Piotr Wojciechowski – POKORA PISARZY I LITERACKA PYCHA

0
171

   Jednym z istotnych powodów, dla których praca powieściopisarza jest zajęciem pięknym i słodkim, to możliwość samopoznania. Realizuje się ona w różnych fazach twórczości, w różnych wątkach pisanego tekstu. Dla mnie najcenniejsza jest możliwość spotkania z ludźmi rozmaitych epok i rozmaitych pokoleń, mężczyzn i kobiet, starych i młodych, z różnych społecznych warstw i rozmaitych profesji. Wymyślam tych ludzi, a potem wsłuchuję się w to, co mają do powiedzenia. Na wstępie do ostatniego felietonu biesiadnego w roku 2022 chcę przywołać drugoplanową postać z powieści, którą ostatnio próbuję  pisać. To profesor Kazimier Popłach, którego mój główny bohater spotyka na pastwiskach w Beskidzie Żywieckim. Profesor, stary człowiek, światowej sławy specjalista od sztuki starożytnej, znany był jako twórca i wieloletni wydawca kwartalnika „Mandorla” zajmującego się starożytną i wczesnośredniowieczną sztuką sakralną. Teraz hoduje kozy i z pewnym sukcesem handluje serami kozimi. Mój bohater, maturzysta, który odmówił studiowania, spotyka go – gdzieś tam na hali, w Beskidzie Niskim, pośród stada. Zadaje profesorowi pytanie – dlaczego kwartalnik „Mandorla” przestał wychodzić?

       – Myślę, że mnie zrozumiesz, Teo – wyjaśnia profesor Popłach. – To był dobry, poważany tu i tam kwartalnik. Prowadziłem go przez 30 lat, miałem miłe redaktorki, świetnych autorów. Kwartalnik był dobry, ale dość. Wystarczy. W 120 tomach z 30 lat jest mądrość, piękno i dobro. Tego jest dosyć dla paru pokoleń. Niech czytają. Jak się tego nauczą, jak pokażą, że się nauczyli, mogą iść dalej. Mogą szukać, znajdą pewnie kogoś, kto ich poprowadzi.  A teraz ty mi powiedz, Teo, dlaczego nie chcesz studiować. Mówiłeś coś swojej matce, ale ona nie rozumie. No, Teo, dlaczego? – Z tego samego powodu, co pan profesor – odpowiedział Teo po chwili milczenia. Wstał i popatrzył dokoła po kręgu świerkowych lasów otaczających wysłonecznioną polanę. – Mam teraz czas. Panie profesorze, a może mógłbym  tu popracować u pana?

   Myślę, że rozmowa tych mężczyzn jest dobrym wprowadzeniem do świątecznego felietonu, z łatwością mogę sobie wyobrazić starego pastucha Popłacha i jego juhasa Teo, jak obudzeni śpiewem anielskim śpieszą do Betlejem. Widzę także w tej rozmowie na słonecznej hali możliwość szukania klucza do naszych warszawskich kłopotów poprzez nawiązanie do sytuacji nadchodzących świąt. Nie było miejsca w gospodzie. Nie tak dawno ludzie pióra usłyszeli – że nie będzie dla nich miejsca, tego miejsca, które przywykli uważać za swoje, nie będzie dla nich tego adresu – Dom Literatury, Krakowskie Przedmieście 87/89.

   Czy mają przyjąć postawę profesora Popłacha, obejrzeć się za siebie, wspomnieć wszystkie spotkania, policzyć promowane książki, ocenić moc głosów, które rozlegały się z tego miejsca w obronie ludzkiej godności, wolności słowa, w obronie piękna i siły naszej literackiej tradycji. Czy pisarze mogą powiedzieć dość, wystarczy?

     Mnie się to w głowie nie mieści.

     W mojej książce dwudziestoletni Teo nie potrafi powiedzieć, czy postawa Popłacha, jego „dosyć”, to duma czy pokora. Ja też tego nie wiem. Nie wiem też, jak powinniśmy odpowiadać na próby odebrania nam miejsca. Ono nie  było  nam dane, by nas kupić. Podobieństwo do sytuacji z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa jest łudzące. Jesteśmy tu nie w Domu Pisarzy,  a w Domu Literatury. Bliższe prawdy jest powiedzenie – udało się zrobić z tego miejsca barykadę.

  Czy wobec zagrożenia utraty mamy przypomnieć z patosem, że wszystko, co stanie się z tym domem, dziać się będzie wobec najokrutniejszej z wojen europejskich dziejących się tu i teraz, o miedzę od nas? Czy prawować i błyszczeć logiką argumentów, czy kipieć świętym oburzeniem, czy pokornie prosić, a może łasić się obietnicami bezwarunkowej współpracy? Wszystko chyba równie nieskuteczne, gruby mur, ciemna noc. Nie mamy żadnych środków nacisku, nie pójdziemy demonstrować na ulicy, nie zastrajkujemy milczeniem. Nie wezwiemy Europy, aby przybyła i pomogła szturmować mur, zapalać światła. Nie będzie transparentu na targach książki we Frankfurcie, nie będzie kabaretu literackiego na festiwalu w Edynburgu, nie będzie muralu z wizerunkiem Domu Literatury  na Koloseum.

   Nie mam też nadziei, że któryś z wybitnych polskich prozaików napisze wielką powieść współczesną o polityku, który uparł się przekonać kolegów posłów, ministrów i wojewodów, że warto dbać o kulturę wysoką, a  w szczególności o warszawskie środowisko pisarskie. Ja też nie napiszę, takiej powieści, chociaż myślę, że tu wzorem mógłby być nie Kaden-Bandrowski, czy Andrzej Strug, ale może Borys Vian czy Thackeray. Groteskowo musiałyby wypaść dialogi, w których polityk wskazuje kolegom, że łatwiej jest zdobyć głosy czytelników ambitnych książek, niż elektorat składający się z serialowych gapiów. A potem ten polityk idzie do TV i mówi, jaką dobrą książkę ostatnio przeczytał. Wreszcie, ciągle w poetyce groteski, dodaje, że ludzi czytających łączy w wielką wspólnotę rozmowa o książkach, przekonuje, że zarówno rynek jak i polityka woli mieć do czynienia ze wspólnotą, a trudno im uwieść i przekonać rozsypujący się moralnie tłum ogłupiony zakupami i rozrywką. 

   Jedno wydaje mi się pewne – pisarz musi być pokorny, z pokorą musi uznać prawo wydawcy do nie wydawania tego, co się nie daje sprzedać, prawo czytelnika do nie kupowania, nie czytania, nie rozmawiania o książkach. A jednocześnie pisarz musi wyzbyć się pokory, bo łatwo za nią ukryć lenistwo lub brak odwagi życia. Pisarz musi czuć dumę ze swojego zawodu, Henryk Elzenberg nie darmo powiedział, że literatura jest krwiobiegiem kultury. Dlatego to tylko pisarz może powiedzieć „dość”. Napisałem, wystarczy! Literatury zatrzymać nie można, kiedy krew przestaję płynąć – następuje śmierć. O tym pamiętamy przyznając się do gromady piszących i czytających. Gdy to czynimy, włączamy się w szlachetne trwanie, w konstelacje jaśniejących przez wieki arcydzieł, w pamięć o sanktuariach bibliotek, w pokolenia zabawy słowem i dysputy o pięknie stawiania ważnych pytań. Skoro zaś literatury nie można zatrzymać, może Dom Literatury także ma szanse trwania. Powiadają, że drugi program Polskiego Radia go ocali. Prawda, ratowaliśmy kiedyś ten program, ocalał…

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko