Krzysztof Bencal – Opłatek dnia powszedniego

0
166


I
Opłatek dnia powszedniego


Naciskając którykolwiek klawisz, pianisto,
usuwasz we mnie każdy dzień, który już minął
i belkę krzyża, jak kursor, o jedną dobę
przesuwasz do przodu. Pełnię dwojaką rolę

i wklepuję wciąż na klawiaturze litery.
A kiedy wyświetlają się słów podpowiedzi,
myślę, iż to, że umrę, jest tezą kłamliwą,
zaś to, że się urodziłem, jest niesprawdzone.

Brak rodzinnej tradycji, zgodnie z którą mógłbym
postępować. Ta wiadomość przechodzi szybko
z sąsiada na sąsiada. Nadchodzi znów koniec

owacji na leżąco. Czekolada służy
mi jako opłatek, chociaż różni się odeń
smakiem, wielkością, grubością oraz kolorem.


II
Nie chcę stąd wyjeżdżać

Matka, pijąc wodę, rzekła, abym jej podał
nakrętkę, która upadła. Oto schylam się,
podnoszę tę niewielką rzecz i wręczam matce,
ostrożnie jak narząd w trakcie zabiegu. Podczas

gdy organizm rodzinny najczęściej jest jeden,
wciąż jeszcze wszystko ze wszystkim porównujecie.
Lubicie promocje, lubicie podróżować.
Ludzie chodzą do kościoła, by zbierać hostie,

które będzie można wydawać na zakupy
w niebie. Wycieczkowicze, siedząc wokół ognia
fontanny, przypominają monetę, co wnet

wchłonie całą wodę świata. „Nie chcę tu wrócić” —
myślę i widzę nadpalony koniec chochli
drewnianej, niczym ślinę wygłodniałej nocy!


III
Wykolejony

Dziś pociąg do Brzegu, w którym pracuje ojciec,
był opóźniony o ileś tam minut. Pociąg
do Wrocławia, w którym stróżuję na budowie,
przyjechał znów w przewidywanym czasie. (Stojąc

na peronie pierwszym, pomachałem do taty,
który czekał na peronie drugim, a on mi
odmachnął). Wobec powyższego te dwa pociągi
w jednej chwili w przeciwne strony odjechały!

Kiedy wachlujesz się dolną częścią koszuli
(długiej, niebieskiej, ubabranej i dziurawej)
i widać obwisłe piersi nad brzuchem słusznym,

mąż uważa cię wciąż za żonę, ja — za matkę.
W skrytości cmokam w pupę Charles’a i Arthura,
przed pracą zaś myślę: „Mydelniczka to trumna”.


IV
Trefniś nad trefnisiami

Dzwon zabił pierwszy raz i zaczyna się wyścig!
Wszyscy, oprócz mnie, wyjdą z domu w innej chwili,
bo w przeciwnym razie byłby falstart! Przed każdym
Bóg, widząc schody, zataja barwy medali.

Spijam kawę (powoli, choć już niegorąca).
Jest czarna jak noc, lecz dawno na mnie nie działa.
Oddając mocz, żółty jak blask niemoty-słońca,
pomyślę: „Ktoś mi źródło poezji objawia!”.

Klon, rosnący tuż za oknem, złości: zasłania
kościół, a na dodatek bywa nazbyt szumny.
Gdy idziesz na Golgotę, pamiętaj, że skróty

wiodą przez pnie drzew, ku górze. A jeśli spadasz,
bicze gałęzi amortyzują upadek!
Ten pączek leżał na ziemi czy go zerwałeś?


V
Upojony cierpieniem

Plecak, gdy go noszę, może runąć na ziemię,
bo jeden z jego dwóch pasków jest naderwany!
A w moich słuchawkach przestały działać krążki —
najpierw lewy, a później — prawy! Jeszcze nie wiem,

po co niebo, widząc mnie, łapie się za gwiazdy…
Wszędzie kabelki, tasiemki! (Nic nie zastąpi
szelek podtrzymujących nagość). Wciąż mnie boli
wasze wychodzenie bez słowa w środku nocy.

Zaczynam zwiedzać świat od własnego pokoju!
Sklep zwraca znów kaucję za butelki po piwie,
z Panów Jezusów opróżniam więc swoje krzyże

i chodzę, trzeźwy, do świątyń (brak paragonów).
Co spakować? Śmierć dopadnie mnie na sedesie,
lecz przenoszę na trawniki cudzy kał w gębie!


VI
Sztanga

Na olimpiadzie widziałem różne pierścienie
z otworem pośrodku. Ciągle sobie dokładam
cierniowych koron. Ich waga jest jednaka
i na stopy spadają zawsze bezboleśnie.

Penis nie stał mi dawno, jakby Pan Bóg przestał
uprawiać podnoszenie ciężarów. (Czy cierpiał?).
Prącie — pręt, co nie ma nawet jednego końca.
Nie wątpiąc w wieczność seksu, obejrzę pornosa.

Przed chwilą włączyłem latarkę w telefonie
i poszedłem poprzez plac budowy do WC.
Teraz pamięć wybiera z tej wędrówki kubeł

na śmieci i szczura, który przebiegł mi drogę.
Ktoś skrócił łańcuch, a dwa parkany są znacznie
oddalone od siebie, ale bramę zamknę —

cechuje mnie spryt i pasja!
Nie chcę udawać siłacza.


VII
Ściąga

Znów dzień. („Czyj? Która godzina?” — Wiem, kurwa z miasta!).
Rozumie go i współczuje mu wczoraj. Jutro,
skupione na sobie, złorzeczy mu. Powiadam:
„Burdel w mojej głowie jest ze wszystkich światów!”. Wciąż


zgrywam kilkulatka i trwa schizofreniczny
zmierzch w wiosce babci, bezustannie śnię o śmierci,
wytartej jak słoneczny promień, jak parasola
kij… Nikt mnie nie dotyka, choć jeszcze nie wszyscy


boją się chorób. Pan Bóg oraz sutenerzy
nie mają możliwości wyboru. Amora
poproszę, aby wystrzelił z łuku trzy gwoździe


zamiast strzał. Znów dzień, uchwalony jednomyślnie,
większością głosów gwiazd. To, czego nie obliczę,
będziecie sobie przesyłać, przedstawiając się!


VIII
Quiz

Gra radio. Od czasu do czasu sławni ludzie
szczerym głosem pozdrawiają jego słuchaczy.
Ojciec — raz w raz skręcając papierosy, które
palimy wszyscy — w myślach przesyła wyrazy

życzliwości piekłu. Nie ma osoby trzeciej,
więc na wszelki wypadek robi to przez Trójcę
Świętą. A ja, wyglądając oknem, znów widzę
wóz pogrzebowy i myślę: „Z nałogiem zerwę!”…

Poeta na b? „Bencal!”. Nie zdobyłeś punktu.
Bóg na j? „Jezus Chrystus!”. Punktu nie zdobyłeś
i jeszcze popełniłeś idiotyzm. Jedzenie

na g? „Gówno!”. Bingo! Teraz ucztuj i ucztuj,
pamiętając o tym, że w niczym nie zwyciężysz.
Kto zadaje pytania, nie ma żadnej wiedzy.


IX
Wełniany bębenek

Na placu budowy leży skręcony kabel
jak jelito Boga. Kiedy jeszcze był żywy,
wydalał razem ze światłością błyskawice,
razem z morską wodą wydalał maszty, żagle,

znajdując echo wśród tych, którzy w tajemnicy
przewodzą nad każdym. Chyląc się ku ruinie,
śpiewam: „Bloki, bloki! A każdy jest wysoki
samobójczo!”. Wyciągam zapałkę z pudełka,

jak gdybym wyrywał komuś pałeczkę z dłoni
w mieszkaniu, w którym inwestorzy z Chin jedzą ryż.
Dziewczyna, co zbiera datki, znów mnie zaczepia

i na wstępie pokazuje umalowane
błękitem paznokcie, w które nic nie oprawię.
Gdy stwierdza, że jest ładna, chcę rozwinąć temat.


X
Wielki koszt

Komuś wydaje się, że zmarnował życie. Ja,
wieszcz znikąd, zmarnotrawiłem je bez wątpienia.
Niepojęte jest skurwysyństwo ludzi, lepiej
urodzonych. Niezrozumiała bywa jeszcze
moja pogarda dla gorszych. (Kontynuuję
pisanie wiersza, choć nic tu, przed komputerem,
nie pomoże owa zmiana strategii twórczej).
Poeta miał rację: sonet jest jak nowotwór.
Wiem, co mówię, stworzyłem ich bowiem kilkaset.
Nie licząc na innych ni na siebie, przy Bogu
liczyłem wciąż sylaby. I cicho płakałem,
gdy w czasie lektury utworu, skończonego
dawno, odkryłem, że nie zgadza się średniówka.
Nauczyłem się tamować w sobie każdą myśl
wielkim kosztem — nie akceptują mnie. Też wiem, co
robię, lekceważąc innych. Wdziej futro jutra,
zjadaczu chleba! Kolejny raz będę martwy
podczas zapisywania dwunastu wersów, a
kreśląc pointę, zmartwychwstanę! Nie pytam, facet
prawdziwy, w jaki sposób kończyć. Jestem pewniakiem.


XI
IQ poniżej średniej

Gwiazda wynajmuje apartament w ognisku,
bowiem jego wystrój jest dla niej egzotyczny.
Stamtąd na śpiewających rzuca inwektywy
i zamyka drzwi na rygiel bierwiona. Gdy znów

przestawiam bibeloty w swoim mieszkaniu,
by przestać czuć się swojsko — czekoladę (w kształcie
okna wychodzącego na noc i jebanie
słodkie) ktoś otwiera. A po dopasowaniu

czynszu do moich finansowych możliwości
spróbuję czernić każdy dzień w sposób bezpieczny
dla cieni. Możemy się wzajem głaskać, i tak

niczego nie zetrzemy. (Najwyżej wystąpi
hostia na czyjąś pupę). Plebs przedstawicieli
nie ma. Puka w coś retor. Sprząta erudyta.


XII
A, a

Patrząc w oczy komuś innemu, znowu mówisz
do mnie. Ktoś cię zapyta: „Nie przeszkadzam panu?”,
byś na najbliższym przystanku wysiadł z tramwaju.
(Tramwaj, do którego wsiądę, zrobi się pusty).


Już czas zbadać swój wzrok po wyłączeniu światła!
Im przedmiot jest większy, tym zobaczyć go łatwiej.
Zasłonię prawicą jedną Chrystusa ranę
i — patrząc przez ranę drugą — opiszę ziarna.


Pan Bóg, operując niebo, w jego wnętrznościach
zostawił promień jak chirurgiczne narzędzie!
Detektor puchu mają kościoła wierzeje,


lecz dzwon bije tylko wtedy, gdy wchodzę do środka.
Za leki, które są drogie, płacę w częściach
i całun, jak banknot, na tabletki rozmieniam!


XIII
Gwałcenie dla zabawy

Huśta się nieśmiertelnik, noszony na szyi!
Świetlna plamka, odbijająca się od niego,
rzadko jest widoczna. Zmieniam jej położenie
na ścianie. Choć Bóg, ów snajper, rzadko się myli,

codziennie pozwalam, aby coś we mnie drgnęło
i wprowadzam się wciąż w dziwny stan. Tak, codziennie
cofam się w czasie do XIX wieku
i towarzyszę Mickiewiczowi w podróży

na Półwysep Krymski, nie żałując bynajmniej,
że nie wziąłem ze sobą kamery. W imieniu
martwych przewijam witryny, kartkuję gruby

tomik. Żyjąc na obszarach miejskich, uwagę
zwracam na własną kieszeń. Z niewielkim penisem
wojak rzuca w kobiety mydłem i ręcznikiem

je smaga…
Powaga!


XIV
Widoki

Siedząc, Edwardzie P., na łóżku w rogu sali,
do wszystkich pacjentów oczywiście plecami,
i marząc może o jakimś cmentarzu na grób
jeden, rzekłeś bez emocji: „Widzę was w szybie”.

Podówczas po jednej stronie okna była noc,
a po drugiej — dwa czy trzy przyciski kontaktu,
których nikt nie naciskał. Nie grałem w tym filmie.
Stoję przy ścianie. Z tyłu żołnierz wyciąga broń…

A kiedy telefonu znów nie odebrałem,
nagrałeś długą, nic nie znaczącą wiadomość.
Szczur, bez problemu z celi do celi przechodząc,

ludzkim głosem (w mojej dnia powszedniego bajce)
o drogę do pułapki pyta więźniów, którzy
wessaliby jego ogon. Tylko dla dżumy.


XV
Ok(laski)

Kawalątek papieru toaletowego
oddziela mnie od tych, którzy herbatę piją
w drogich kawiarniach i nie robią scen kelnerom,
i od kloszarda, który będąc ich publiką

całą, patrzy przez szybę albo wykonuje
slalom między stolikami rozsuniętymi
ciasno i podnosi z trotuaru napiwki,
okazujące się nazbyt często psim gównem.

W rodzinnym domu robię teatr. Tu zasłona
każda jest statyczna, twarda. Nawet opłatek!
Kiedy idą w ruch palce i zęby, scenograf

śpi, rozpada się dekoracja, psie szczekanie
naśladuje muzyk, mechanik patrzy, jak coś
leci z góry… My, reżyserzy. I Bóg — aktor!


XVI
Na kolonii

Gdy jako dziecko uczyłem się nurkowania,
na podstawie badań wstrzymanego oddechu
ktoś określał siłę przyciągania magnesu
w dzwonach. Msza to powtórka stworzenia świata!

Analizuje ją Pan Bóg, trzymając węża
jak taśmę i przesuwając go. A dyletant
to ten, który umie posługiwać się tylko
jednym przyrządem — śmiercią. Niektórzy potrafią

przekształcać ją w hekatombę! Upojony pion
nie praktykuje. Znów padł na tron, by wygasnąć.
Nic w nim już nie króluje, więc krzyczę do księdza:

„Pan mnie oszukał! Proszę kierownika wezwać!”.
Kupując sok dla dzieci, okażę sprzedawcy
swój pierwszy obrazek, w szkole namalowany!


XVII
Indianin na balu maskowym

Z braku kurtyzan nie wywalę się jak długi
na własnym cieniu, choć Murzynki są przystojne!
Płaskość całej Afryki wynika z duchowej
zadyszki jej mieszkańców. Nie posiadam sługi,

co mógłby za mnie biegać na dystansach krótkich.
Cywilne gałgany zdarłem z siebie samotnie
i, zawiesiwszy gdzieś to trofeum, robocze
ubranie przywdziałem. Do bycia sobą wrócić

to zejść! W dniu, w którym wzejdzie gówno zamiast słońca,
nie będziecie już opalać się na brązowo,
lecz na biało! Kosmetyki przeciw fetorom

znikną ze sklepów, a nieprzyjemną woń spod pach
będzie stwarzało oraz wzmacniało lenistwo.
I nic tu nie pomoże prysznic ani mydło!


XVIII
Heretyk

W nocy otworzyłem na oścież drzwi baraku
i zapaliłem papierosa. Spójrz, w oddali,
na krawędziach trzech najwyższych budynków dachów,
świetlne napisy: DB HOTEL i NOKIA, i

„Santander”! Och, na wysokościach, zamiast chwały,
trudności finansowe, zmieszane z myślami
samobójczymi oraz serią SMS-ów
(co nie są tak modne jak 20 lat temu),

wysyłanych i przychodzących w wynajętym
pokoiku, w którym wcale nie czuć zapachu
liberii portiera! Nie gardząc już poezją

czysto konceptualną, świata, co jest piękny,
prawdę przemycam w wierszach. Rzucając peta znów
gdzie bądź, myślę: „To kłóci się z moją herezją”.

7—12 sierpnia 2022

———————————-

Spis wierszy

I Opłatek dnia powszedniego
II Nie chcę stąd wyjeżdżać
III Wykolejony
IV Trefniś nad trefnisiami
V Upojony cierpieniem
VI Sztanga
VII Ściąga
VIII Quiz
IX Wełniany bębenek
X Wielki koszt
XI IQ poniżej średniej
XII A, a
XIII Gwałcenie dla zabawy
XIV Widoki
XV Ok(laski)
XVI Na kolonii
XVII Indianin na balu maskowym
XVIII Heretyk

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko