł w szał i kłonicą kobietę w łóżku leżącą na śmierć zadźgał. Historia poszła w lud i choć z czasem wielu o niej zapomniało, to jednak góralskie matki swoim córkom ją do dzisiaj opowiadają ku przestrodze. A że u górali siła tradycji jest od wieków wielka a i matki się jak Pana Boga słucha, to i nie dziwota, że dziewuchy są zestrachane. Hej!”.

            O alegorii możemy natomiast mówić w przypadku opowiadania Ostatnia Wielka Zielona Ryba (s. 35). Obrazuje ono to, że w sytuacji, w której silniejszy pożera słabszego, ten silny zawsze znajdzie jeszcze silniejszego, gdy zaś na placu boju zostają najsilniejsi, to prawdopodobnie wyczerpani padną w końcu wszyscy. A ten ostatni czy też ostatnia Wielka Zielona Ryba może jedynie dumnie nucić pod nosem: „– Wykończyłam je wszystkie, wykończyłam je wszystkie, wykończyłam je wszystkie…”.

            Zdajemy sobie sprawę z tego, że to pyrrusowe zwycięstwo odnosi się również do każdego z nas. Za przykład mogą tu posłużyć chociażby cienie współczesnej cywilizacji. Ciesząc się jej zdobyczami, bezustannie zatruwamy naszą planetę, co może doprowadzić nas do zagłady.

            W podobnym tonie osadzone jest opowiadanie Sens świata (s.13), w którym autor ze swadą prezentuje tzw. „apokryf Platoński”, a jego przesłanie zamieszczone jest w końcu dialogu:

– Czy świat ma sens?

– Oczywiście. Świat ma swój głęboki, jedyny i wielki, ale ukryty przed maluczkimi duchem sens.

– Jaki?

– Że nie ma żadnego sensu.

         Tak jak opowiadania Z krawężnika są zapisem doświadczenia inicjacji, portretem dzieciństwa i dorastania, z niezwykłym u tego twórcy i charakterystycznym, anegdotycznym poczuciem humoru, tak proza z najnowszego tomu przygotowuje nas na gorzki czas dojrzewania. Tylko ta gorycz również niekiedy śmieszy; wydaje się, że jest ona niepodrabialną cechą dzieła Romana Madejowskiego. Właściwość ta sytuuje się gdzieś pomiędzy hrabalowską rubasznością a chłodną dozą ekscentryczności, ale też nonsensu czy purnonsensu w stylu Woody’ego Allena…

            Można powiedzieć, że autor dopracował się rozpoznawalnego stylu. Oszczędnego, precyzyjnego, świadczącego o długoletnim terminowaniu w sztuce pisarskiej. Sądzę, że śmiało mogę polecić każdemu ten tom opowiadań. Jeszcze innych opowiadań. Zaskakujących, dojrzałych, ale przede wszystkim zawierających powiew świeżości. A wszystko to w pięknym opracowaniu edytorskim i graficznym, jakim jest to właśnie wydanie Podkarpackiego Instytutu Książki i Marketingu.

Roman Madejowski, Jeszcze inne opowiadania, Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2020.

Jan Belcik 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko