wnętrze oddechu i szept cudzej krwi
zimne światło i niema możliwość ogrodu
z milczenia nagle — słyszysz
jak się wyłania pierwsze zdanie kwiatu
nagie i nagłe
i jak się rozwija
niepewne nawet własnego istnienia
czysta możliwość — wyludniona fuga
w świetlistej wyrwie słyszysz to morze oddechów,
spłoszony galop tętna przez równiny krwi
szept cię dobiega zza przesłony skóry
w świetlistej wyrwie słyszysz: oto rośnie
gwiazda: otwarta rana w szepcie co się waha
być rozlec się w ledwie wymówionym
niepewnym zdaniu kwiatu
trwasz — jakby całość dopadła cię wreszcie
kwiat, jego zdanie: ciemna wieża światła
nikt tu nie mieszka oprócz utopionych
w płomieniu lustra w którym się przegląda
całość — jak łuna