Krystyna Habrat – CZEKANIE  NA  RADOŚĆ

0
116

Jak piękne są późną jesienią przemglone wieczory. Przez okno widać, jak z osłony mgły, wyłaniają się   gdzieniegdzie  żółte światła latarń i okien,  porysowane   nagimi gałęziami drzew. Wszystko jakby uśpione w spokoju. Od czasu do czasu omiotą przestrzeń światła samochodu, przesuną się wachlarzem po suficie pokoju i znowu  pusto wkoło.

Świat nawet  w  czarną  jesień jest piękny. Czarną, bo w grudniu blada jasność dnia  ledwie przedrze się na  parę godzin i koło godziny czwartej, później – trzeciej, zapada w  noc, że oko wykol. Gorzej, gdy  deszcz siąpi albo postukuje  w parapet i  nie daje spać.

Ale dziś, zanim pochłonęła wszystko noc, na zachodzie rozkwitła różowa zorza z żółto-zielonymi pasmami przy horyzoncie.    Cóż, kiedy ostatnio napawam się takim widokiem ,  wzdycham   słowami Słowackiego:

„Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze

Smutno mi Boże.”

Żeby  nie rozmyślać, nie popaść w przygnębienie, spieszę do swych zajęć, bo tylko na moment przystanęłam w biegu, a  od dawna  rosną mi zaległości nienadążania.

 Ale znów nie mogę się oprzeć spostrzeżeniu, że świat jest tak piękny, tak wspaniały, a  człowiek  to piękno zaburza, niszczy poprzez nienawiść, wojny, dzikie obyczaje… Ileż nieszczęść może wywołać jeden nawet człowiek! Zaczyna się od sporów politycznych, toczonych w imię interesów własnej grupy. Mieszają się w tym intencje szlachetne z podejrzanymi. Najgorzej,  gdy przywódca chorobliwie pragnie władzy. To dążenie bywa tak silne, że idzie  do niej po trupach.

Niekiedy pytam się wzorem chłopka-roztropka, popijającego z koleżkami piwko  pod budką, czy te spory, te zażarte dyskusje, nieczyste rozgrywki, pokazywane w telewizji i szerzone w internecie, naprawdę są niezbędne?? Podobno – tak. Podobno na tym polega demokracja. A lepszego już ustroju nikt nie wymyśli?  Przecież w ojczyźnie powinno być jak w dobrej rodzinie: zgoda, wzajemny szacunek i miłość. Dlaczego ma być inaczej? Tu drugi chłopek-roztropek tłumaczy, że jak Historia uczy, a Biblia dodaje swoje, człowiek ma więcej skłonności do złego niż do dobrego. Zawsze znajdzie się taki, co nie zaspokoi się równym podziałem dóbr, a zabierze cichcem najsłabszemu. Potem drugiemu, co akurat zaniemógł. I ostatni grosz wdowie…  Odtąd jest najbogatszy i może wszystkim narzucać swą wolę… Nie tak  bywało w Historii?

Ale nadchodzi Boże Narodzenie. Niechaj choć w tym  okresie zapanuje radość i powszechna harmonia.

Rzeczywistość ostatnimi laty nas nie rozpieszcza. Trzeci rok panuje  na  świecie smutek. Najpierw zaskoczył nas  koronawirus, zbierając wokoło śmiertelne żniwo. Nikt nie wiedział, co robić?  Pandemia pociągnęła za sobą ogólnoświatowy kryzys finansowy, bo zakłady pracy w wielu krajach stanęły, ludzie musieli zostać w domu i, kto mógł,  pracować zdalnie.  Ale zdalnie nie da się wytopić stali ani  uszyć butów. Wreszcie po roku lękliwych oczekiwań ukazały się szczepionki i ruszyliśmy ochoczo do szczepień. Zaświtała nadzieja, pomimo kolejnych fal zarazy. Ale  coraz słabszych. Wtedy los milionów ludzi pokrzyżował jeden człowiek,  wywołując wojnę na Ukrainie. To pociągnęło za sobą kolejny kryzys finansowy na całym świecie.  

  Teraz trudno nam śmiać się radośnie z całego serca. Czekamy więc na radość.

Historia naszej ojczyzny, pokazuje, że los nie był dla Polaków łaskawy. W końcu po okresie rozkwitu z powodu walk wewnętrznych, prywaty i warcholstwa,  utraciliśmy niepodległość na 123 lata.  Ale miewaliśmy też w historii momenty triumfu, niezwykłe zwycięstwa: Grunwald; odsiecz wiedeńska; Hołd Pruski; zdobycie Moskwy,   rok 1920, 1980 i 1989 i dla wielu… 2015.

Dlatego  teraz czekamy, że wreszcie nastanie pokój za wschodnią granicą, Cowid19 przeminie na dobre, kryzys również, UE przestanie nam bruździć, opozycja   przestanie iść we wszystkim na udry, a wtedy  nastanie spokój i powszechna  zgoda. Bajeczki to?

Ach, przecież mamy teraz taki bajkowy okres. W tą paskudną, czarną jesień są najpierw 29 listopada wesołe Andrzejki z wróżbami i zabawą. A tego samego dnia  wypada rocznica wybuchu Powstania Listopadowego i na pamiątkę, że zaczęło się to pod Belwederem: Dzień Podchorążych. Nie omieszkam dodać, że i ja w ten akurat wieczór mam urodziny, a związane z tym dniem wydarzenia wpływają na me usposobienie, po trosze kapryśne, ale też pogodne, rozpoetyzowane i nastawione patriotycznie. Proszę wybaczyć tę prywatność? Może nikt tego nie zauważy.  Moich felietonów już  może nikt nie czyta.

A wracając do  kalendarza, mamy początek grudnia i Adwent – czas czekania na Boże Narodzenie.  W kościele, śpiewany smutne pieśni, przypominające o grzechach i końcu świata. Od dzieciństwa pieśni adwentowe   strasznie mnie przygnębiały.   „Gdy wśród  przekleństwa od Boga, Czart panował, śmierć i trwoga”. Jakie to odległe od przytulnej realności dziecka. Mając na uwadze biblijne mądrości Syracha: „Nie oddawaj duszy swej smutkowi, / bo radość jest życiem człowieka./”,   chwalę Boga  w radośniejszy sposób. Nam potrzeba więcej radości, nadziei.

A tu wieczór zapada tak wcześnie. Pamiętam, jak w dzieciństwie zaraz po obiedzie, ale już po ciemku, robiłam z koleżankami bałwana. Mrok rozjaśniany był przez śnieg bielejący pod blokiem, światła okien i uliczne latarnie. A my turlałyśmy kule śniegu, obliczając, ile jeszcze dni do świąt. Rozjaśnia ten czas 6 grudnia – Dzień Świętego Mikołaja. Według polskiej tradycji dzieci rano zastają pod poduszką prezenty, a gdy były niegrzeczne – rózgę. Odtąd następuje już wyczekiwanie na święta.

Mamy w tym czasie robiły wielkie porządki, potem kupowały różne mięsa od chłopa ze wsi, który przychodził z tym po zabiciu świni ukradkiem, skoro świt, bo bał się, żeby go kto nie przyłapał na zakazanym handlu. „Dziś ja przyszedłem – powiedział któryś – bo brat siedzi.”  Mam wsadzała paczuszki z mięsem pomiędzy okna, bo lodówek jeszcze u nas nie było. A polędwica była tak dobra, że już nigdy takiej nie jadłam. Wreszcie następowało pieczenie mięs i drobiu, przyrządzanie bigosu, potem  pieczenie ciast. Lubiłam w tym pomagać.

   Niektóre stacje radiowe już od 1 grudnia  rozbrzmiewają radosną muzyką na święta. W krajach zachodnich te święta zaczynają się już w listopadzie, co przejawia się w świątecznych reklamach, rozświetlonej kolorami dekoracji i wesołej muzyce w nastroju świąt z ich tradycją pohukującego, rubasznego, Mikołaja z reniferem, no i masowych zakupach prezentów. Potem  przychodzi ten jeden dzień świąteczny 25 grudnia z tradycjami  mniej już opisywanymi, a w drugi dzień, świętego Szczepana,  gdy u nas świętowanie w najlepsze, oni wracają do pracy.

 Ja w grudniu słucham sobie niegłośno tej ich – skocznej i radosnej  – muzyki świątecznej.  Chyba to nie grzech, że tak oczekuję narodzenia w żłóbku  Jezusa?

 W Polsce  Boże Narodzenie zaczyna się  od uroczystej wieczerzy z tradycyjnymi potrawami w Wigilię, 24 grudnia,  a na początku wszyscy przy stole łamią się opłatkiem,  składając sobie wzajemnie życzenia,   płynące całego serca. Potem są dwa dni Bożego Narodzenia z obowiązkową mszą świętą, ucztowaniem przy stole i kolędami. Kolędy o narodzeniu Pana Jezusa  śpiewamy od Wigilii aż do Matki Boskiej Gromnicznej – 2 lutego. Po drodze  bawimy się wesoło na Sylwestra, świętujemy Nowy Rok i Trzech Króli z narastającą tradycją orszaków  ulicami miast i  miasteczek: rodziny świętej, egzotycznych królów z mirrą, kadzidłem i złotem oraz słoniami i osłami – prawdziwymi lub zrobionymi,

 A cały styczeń to karnawał z mniej lub bardziej hucznymi balami czy prywatkami. Pamiętam czasy, gdy moi rodzice wracali nad ranem z balonikami, uśmiechnięci, choć ich nogi  bolały od tańczenia.  Zdaje się, że takie zabawy są  coraz mniej popularne. Nie mówiąc o tym, że od dawna nie jeżdżą już od dworu do dworu  sanie pełne rozradowanych gości,  ciągnione przez rącze konie, bo nie ma dworów, służby ani takich kuligów. Ba,  nawet śniegu brakuje. Ale nie tęsknię za tamtymi  realiami. Zresztą ich  nie znam.

Za to  mamy  tradycje, w których wszyscy mogą wziąć udział i  gromadnie powitać Nowy Rok. Najpierw, obserwując przez okno kolorowe petardy, wystrzeliwane   przez młodzież. Parę lat wstecz zawieszaliśmy na balkonie ognie bengalskie czyli zimne ognie.  Zapalone pryskały wkoło iskrami, a my czuliśmy jedność ze wszystkimi bawiącymi się dookoła.  Ostatnio   tradycja petard jakby zmalała, bo wiele osób podąża  na rynek czy inny plac, by stojąc w tłumie, oglądać występy artystów, a nawet śpiewać i podrygiwać do wtóru.  Radość opanowuje wszystkich. To dobrze.

Może nasze tradycje świąteczne, te bożonarodzeniowe różnią się w szczegółach od tych w krajach zachodnich, a mam na uwadze głównie USA, ale jedno jest wspólne: przeżywamy je radośnie i pełni miłości dla bliźnich.

W okresie przedświątecznym lubię sobie podczytywać mój stały  zestaw lektur na Boże Narodzenie. Jedną z tych książek jest „Balsam dla duszy na Boże Narodzenie”. Ten cykl książek składa się z  opowieści  ludzi nie piszących zawodowo, ale  pragnących podzielić się swymi  przeżyciami duchowymi, dodać innym otuchy, wskazać na coś niezwykłego, podzielić się radością. Zawsze wynajdują jakiś  drobiazg, który i ich i czytelnika poruszy, skłoni do rozmyślań. W tym tomie piszą o przeżywaniu Bożego Narodzenia. Niekoniecznie religijnie, ale  pięknie i wzniośle. Ileż w tych  opowieściach jest ludzkiej dobroci, życzliwości, chęci pomagania innym,  miłości bliźniego. Ileż pomysłów na upiększanie świata. Aż serce rośnie i chce się samemu być lepszym.

 Druga książka na ten czas to: fragment „Listów Nikodema” Jana Dobraczyńskiego, związany ze wspomnieniami kobiety z Betlejem, która strudzonych i zmarzniętych pielgrzymów, Maryi i Józefa, nie przyjęła do swej gospody.  Mieli już nadmiar gości, lecz jej mąż wskazał im litościwie grotę ze żłóbkiem i tam przyszło na świat dzieciątko – Pan Jezus.

Co roku  podczytuję też fragment y z książki Mirosława Żuławskiego „Pisane nocą”, bo pokazują współczesną rodzinę, która  co roku ma takie same problemy jak większość z nas, jak urządzić Boże Narodzenie? Czy skorzystać z zaproszenia przyjaciół, wyjechać na święta do leśniczówki i odpocząć, czy też jak zawsze zaprosić do siebie dorosłe dzieci z rodzinami? Oczywiście  w końcu, jak zwykle, wybierają świętowanie z bliskimi, nie zważając na trudy przygotowań. Zawczasu przecież trzeba przygotować grzyby, kapustę i zająca. Sama już nie wiem,  które potrawy szykowała żona autora, a co z moich doświadczeń nakłada się na jej refleksje. Zająca jednak ja nie robię. Przypomnę jeszcze, że autor (ojciec znanego reżysera, Andrzeja) napisał też urocze „Opowieści mojej żony”, które kiedyś zrealizował dla telewizji Adam Hanuszkiewicz, a tytułową żonę grała Zofia Kucówna. Marzę, aby i teraz czasem ten  serial powtórzyli, nie tylko nieśmiertelnego „Znachora”. A w karnawale któryś z seriali o Straussach. Mało już tańczymy, to choć pooglądajmy.

Ja ciągle  zachłannie czytam. Ostatnio mam całe sterty pięknych książek. Co następna, to bardziej mi się podoba. Być może tylko w czarną jesień mój umysł bardziej uwrażliwiony na piękno i mądrość?   Miewałam już takie przypływy apetytu na  literaturę. Czasem na pisanie. Co czytam? Najczęściej dobrą prozę i książki naukowe.   W ostatnich dniach podczytuję sobie  wiersze Adama Kuchty, poety wydającego swe tomiki w wydawnictwie  Białe Pióro.

 Jeden tomik „Pamiętnik z kwiatów” poeta poświęcił żonie na XX rocznicę ślubu.     Poezja dodana do życia to  piękny to wyraz miłości i ich teraz codzienności  z trójeczką dzieciaczków.

Tu powiem coś banalnego, o czym się w codziennej gonitwie jednak zapomina. Poezja jest nam do życia niezbędna. Opowiem coś.

Przed laty powiedziałam  rozbrykanym chłopakom ze szkoły zawodowej, że prawdziwa miłość objawia się tym, że się pragnie napisać dla dziewczyny wiersz. To spostrzeżenie zrobiło  na nich niezwykłe wrażenie. Szaleli na korytarzu, więc zgarnęłam ich do mego gabinetu i spytałam, czy chcą o czymś pogadać.  „O miłości!” wyrwał się któryś i zaraz speszył, gdy  wszyscy zachichotali. Ale ja potraktowałam to serio. Zaczęłam mówić, jak piękne to uczucie. I całe życie, gdy się pozna prawdziwą miłość. I właściwą  osobę, by iść razem we dwoje na dobre i złe. Ale najważniejsze, aby było to przeżycie piękne. Jak poezja. Mówiłam o tym, chicho i powoli , a ci zwykle  rozkrzyczani,   roznoszący całą szkołę w przypływie emocji, stali wokół mnie ze spuszczonymi głowami i w milczeniu przeżywali  każde słowo. Wierszy  pisać chyba żaden  jeszcze nie próbował, ale na dziewczyny  zerkali. Nieoczekiwanie otworzyłam im oczy na inny aspekt tej sprawy, piękniejszy. To ich zaskoczyło. Ledwo oddychali zasłuchani. Wzruszeni. Na dźwięk dzwonka wychodzili z ociąganiem.

Poezja, literatura,  jest  niezbędna do życia. Nawet, gdy smutno, źle, beznadziejnie, to piękno pozwala przejść przez to łatwiej. Sama kiedyś wpadłam na kilka tygodni w smętną obojętność, jakby depresję, gdy wokół mnie skupiły się żałobne wieści. Zaczęło się od wspierania psychicznie pani, której męża zabrało pogotowie z objawami, jakie  dopiero co  opisano mi w innym przypadku. Wiedziałam, co się święci, ale ta pani była pełna nadziei. Przy kolejnych wizytach  gasła.  Podtrzymywałam ją na duchu jak mogłam. Dopóki 13-letniej dziewczynki z naszej rodziny nie zabrano do kliniki z podobnymi podejrzeniami. To przelało czarę smutku. Nagle  na każdym kroku  widziałam podobne przypadki. Wszędzie tylko artykuły na ten temat.

By się z tego wydobyć z tej apatii i bezsensu wymyśliłam swe pierwsze opowiadanie. Do pisania ciągnęło mnie od dawna,  tylko nie miałam o czym pisać. Teraz od razu znalazłam tytuł: „Jesienności”, bo wiązało się to wszystko z tą czarną porą roku. W moim opowiadaniu  bohaterka dowiaduje się o śmierci koleżanki i pogrążona w  depresji jedzie do rodziców, szukać pociechy. Ale jak tu coś poradzić? Próby rodziców spełzają na niczym. Rano ojciec zabiera ją na grzyby, potem mama piecze jej ulubiony piernik. Ojciec, jak zawsze,   uciera  mozolnie ciasto wałkiem w makutrze, a matka dosypuje mąki i aromatycznych przypraw.  Dziewczyna tymczasem smaży na patelni uzbierane w lesie kanie. W tym rozgwarze i zapachu grzybów, mieszającym się z  aromatem cynamonu i upalonego w rondelku karmelu, wraca na jej twarz uśmiech. Mojej bohaterce i mnie samej, bo dzięki  pisaniu tego, moje załamanie uległo sublimacji. Tym  szybciej, gdy podejrzenia u trzynastoletniej dziewczynki nie potwierdziły się i wnet wyzdrowiała. Wykorzystałam później  tekst „Jesienności” jako jeden rozdział w powieści: „Tu, gdzie spadł grad większy od jabłka”. Tu westchnę, szkoda, że powieści i wiersze nie są już ludziom tak do życia potrzebne. Może nie wiedzą, co tracą?  

I tu narzuca mi się pointa.

Czekamy z utęsknieniem na lepsze czasy, na radość, na spokój. Przecież wojna na Ukrainie musi się wreszcie, i to jak najszybciej, skończyć!  Covid – 19 musi też  odejść w niepamięć! Jak i kryzys ekonomiczny całego świata, spowodowany najpierw pandemią, potem wojną na Ukrainie i poczynaniami agresora! Wtedy przyjdą   prawdziwe, radosne czasy,  jak teraz w grudniu, gdy żyjemy nadzieją na święta. Wbrew wszystkiemu miejmy nadzieję. Nadzieja to  co najmniej połowa zwycięstwa. Adwentowe oczekiwanie wypełnijmy nie tylko czymś dobrym, jak dary dla potrzebujących czy zaproszenie samotnej osoby do wigilijnego stołu, ale dopełńmy je czymś pięknym. Zamiast rozpuszczania złych języków w kłótniach politycznych, zamiast rzucania nieparlamentarnych słów, czytajmy poezję! I powieści i opowiadania (ja kocham Czechowa i Bunina) i książki naukowe,  których  mądrość zachwyca.

Życząc więc  Wszystkim  WESOŁYCH ŚWIĄT zakończę wierszem na ten bożonarodzeniowy czas.

Adam Kuchta  
„Noc zimowa
Niebo czuje się dziwnie tego grudniowego dnia
I jak najszybciej chce ustąpić miejsca nocy
A noc, gdy przychodzi, jest na wyciągnięcie ręki
Wszystkie gwiazdy wydają się świecić inaczej
Tuż nad głową nowonarodzonego Dziecięcia
W nas też wstępuje wszechświat, przemieniamy się
Wypatrując śladów na śniegu, otwierających się drzwi
Głosu wędrowca, dla którego przygotowaliśmy miejsce
Ta noc jest cicha, jest dla naszego serca wytchnieniem
W ciepłym oddechu świec wędrują nasze spojrzenia
I trudno w ten czas nosić urazę, nie wybaczyć sobie
Nie unieść w dłoniach tego, co mamy najlepsze
Czystym blaskiem naszych myśli obdarować Boga
A ponad białym obrusem, przy drzewie łaski
Spotkać się prawdziwie z drugim człowiekiem
By chociaż na chwilę ból nasz się przemienił”

Krystyna Habrat 

Katowice 9 grudnia 2022 roku.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko