Dokąd przybywa starsza pani

0
91
Maciej Ralowski / ralowski.pl

            „Wizyta starszej pani” – reż. Robert Czechowski – Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie

            Kiedy staroświecki parowóz, sapiąc, wjeżdża na dworzec Güllen w Alpach, nie wiemy, czy bogata Klara Zachanassian, powraca z Ameryki z pieniędzmi właśnie tam, czy może w lekkiej, ale czytelnej przenośni, do jakiegoś miasteczka w Polsce, łasej na mannę z nieba.

            „Wizyta starszej pani” Friedricha Dürrenmatta okazuje się nadal ponad czasem i bieżącą polityką.

            Klara Zachanassian przyjeżdża do Güllen. Po pięćdziesięciu latach, siłą pieniędzy, pragnie zemsty. Na kimś, kto wykorzystał jej niewinną młodość i zmusił do utraty dziecka. Przez lata mieszkańcy Güllen go osłaniali. Teraz łasi na pieniądze Klary, robią z niego ofiarę i polują jak na zwierzynę.

            Czechowski w spektaklu o miarowej i spokojnej dynamice, czytelnie sugeruje, że to ponure doświadczenie uczyniło z Klary kobietę złą. Przynajmniej na zewnątrz. Do jej wnętrza, do istoty osobowości, właściwie nie docieramy. Na zewnątrz, Klara traktuje ludzi źle i nimi poniewiera. Za to, że to, co było w niej najpiękniejsze, zostało zbrukane. Teraz chce kupić sprawiedliwość. Przekonana, że to ją oczyści z traumy i zapewni wewnętrzną równowagę.

            W tym  miejscu Czechowski każe nam pomęczyć się z oceną, czy zemsta za zbrodnię po tylu latach ma sens. Skoro ludzie, człowiek, za nią odpowiedzialni, są już moralnie inni. Ale jak żyją z poczuciem winy? Czy każdemu można wybaczyć i tak wiele? Czy każdy, może zdobyć się na wybaczenie? Kto tu wygrywa? Ten, kto ma pieniądze? Niby dlaczego? Moralne i uczciwe to nie jest.

            Czechowski koncentruje spektakl właśnie na takim poczuciu moralności. Niespiesznie rozwija akcję próbując wymusić na widzach osobiste refleksje o tym, czy i jak dalece potrafimy manipulować sobą etycznie, powodowani doraźną konsumpcją i potrzebą na to pieniędzy. Celem dobrobyt, który nie wiadomo, czym jest, i na czym w gruncie rzeczy polega.

            Tej niespiesznej narracji doskonale służą sugestywne sceny na pograniczu pantomimy. Ruch sceniczny, to osobna i ważna wartość dodatkowa przedstawienia Czechowskiego. Zatrzymania w kadrze i połowie kadru, symulowane stop-klatki, znakomicie podkreślają beznadzieję losu.

            Mocnym atutem spektaklu Czechowskiego jest też świetne aktorstwo i doskonałe sceny zbiorowe.

            Anna Demczuk zakreśla postać Klary Zachanassian koturnowo i demonicznie, jako pochodzącą z innego świata i stojącą ponad czasem. To osobowość zimna, twarda, bezwzględna i wyrachowana. Ale coś w niej pęka, kiedy burmistrz Güllen przedstawia jej córeczki i te dają jej kwiatki. Demczuk perfekcyjnie ogrywa to pęknięcie. Na krótko zdejmuje okulary i robi to tak, jakby ściągała z twarzy maskę, kobiety mściwej. To tylko błysk, chwila, ale jak znamienna.

            Robert Chodur, gra Alfreda Illa, obarczonego winą za zastarzały czyn, który ma odkupić. Inni mieszkańcy Güllen też nie są tu bez winy, ale zrobili sobie z niego wygodną tarczę. (Kiedy w końcowej scenie Alfred  siada na proscenium twarzą do widowni, stanowi to żywe świadectwo, że w każdym z nas mogą obudzić się demony). Chodur detalicznie dobiera środki aktorskie, żeby przejrzyście pokazać, jak Alfred, z młodzika, stał się szacownym ojcem rodziny i dojrzał do przekonania, że sam siebie życiowo sponiewierał.

            Kacper Pilch, jako burmistrz Güllen, to kryształowy popis przewrotności. Jego burmistrz, nadużywa gestów i ruchów, a twarz wyraża obłudę nawet bez szczególnej o to staranności. Pilch, głosząc mowę burmistrza część słów gubi w bełkocie, rzuca się po scenie wbrew dyscyplinie. Ale ta ekspresja i pozorny brak ruchowej logiki sprawiają, że świetnie buduje postać z cech nieprzewidywalnych.

            Robert Żurek, postacią Nauczyciela, poprzez pozornie lekki ton skutecznie trafia do widzów z przekazem gorzkiej prawdy o intelektualiście pogubionym w świecie, którego normy wyznacza cynizm.            

            Matyldę, żonę Alfreda Illa, Mariola Łabno – Flaumenhaft gra bez słów. Ale jej postawa, oszczędne ruchy, twarz pełna godności, cierpienia i skrywanej pogardy, mówią wiele o tych uczuciach. Mocna jest scena, kiedy Matylda po raz ostatni widzi Klarę Zachanassian, zatrzymuje przed nią, wolno mija i odchodzi ze skrywaną wzgardą. Na widowni jak makiem zasiał.

            Malarkę, uosobienie cynizmu, świetnie umiejscawia na pograniczu parodii Małgorzata Machowska, poruszającą się jak pantera Kelnerkę gra Karolina Dańczyszyn, zakłamanego Pastora Adam Mężyk, przebiegłego Policjanta Waldemar Czyszak, groteskowego Lekarza Michał Chołka, znieczulonych na to, co ich nie dotyczy, córkę Illa, Dagny Mikoś, syna, Mateusz Mikoś (wyrazistą jest scena, kiedy sypie na ojca piaskiem. To zgoda na wymierzaną sprawiedliwość i karę).

            Ujmującą prawdą postać Wariatki, tworzy Paulina Sobiś. Kwintesencję w pojedynczej postaci kilku mężów Klary Zachanassian, starannie opatruje w groteskowość Józef Hamkało, sylwetkę skorumpowanego sędziego emeryta przekonywająco gra Piotr Napieraj, ślepców Koby i Loby, Joanna Baran-Marczydło i Małgorzata Pruchnik-Chołka.

            Oprawę plastyczną Jana Polivki stanowią odcienie szarości. Szary kurz pokrywa miasteczko i dusze obywateli. Życie jest szare. Szare budynki zrujnowanych fabryk, domy i dworzec, z krzywym neonem. Te odcienie szarzyzny sugestywnie dobywają światła Piotra Pawlika. Aktorzy noszą szare kostiumy – projekt Elżbiety Terlikowskiej. Zszarzali w biedzie i zdeprawowaniu mieszkańcy Güllen, za pieniądze godzą się zamordować współmieszkańca. Wszędzie jest szaro.

            Ale stan ich umysłów symbolizuje też krwista czerwień sukni Klary Zachanassian. Otoczonej gangsterami, Tobym i Robym (Szymon Mytych i Łukasz Wolak), ubranymi w czerwone stroje. Czerwone skrawki materiału wystają pochowane wstydliwie z kieszeni mieszkańców Güllen. Z których każdy ulega pokusie poprawy losu, godząc się na morderstwo.

            Muzyka Benyamina Neogenn Lindnera sprzyja takiej mroczności. Dodatkowym jej symbolem jest Pantera, poruszająca się po proscenium (Katarzyna Krupa). 

            Kiedy staroświecki parowóz wjeżdża do Güllen w Alpach, jeszcze nie wiemy, czy bogata Klara Zachanassian powraca tam, czy też, w domyśle, być może ze swoimi pieniędzmi trafia gdzieś do Polski, łasej na mannę z nieba. Albo innego, dowolnego miasteczka w Europie, współcześnie nazywanej często z przekąsem skansenem albo zaściankiem świata.

            Ale pod koniec spektaklu już wiemy, i nawet jesteśmy pewni, że Klara może przybyć do każdego miasteczka, gdziekolwiek i wszędzie.

            Andrzej Piątek

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko