Danuta Małgorzata Zasada – wiersze

0
164


***
Czy to możliwe, że kiedyś poezja zniknie?
przeżyje się, jak pisanie listów?
umysł w przechwytywaczu świadomości
obywać się będzie bez krępowania słów
wiązadłem rymu czy śrubą przerzutni
Okna o świcie odsłonią się same
widok morza nikogo nie wzruszy
mimo złocistej czapy chmur i lekkiej bryzy
która gufruje modre lustro wód
Poezja zniknie jak naskalne malowidło
z groty w Lascaux – nikt nie zechce wabić
 bizonów, by je schwytać – mięsa było w bród –
dzisiaj na stole kotlet z kilobajtów
a za oknem cień
idącego pomostem robota-giganta
„I jakże wcześnie morze krwią się barwi” –
myśli poeta – skąd on się tu wziął?
dziwak z zeszytem w kratkę, wiecznym piórem
nienowoczesny, śmieszny, archaiczny twór


Dagerotyp

W otoczeniu gór
rozparci na leżakach lub tylko na trawie
siedzą tak, jak ujął ich obiektyw: trochę smutni
przytłoczeni za dużym, jesiennym pejzażem
sprzęgnięci nicią kolorów jesiennych
Daty nikt nie zapisał
Ich ciągła obecność


***
Dziewczyna zmaga się z pejzażem:
patrzy jak odlatuje motyl
i nic z nim nie ulata
patrzy jak rzeka toczy swój szmaragd
i nikt go nie pożąda
wierzby sypią kosze jasnych liści
w powietrze, w nigdzie
I tylko krawędź świata osuwa się
 na jej zdumioną twarz


Hopla, hopla

Hopla, hopla powiedzieli chłopcy odchodząc na wojnę
Dom zaparto belką od ulicy
Hopla, hopla i zniknęli za rogiem
Ktoś wymyślił sto lat samotności
jeszcze dłużej trwa wdowia czerń
gdy pożegnać się przyjdzie, hopla, hopla
Nikt lamp nie zapalał w pokojach
 nikt kwiatów nie tulił w ogrodzie
skowyt psa starczył za muzykę
Hopla, hopla przyspieszali kroku


Suita nocna. Quadryptyk


I

Horyzont kreśli się fioletem wciąż głębszym
nadchodzi noc krokiem lila szybkim
i bure zbocza cekinami świateł
na piersiach białych willi błyszczą
Drzewa na smyczach wiatru szarpią się zjeżone
niespokojne jak gdyby wypuszczone z klatek
Kaganiec gwiazd kładzie im noc na pyski
i milkną
zdumione nagłym zniewoleniem
Auta płyną suchym łożyskiem autostrad
których nawet noc nie ujarzmi gorąca
 przejrzyste ćmy przemierzają pejzaż
lotem szybkim ukośnym
jak gdyby na skróty

II

Pomiędzy tą nocą a świtem jeszcze nie poznanym
stoję
z otwartą dłonią wpatrzona w wszechświat
i dłoń moja z wolna w popiół się obraca
i kruszę się skałą
która za chwilę w zieleń się ustroi
i słyszę wodospad pod którego wilgotnym oddechem
odpocznę
syta miast i dróg

III

Świt ujrzę
pod drzewem którego korzeń zakrzywia przestrzeń
gałęzie jego niepodatne na szarpnięcia wiatru
liście bezgłośne
ujrzę świt otwarta na Wielką Przygodę

IV

Zbocza zbudzone rześkością poranka ziewają w białych bugenwillach
ciche i proste stoją drzewa
na skałach
schnie jeszcze świeża bryza nocy
rzeki ku morzom prą lądów zmęczone gorącem
przejrzyste ćmy przecinają pejzaż
lotem szybkim, ukośnym jak gdyby na skróty                                   
                                                              Raba Niżna

Z cyklu  Okrutna ekologia


Mrówki

Nie zabija się mrówek – krzyczał
a tam chodnik już czerniał od trucizn
i zastawiano pułapki
Mrówki szły tyralierą
jak piechota
Przeżywała co ósma
Następnego dnia
płonął stos
ciała mrówek popiołem wzbijały się w niebo
Nikt specjalnie nie patrzył
sprzątacze zamiatali ulice jadąc na mini czołgach
hulajnogi pędziły gwiżdżąc
wiatr kołysał hamakiem z kabli
w którym spała sroka w martwym dziobie
dzierżąc blaszkę z nazwą znanej marki
manekiny
tkwiły za szybą w nagich pozach

że nie zabija się mrówek
tak, ale
któż by ich tyle wykarmił!


Gaja

Jestem córą tej ziemi i mam prawo zostawić swój ślad
To nie ja roztopiłam lód w cieśninie Beringa by odciąć im drogę
Nie ja zniszczyłam rydwany Egipcjan na Morzu Czerwonym wzniecając tsunami
Nie moją winą jest spopielenie Pompei
ani żarłoczność tajfunów
Dorastałam pożądając nowych zabawek
to dla mnie budowano statki wycinając lasy Iberii
do cna
Wyjadałam zwierzęta i ptaki
do ostatniej chrząstki – potrzebowałam mięsa by dojrzewać
Dziś latam często w kosmos
jestem dzieckiem tej ziemi i mam prawo zostawić swój ślad
To ja,  bogini Gaja, stwarzam góry z puszek po ambrozjach
i morza ciężkie od cuchnących oliw
 Ryby dławią się puklami mych włosów
Jestem córą tej ziemi i mam prawo zostawić swój ślad
Wody płodowe odchodzą
teraz urodzę Tyfona
i wracam
na łono Chaosu


Tyfon

Poznajcie Tyfona
ów potwór    
jest łagodny wbrew słowom mędrców
przyszedł na świat w epoce wiatraków-olbrzymów
szatkujących ptaki na miazgę, darzących przyjaźnią
drogi po których pędzą autozaury
i betonowe platformy – sypialnie dla saren
Ukochał słońce
stawiał mu ołtarze
aż w każdym miejscu na ziemi zaczęto czcić słońce
i parzył sobie stopy wędrując
wzdłuż brzegów morskich przez bezdroża pustyń
Krzyczeli za nim: niech będzie przeklęty
lecz on po prostu szedł potykał się o skały
szukał śladów jaszczurek złuszczonych skór węży
spędzał noce w oazach albo w gwarnych miastach
ani mniej ani bardziej okrutny od innych
I tylko jego matka, Gaja miała go za nic
Nijaki – zwykła mawiać – zawiodłam się na nim,
zasłużył na to, by w mękach powoli umierać


Imperatyw

Tamtego dnia jak automat ruszyłam bezdrożem
z imperatywem by szukać
szła za mną  bez kształtu obecność
pustka

Czarną szarfą związałam włosy
 powiew lodowatego wiatru czoło chłostał
dni mijały rosło zmęczenie
mgła wciąż nowe rodziła fantomy

dziś mam mniej sił
dni ciążą serce nadal krwawi
szukam – mniej usilnie, może mniej prawdziwie
wciąż jednak łudzę się że spotkam, natknę się, odnajdę

a tylko zielsko depczę po bezdrożach

tylko zielsko i piach


Folwark

Zieleń kończy się rudym suszem gdy nadejdzie jesień
Cóż wolę? dziką łąkę czy sumienność kośby
Jakże piękny jest ogród chaszczem niezarosły
gdy się wesprze o niego jesień
Jakże piękna kamienna wyściółka
na której koń elektryczny niecierpliwie prycha
a mój stangret przekręca się ku mnie i pyta:
Pani dokąd życzy?
Brykaj! – krzyczę, może i za wioskę
nad rzekę, która cieniutka jak stróżka
będę tam szukać głowaczy, raki wyszarpywać
spod gliniastych brzegów, polować na kaczki
biegać do tchu utraty, ubłacać kozaki

zajeżdżam
asfalt wije się przepięknie
położyli wczoraj
rzeka wyschła
raki zimują – tam


DANUTA MAŁGORZATA ZASADA
Poetka, tłumaczka, podróżniczka, urodzona w Krakowie (1957) Przez długi czas mieszkała za granicą: w Hiszpanii, Indiach, Japonii, Mjanmarze. Debiutowała w „Radarze” (1984), wydała trzy tomiki poezji („Iberia”, „Pogański mistyk”, „Azjatka z Sarmacji”). Od 2021 członkini Związku Literatów Polskich (Oddziału Wielkopolskiego).

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko