Piotr Wojciechowski – CUDOWNA BROŃ

0
130

  Przed zimą trzeba było zdjąć zasłony na balkonie. Chroniły przed zbyt ostrym słońcem, a teraz zaczynają zabierać światło. Sznurki zmoczone przez deszcz nie dawały się rozwiązać. Przyniosę jaki szpikulec – powiedziała żona.

Szpikulec przydał się, a ja zatrzymałem go w ręce. Zapatrzyłem się na zamgloną Warszawę – pasmo rudego listowia od naszego parku aż po Łazienki Królewskie, trzy horyzonty zabudowy –  Dolny Mokotów, Górny Mokotów, Śródmieście ze Starym Miastem. Ten szpikulec to jedyna materialna pamiątka po wujku Jasiu Bocheńskim. Peowiak, żołnierz Pierwszej Brygady, aresztowany przez Niemców zaraz we wrześniu 39, wypuszczony, a potem dość szybko zabrany do Oświęcimia. Zginął tam. Przed wojną schroniliśmy się u niego, w jego mieszkaniu, u Cioci Marysi żyłem do matury z Mamą, braćmi, Babcią, wujem Wackiem. Pełno tam było pamiątek po wujku Jasiu, bawiliśmy  się jego przyborami fotograficznymi i myśliwskimi. Psuliśmy wszystko ja, i starszy brat.  Wśród myśliwskich akcesoriów  był stempel do robienia ładunków do dubeltówki. Ot, drewniana rękojeść i metalowe popychajko. Po latach zaostrzono ten przedmiot na szliferce, do robienia dziur w skórze czy drewnie. Przechował się, przetrwał przeprowadzki. I teraz mieszka na desce z setką innych narzędzi. Kiedy go biorę do ręki przy jakiejś robocie, opowiada mi o moim lubelskim dzieciństwie. Wuja Jasia pamiętam jak przez mgłę.

   Poświęcam aż tyle miejsca temu przedmiotowi, bo tym razem już na balkonie zaczęło się u mnie myślenie o przedmiotach w pisarstwie powieściowym. Kiedy opowiadamy kamerą, kadr trzeba czymś zapełnić, obecność wielu przedmiotów jest tam naturalna, a te, które stają się grającymi rekwizytami, albo – co więcej – rekwizytami symbolicznymi, w sposób naturalny wydobywane są z tła. Kiedy jednak w prozie powieściowej pisarz przyzywa przedmiot, opisuje go, robi to celowo, podejmuje istotne decyzje stylistyczne i konstrukcyjne. Ustanawia równowagę między osobami, dialogami, krajobrazami a przedmiotami. W najnowszych czasach jest to bardzo ważne, bo przedmiot jako towar rządzi.

   Pisał o tym Guy Debord w swojej książce „Społeczeństwo spektaklu”, która o parę miesięcy wyprzedziła rewoltę maja 1968 roku. Debrod, lewicowy filozof piszący najcięższym marksistowskim żargonem, był wyjątkiem na francuskiej lewicy, bo był komunistą antysowieckim i nawet antyrosyjskim. Kiedy rosły jego wpływy, zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego skrótowa analiza starzejącego się kapitalizmu jest przeraźliwie cenna. To system, w którym człowiek jest ważny tylko wtedy, kiedy jest nabywcą towaru. Nie musi być konsumentem, ważne jest, aby był nabywcą ostentacyjnym, aby po kupieniu eksponował logo towaru. Pisze Debord tak:

„Każdy kolejny produkt przedstawiany jako rzecz szczególna, niepowtarzalna i ostateczna – ucieleśnia nadzieję na fantastyczny skrót, który wiódłby do ziemi obiecanej totalnej konsumpcji. Aby masy mogły dać wyraz swojej dewocji, wielbiąc przedmiot obdarzony tak niezwykłymi właściwościami.”

  Guy Debord pokazuje, jak ludzie zostają  przymuszeni bez przemocy do odgrywania spektaklu na cześć towaru – jak ceremonie salonów samochodowych, rewii mody, sprzedaży promocyjnych nabierają charakteru quasi-religijnego.

   Przymus w społeczeństwie spektaklu jest perswazyjny, dokonuje się przez słowo, przez obrazy, ruchome obrazy. Służy mu całe carstwo mediów, w którym towarem jest nie tylko informacja, ale także czas reklamowy, przestrzeń reklamowa. Ta świadomość dla pisarza jest istotna, bo w te przestrzenie wysyła swoje słowo, swoją wizję, swoje próby stawiania pytań o wartości. Pisarz wie, że okładka jego książki, okładka jego tomu wierszy czy esejów, wkracza w granice tego carstwa, musi konkurować, z migotaniem tysięcy ekranów i nadmetrażem tysięcy krzykliwych bilbordów. Wie, że jego pytania o sprawiedliwość, muszą się przedrzeć przez zgiełk rozrywki, przez spory polityków, którzy są pewni swoich racji, przez trąbienie reklamy oddające hołd towarom.  

   W swoim myśleniu o bohaterze powieściowym czy bohaterze opowiadania, tak jak w myśleniu o postaciach drugiego i trzeciego planu pisarz musi więc stawiać pytana o otaczające człowieka przedmioty, a w szczególności o sferę uzależnienia człowieka od przedmiotów. Ciekawie jest śledzić, jak ważne są przedmioty w pisarstwie autorów odchodzącej epoki, jak oni posługiwali się przedmiotami. Teodor Parnicki bardzo oszczędnie przywołuje przedmioty na karty swoich powieści, a jeśli już, to nadaje im posmak bajecznej nadzwyczajności. Otwieram powieść: „Rozdwojony w sobie” Parnickiego. Tom wypełniony dialogami pełnymi historiozofii, filozofii, refleksji  nad literaturą i psychologią twórczości literackiej, przedmioty są tu zadziwiająco rzadkie. Ale pojawiają się, ktoś przymyka oczy, aby nie widzieć. Co mógłby zobaczyć? „Wyścig, w którym biorą udział konie z malowanego w różne barwy drewna wykonane, a wykonani z masy papierowej jeźdźcy” – wszystko to niewidziane w gorączce choroby, w snach. Jak daleko od tej wstrzemięźliwości jest Julian Stryjkowski. W jego ”Głosach w ciemności” ludzie dotykają przedmiotów mówią o nich, rozmawiają poprzez przedmioty – towary bławatne i żywność, wozy i narzędzia. Z zachwycającą wiernością każda prawie kobieca postać przynosi czytelnikowi coś z noszonej przez siebie biżuterii, bogatej albo ubożuchnej.

   Biorę do rękę coś z całkiem nowej literatury, ale czerpiącej z przeszłości, z wypróbowanych wzorów. Piotr Siemion, już po sześćdziesiątce, wydał nową powieść „Bella, ciao”. Opowieść o końcu i początku świata, o zmitologizowanym roku pierwszym – może to być 1945, może być bliska przyszłość. Ostre to, przerysowane, trochę nawiązujące do łotrzykowskiej opowieści. Przedmioty opowiadają o zniszczeniu, są lustrem, w którym odbija się spustoszone aż do zbydlęcenia człowieczeństwo bohaterów. Rozbita porcelana, spalone meble, dziurawe ściany. Ale są też przedmioty służące do tego, aby osoby opisać  symbolicznie. Oto dwie postaci kobiece, czarnowłosa chuda żołnierka Spinka ma pistolet, ale nie tylko, chowa w rękawie spadochroniarski nóż. Pojmana przez nią autochotonka Nata jest blondynką o obfitych kształtach – nie ma broni, ale przedmiotem, jaki ją objawia jest mąka. Nata może nakarmić sobą, może nakarmić podpołomykami.

   Od zawsze literatura opisywała też przedmioty o wyższej randze ontologicznej. Książka sama jest takim nadprzedmiotem, a szczególnie święta księgą – Biblia, Koran, Wedy. Za nadprzedmioty można uznać sztandary i godła, pierścienie i insygnia władców, ikony i inne wizerunki osób. W relacji człowieka bezbronnego i uzbrojonego sama broń jest nadprzedmiotem, zawiera w sobie wróżbę losu, wróżbę śmierci. Okręty w powieściach Conrada są nadprzedmiotami. Okręt ma zawsze rację  – napisał w „Zwierciadle morza”.

    Oczywiście w filmie i prozie twórca ma sposoby, aby – gdy opowieść tego potrzebuje – stworzyć aurę nadprzedmiotu wokół byle czego, wokół więdnącego białego goździka, wokół umoczonej w herbacie bułeczki, wokół kawałka wyblakłej mapy.

    Kiedy wybucha wojna, w naszej podświadomości pojawia się potężnej mocy nadprzedmiot. To jest broń, która szybko i ostatecznie da zwycięstwo dobrej stronie frontu.

To dokładnie jak u Guy Deborda: cudowna broń to produkt przedstawiany jako broń szczególna, niepowtarzalna i ostateczna – ucieleśnia nadzieję na fantastyczny skrót, który wiódłby do ziemi obiecanej totalnego zwycięstwa. Aby masy mogły dać wyraz swojej dewocji, wielbiąc broń cudowną, broń  obdarzoną tak niezwykłymi właściwościami.

Chcemy czy nie chcemy marzymy o cudownej broni, a to nas deprawuje i niszczy. Zamiast pożądać pokoju i sprawiedliwości, zamiast budzić nadzieję pojednania i wspólnoty, chcemy czegoś okrutnego, skutecznie niosącego śmierć. Nie wiem, czy można w sobie zniszczyć wizję cudownej broni. Dlatego trzeba mówić o tym, co od niej ważniejsze, pisać o tym powieści i wiersze. Wyrzucić w końcu spadochroniarski nóż z rękawa.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko