Franciszek Czekierda – OBRONIĆ DEMOKRACJĘ PRZED SAMOZNISZCZENIEM

0
102

Każde społeczeństwo posiada ukształtowaną w zakresie politycznym, narodowym, kulturowym, religijnym i historycznym świadomość społeczną. Jej częścią jest kultura polityczna, którą stanowią zachowania polityczne rządzących i rządzonych, czyli władzy i obywateli; w największym skrócie są to wzajemne relacje obu stron, a więc aktywność polityczna władzy wobec obywateli, wyznawców różnych religii, mniejszości oraz wobec jednostek i odwrotnie. Wspomniane działania i postawy występują w ramach usankcjonowanych norm, a także przejawiają się w głoszonych poglądach, ideach, teoriach oraz zwyczajach i obyczajach.  
Jak wiadomo poziom kultury politycznej ma istotny wpływ na demokrację w państwie; im niższa kultura polityczna, tym gorzej dzieje się z prawidłowym funkcjonowaniem demokracji. Lęki te są uzasadnione.
Skąd bierze się niepokój o demokrację? Leszek Kołakowski obawiał się niepewności demokracji europejskiej z trzech powodów:

  1. w Europie wyznającej zasady demokratyczne istnieje immanentny antagonizm: jednorodność Unii Europejskiej jest sprzeczna z różnorodnością narodową państw – członków UE,
  2. relatywizm w znaczeniu braku powszechnego kryterium „dobra i zła” jest powodem obojętności wobec tego, co dzieje się w państwach posiadających różną kulturę polityczną, społeczną, gospodarczą i obyczajową, co z kolei stanowi pożywkę dla powstawania skrajności i fanatyzmów sprzecznych z regułami demokracji,
  3. trzeci rodzaj „niepewności” demokracji wynika z dwóch pozostałych: „W jaki sposób Europa demokratyczna, która poprzez właściwą sobie naturę pozwala wkraść się do jej przestrzeni radykalnym przedstawicielom narodów i kultur, ma chronić siebie i swoje wartości, nie dokonując jednocześnie samonegacji?”.

Demokracja, głównie dzięki otwartości, wolności i uczciwym wyborom, pozwala – mówiąc w uproszczeniu – na wniknięcie w swoje struktury bezwzględnym dyktatorom, autorytarnym przywódcom i wodzom, nawiedzonym wizjonerom, cynicznym populistom, psychopatycznym osobnikom, czy samozwańczym „zbawcom narodu”, którzy dewastują jej podwaliny. Leszek Kołakowski w eseju Wolność i wolności (1972) zarysował zagadnienie wolności w aspekcie zawartej w niej sprzeczności: „Pojęcie to nabiera sensu dopiero wtedy, gdy występuje w przeciwstawieniu do prawa, to znaczy, gdy występuje, jako wolność ograniczona. Sensowność pojęcia wolności zakłada obecność tego, co jest przeciwieństwem wolności, obecność ograniczeń, jakie każda forma życia społecznego nieuchronnie narzuca osobnikom”. Poza antynomią dotyczącą zrozumienia wolności (najlepiej rozumiemy i doceniamy coś, co tracimy lub coś, co mamy ograniczone, np. zdrowie) Kołakowski przeanalizował sprzeczność porządku pluralistycznego – samonegację pluralizmu – stawiając fundamentalne pytanie: czy ustrój pluralistyczny albo demokratyczny może się bronić przeciwko swoim wrogom, nie stosując środków, które będąc sprzeczne z jego naturą, zniszczą go? Paradoks sytuacji polega na tym, że ustrój zapewniający prawa obywatelskie i wolność polityczną będzie działał przeciwko sobie zarówno w przypadku wyjęcia spod prawa ruchów i sił totalitarnych, jak i w wówczas, gdy roztoczy nad nimi prawną ochronę wynikającą z konstytucji. „Zarówno tolerancja, jak nietolerancja wobec wrogów tolerancji sprzeciwiają się zasadzie pluralizmu i niepodobna z góry wiedzieć, do jakiego stopnia może się ta tolerancja w danych okolicznościach rozciągnąć, nie powodując załamania się demokracji” – pisał w eseju Samozatrucie społeczeństwa otwartego (1979). W obliczu zagrożenia porządku pluralistycznego rodzi się dylemat: dać się unicestwić, czy zastosować środki przemocy sprzeczne z prawem dla obrony demokracji? „Innymi słowy: trudno jest bronić demokracji środkami demokratycznymi; jest to trudne, ale jest możliwe, pod warunkiem stanowczej woli obrony” – skonkludował.
(Rozważamy tu wyłącznie wewnętrzne zagrożenia demokracji, pomijam natomiast zewnętrzne, na których skupiał się na przykład Karl Popper, nie poświęcając wiele uwagi zagrożeniom wewnętrznym).
Można postawić hipotezę, że demokracja ma w swoim organizmie zarodniki choroby nowotworowej. Choroba ta ostatnio coraz częściej ujawnia się w państwach demokratycznych i zaczyna niszczyć system demokratyczny: wolność jednostki, grup mniejszościowych, instytucji niezależnych od władzy wykonawczej, wolność mediów, praworządność – głównie niezawisłość i bezstronność sądów, tolerancję, otwartość, jawność, transparentność, uczciwość itp. W medycynie znaleziono na nowotwory lekarstwa, które aplikowane w pierwszej fazie choroby są skuteczne. Zadam więc retoryczne pytanie: dlaczego do tej pory w państwach pluralistycznych nie „wynaleziono” antidotum na obronę demokracji przed atakiem sił antydemokratycznych, które istnieją i funkcjonują właśnie dzięki demokracji? Czy doprawdy demokracja i pluralizm nie mogą obronić się przed zjawiskami i sytuacjami antydemokratycznymi? Niestety mechanizmy demokratyczne nie są wystarczające do obrony demokracji przed siłami antydemokratycznymi.
Istnieje zatem błędne koło niemocy systemu demokratycznego polegające na tym – powtórzę – że ustrój gwarantujący obywatelom i działającym organizacjom wolności i prawa postąpiłby przeciwko sobie, gdyby zabronił działalności grupom, siłom i organizacjom totalitarnym (antydemokratycznym) oraz przywódcom stojącym na ich czele, jak i wtedy, gdy będzie chronił te ruchy i przywódców w imię zasad wolności.
To błędne koło trzeba przerwać, co może być jedynym sposobem na obronę porządku demokratycznego. Jak to uczynić? Wydaje się, że należy zastosować zasadę niekonsekwencji, o której pisał Kołakowski w Pochwale niekonsekwencji (1958). Gdyby ludzkość była konsekwentna, dawno zniknęłaby z planety. Konsekwencja de facto oznacza „praktyczny fanatyzm”, konsekwentni przywódcy państw przekonani są o istnieniu jedynej prawdy, ich „słusznej” prawdy, co w praktyce prowadzi do terroru, wojen i ludobójstwa. Według Kołakowskiego konsekwentna wojna zakończyłaby się dopiero wtedy, gdy na polu boju zostałby ostatni żywy żołnierz. Filozof twierdzi, że należy stosować zasadę niekonsekwencji w sposób niekonsekwentny, stosować sceptycyzm niekonsekwentny i uniwersalizm niekonsekwentny.
Tak jak ludzkość przestałaby istnieć, gdyby realizowała bezwzględnie zasadę konsekwencji, tak samo system demokratyczny dawno zostałby unicestwiony przez wrogie siły, gdyby konsekwentnie stosowano prawidła demokratyczne. W obronie demokracji należy zastosować mechanizmy, jak podczas obrony koniecznej jednostki oraz jak w obronie napadniętego państwa.
Obrona konieczna dopuszcza użycie siły. Należy więc pogodzić się na jej użycie. Pozornie rozwiązania siłowe są sprzeczne z duchem demokratycznych reguł, ale tylko pozornie, bo w państwach demokratycznych istnieją służby posługujące się przemocą, jak wojsko, policja, gwardie narodowe i obywatelskie, straże miejskie, służby ochroniarskie itp. Obronę konieczną rozumiem w tym przypadku jako ograniczenie działalności lub delegalizację skrajnych partii, stowarzyszeń i innych podmiotów, pozbawienie lub ograniczenie (czasowe lub stałe) osób prawa do pełnienia funkcji publicznych, a nawet pozbawienie tychże osób niektórych praw obywatelskich (np. biernego prawa wyborczego) w przypadku naruszania konstytucji i podstawowych reguł demokratycznych, wśród których najważniejszymi są: wybory (powszechne, wolne, uczciwe, transparentne), w wyniku których przedstawiciele wybranej większości parlamentarnej sprawują władzę; przestrzeganie praworządności (m.in. niezawisłość, niezależność i bezstronność sądów i sędziów) oraz wolność słowa oznaczającą głównie swobodę wyrażania swoich poglądów, wolność pozyskiwania informacji oraz ich rozpowszechniania.
Do powyższych reguł należy dodać zasadę – zobowiązanie podpisane (pod rygorem odpowiedzialności karnej) przez wszystkich uczestników życia publicznego, że wyrażają zgodę, by bronić demokracji przed siłami antydemokratycznymi, których zamiarem jest jawny bądź zakamuflowany paraliż lub destrukcja demokracji.
Pojawia się jednak pytanie: jak zastosować obronę konieczną demokracji i pluralizmu, jeśli w państwie przejął rządy dyktator lub autorytarny przywódca, pozbawiając obywateli możliwości uczciwych wyborów, dodatkowo paraliżując lub likwidując wolne media, wolne sądy, czy opozycję, która nie ma realnych szans na przejęcie władzy?
Taką obroną konieczną pozostaje jedynie bunt społeczeństwa. Bunt rozumiany jako element równowagi społecznej (Grażyna Osika, Bunt jako czynnik równowagi społecznej, 2011). Oznacza on odrzucenie istniejących celów przyjętych przez społeczeństwo, prawnie zaakceptowanych i sposobów ich realizacji przez przedstawicieli społeczeństwa oraz zastąpienie ich nowymi celami i metodami. Według amerykańskiego socjologa Roberta K. Mertona bunt jest rodzajem adaptacji, który wyrywa ludzi z istniejącej struktury społecznej w celu stworzenia wizji i próby powołania nowej, całkowicie odmiennej struktury. Buntujący się odrzucają kulturowy cel osiągnięcia sukcesu (np. bogactwa), zastępując go innym celem, przy użyciu legalnych lub nielegalnych środków (Struktura społeczna i anomia, 1938).
Jakie mogą być formy buntu? Łagodne, jak na przykład prowokacje kulturowe (wg. Grażyny Osiki: graffiti, działania hakerów, happeningi, stosowanie antyreklamy itp.) plus ironia i humor przeważnie w środkach przekazu, nieposłuszeństwo obywatelskie, strajki ostrzegawcze, rotacyjne czy włoskie, pokojowe demonstracje oraz formy skrajne: pozostałe strajki (np. okupacyjne, głodowe, długotrwałe), pucz, zamach stanu, czy protesty uliczne. Należy się jednak liczyć z tym, że te ostatnie mogą się przekształcić w gwałtowne protesty i rozruchy, w wyniku których często dochodzi do aktów przemocy i niszczenia mienia. Czy godząc się na obronę konieczną demokracji w formie rozruchów ulicznych, dopuszczamy także możliwość rewolucji? Jeśli tak, to pośrednio godzimy się na stosowanie niekontrolowanej przemocy? Zapala się tu światełko ostrzegawcze. Wkraczamy na niebezpieczny grunt znany w historii, że rewolucja – w imię szczytnych haseł i idei – doprowadzała do gorszych skutków, niż było za poprzednich rządów.
Podsumowując: w konsekwentnej obronie demokracji należy wyjątkowo zastosować zasadę niekonsekwencji przez użycie wspomnianej obrony koniecznej. To jedyny sposób na ratunek demokracji przed skrajnymi siłami niszczącymi ją oraz przed przyszłymi Hitlerami, Mussolinimi, Frankami, Stalinami i Putinami.

Franciszek Czekierda

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko