Krzysztof Lubczyński – Lektury arcyniemodne (6)

0
59
Filip Wrocławski

Niemodny „Tren” „wyklętego” Czeszki

O arcyniemodnym utworze w i jeszcze bardziej arcyniemodnym autorze można natomiast mówić w przypadku „Trenu” Bohdana Czeszko. Twórca „Pokolenia”, zekranizowanego w 1954 roku przez Andrzeja Wajdę czy „Nostalgii mazurskich” został kompletnie zapoznany jako „komunista i tzw. pisarz partyjny. Proweniencja lewicowości Czeszki nie była jednak koniunkturalna, jak w przypadku niejednego pisarza, lecz autentycznie ideowa. Czeszko był za okupacji niemieckiej członkiem Gwardii Ludowej i narażał życie wtedy, gdy to naprawdę było heroizmem. Jednak organizacyjne (PZPR) związanie się z władzą ludową sprawiło, że po 1989 roku stal się on, obok m.in. Jerzego Putramenta, pisarzem objętym anatemą ideologiczną, pisarzem „wyklętym”, choć ze zgoła przeciwnym znakiem politycznym w tle niż ten, który dziś jest przypisywany temu słowu.

„Tren” to utwór wybitny, jak wybitnym pisarzem był Czeszko, obdarzony jako twórca cechą prawdy, autentyzmu, połączonych z wysokiej proby finezją stylistyczną. W „Trenie” stykają się ze sobą dwie warstwy. Wojenna, militarna, choć nie tyrtejska. Bohaterowie tej niewielkiej powieści (określanej czasem jako duże opowiadanie), to żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, z piastowskimi orzełkami na czapkach i hełmach, zmierzający w 1945 roku w stronę rzeki Nysy. To oddział, który posłany został  z misją poniekąd straceńczą, w trybie „rozpoznania bojem”. I prawie cały też odział ginie od kul niemieckich, zabity niejako hurtem. Jest jednak w „Trenie” druga warstwa – zwyczajności, zwyczajnego życia, które jest udziałem żołnierzy. Pokazał ją Czeszko w formie zbliżonej do dynamicznego, behawioralnego montażu filmowego, w postaci sekwencji „stopklatek”, ze sporą dozą naturalizmu. I właśnie owo napięcie, między wojenną misją żołnierzy, w skali wojny i w obliczu jej finalnej fazy raczej bezsensowną, między właściwie zbędną ofiarą życia, do której ich zmuszono, a zwykłym życiem, a nawet „żyćkiem”, w całej jego przyziemności, trywialności, śmieszności, groteskowości wydaje się być podstawowa ideą artystyczną tego opowiadania. I wydaje się też, że Czeszko stanął za życiem, w najbardziej nawet „dolnym”, biologicznym aspekcie, a przeciw śmierci, motywowanej najszczytniejszymi, ale abstrakcyjnymi celami. Bohaterowie „Trenu” to na ogół żołnierze plebejusze, ale Czeszko nie markuje mowy ludowej, jest inteligentem, jego refleksja egzystencjalna jest inteligencka Zwłaszcza w rozdziale 13, dwaj główni bohaterowie, chorąży Borys i Zawiślak, toczą inteligenckie dialogi z erudycyjnym, literackim wkładem. Jego styl to mieszanina brutalności, naturalizmu i liryzmu.   

Bohdan Czeszko – „Tren” (1961)

Rewolucyjne rymowanie

„Cześć Robespierrom, Maratom sława,/Śmierć plutokratom, skarg ludu dość!/Na barykady niech legion stawa – Zwyciężym siłą tyranów złość”  – brzmi jedna ze zwrotek pieśni „Na barykady”. Znacie? To poczytajcie, choć chyba trudniej o bardziej arcyniemodną literaturę, w Polsce w szczególności, niż poezja rewolucyjna. Ba, jest to literatura wyklęta, choć z innych powodów niż „żołnierze wyklęci”. To obszerny zbiór poezji rewolucyjnej i robotniczej obejmujący lata 1878 – 1945, podzielone na kilka faz historycznych, od czasu Wielkiego Proletariatu, poprzez rewolucje 1905 i 1917, Drugą Rzeczpospolitą aż po próg Polski Ludowej. Przeczytałem tom z pewnym sentymentem,  bo jego zawartość kojarzy mi się z atmosferą panującą w mojej Szkole Podstawowej imienia Władysława Broniewskiego w Lublinie w latach 1964-1972. Poezja patrona, barda proletariatu, jak go nazywano, rozbrzmiewała w szkole często na okoliczność licznych akademii i apeli ku czci, on zresztą jest oczywiście w tym tomie reprezentowany i to jako jedna z nielicznych w nim poetyckich wielkości. Bo poezja rewolucyjna tworzona była przede wszystkim przez poetów-amatorów, niewysokiej (na ogół) rangi, niejednokrotnie anonimowych. Wybitnych zjawisk poetyckich próżno tu (poza wspomnianym Broniewskim) szukać, nazwiska to na ogół spoza historii literatury. Ta poezja odznacza się daleko idącą szablonowością wersyfikacyjną i frazeologiczną. Sławny kiedyś „Mazur kajdaniarski” Ludwika Waryńskiego, to prosta rymowanka, w sam raz dla skocznej, nawet wesołej piosenki.  Te utwory powstawały na zasadzie naśladownictwa, odpisywania, parafrazowania (n.p. szereg wersji i odmian pieśni „Na barykady” czy kilka „Warszawianek”) w oparciu o powszechnie uprawiane konwencje i motywy. Szereg utworów powstawało „w takt”, „w rytm” znanych, popularnych melodii. Jej pisanie, a raczej rymowanie, było wtedy swoistym obyczajem, modą, o czym świadczy choćby fakt, że wśród okolicznościowych autorów są także ludzie dalecy od poezji, tacy jak Feliks Perl czy Feliks Kon,  a także liczni prozaicy nie kojarzeni z poezją, jak Wacław Sieroszewski, Jerzy Putrament, Tadeusz Hołuj, Władysław Machejek czy krytyk literacki Ignacy Fik („Pieśń o Wiedniu”). Poezja rewolucyjna dzielona była też na podgatunki: więzienną, kolędy robotnicze (niektóre na melodię znanych kolęd), pieśni pierwszomajowe, humorystyczno-satyryczną. Idealistyczny ogólnopatetyczny ton poezji rewolucyjnej do 1920 roku zastąpiony został w latach 1921-1939 tonem bardziej konkretnej krytyki społecznej i politycznej. Oczywiście najwspanialej wybrzmiewają takie majstersztyki poetyckie jak „Zagłębie Dąbrowskie”, „Księżyc przy ulicy Pawiej” czy „Magnitogorsk albo rozmowa z Janem” czy hiperpatetyczne pieśni – „Warszawianka” („Śmiało podnieśmy sztandar nasz w górę…”) czy „Czerwony sztandar”. Autor wyboru, Stefan Klonowski napisał w końcówce wstępu, że „wraz z powstaniem Polski Ludowej – kończy się okres walki mas ludowych o narodowe i społeczne wyzwolenie, a tym samym zamykają się też rozpoczęte w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku dzieje proletariackiej poezji rewolucyjnej w Polsce”. I rzeczywiście. Robotnicy protestujący w 1956, 1970 czy 1980 roku nie wykorzystywali już dawnej poezji rewolucyjnej dla swoich celów. Pojawiła się poezja o zupełnie innym tonie. Czy tamta, dawna wydała się już anachroniczna, czy też odstręczało ich od tej poezji to, że wyeksploatowała ją propagandowo władza ludowa? Być może jedno i drugie, ale lektura tego tomu jest jak frapujące zetknięcie z kapsułą, w której zamknięty jest pewien czas historyczny.

„Polska poezja rewolucyjna 1878-1945”, wybór i opracowanie Stefan Klonowski (1966)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko