Krzysztof Lubczyński – Lektury arcyniemodne (1)

0
100
Filip Wrocławski

Conrad przygodowy

Joseph Conrad należy do moich najbardziej cenionych i ulubionych  pisarzy, więc sporo przeczytałem rzeczy o nim i o jego twórczości. Jednak w żadnej z biografii, syntez, analiz, szkiców, esejów o Conradzie nie napotkałem na passus, ani nawet na wzmiankę o obszernej powieści „Przygoda”, którą napisał ( a przynajmniej wydał) wspólnie ze znajomym literatem Fordem Madoxem Hueffnerem. A jeśli nawet natrafiłem, to musiała być tak zdawkowa, że nie utrwaliła mi się w pamięci. Nietypowa to jak na Conrada powieść, choć gatunkowo „marynistyczna”. Różni się od „Lorda Jima”, „Jądra ciemności”, „Nostromo”, „Losu”, „Ocalenia”, bo bardziej przypomina przygodowe powieści morskie Jamesa Fenimore Coopera („Szpieg”, „Czerwony korsarz”), Roberta Louisa Stevensona („Wyspa skarbów”) czy Rafalela Sabatiniego („Kapitan Blood”), a też filmy w rodzaju „Karmazynowego pirata”. Awanturniczo-przygodowa, bez ciężaru problematyki moralno-filozoficznej, pełna pojedynków na broń białą i wręcz, zasadzek, intryg, z dominującym motywem miłosnym (piękna młoda kobieta, Serafina, jako obiekt miłości kilku wilków morskich), z wartką, momentami zbyt wartką akcją, która może wywołać w czytelniku mętlik i spowodować, że się zagubi w zawiłościach i tempie akcji. Dla czytelnika przyzwyczajonego do wysokiego diapazonu pojmowania prozy Conrada jako moralisty i prekursora egzystencjalizmu, twórcy przeczuwającego dylematy XX wieku, do traktowania jej jako traktatów filozoficznych przyodzianych w kostium powieści, ta gatunkowa odmienność i „nieznośna lekkość” „Przygody” może być zaskoczeniem.  Tak jak „prostych” czytelników powieści kryminalnych Simenona mogą zdziwić eseje nakładające na przygody komisarza Maigret siatkę pojęć i skomplikowanych konstrukcji analitycznoliterackich. albo gdy czytelnikom „Trylogii”i „Krzyżaków” Sienkiewicza trafia się lektura „Bez dogmatu”, powieści psychologicznej ukazującej, na przykładzie głównego, bardzo niesienkiewiczowskiego bohatera, Leona Płoszowskiego, obraz modernistycznego przełomu świadomościowego. Owszem, Conrad próbował konwencji sensacyjno-przygodowej, ale w opowiadaniach, n.p. w „Gospodzie pod Dwiema Wiedźmami” czy „Lagunie”, ale nie w ponad pięćsetstronicowej powieści. To już drugie  w moim czytelniczym życiu zaskoczenie związane z Conradem. Pierwsze wiąże się z popularnym wydaniem „Lorda Jima” pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy jako wczesny nastolatek, zwiedziony obrazkami okrętów na okładkach dwóch tomów, wziąłem tę powieść za „przygodową” i nie sprostałem się jej trudnej fakturze i problematyce. Natomiast „Przygoda” mogłaby śmiało ukazać się nawet w niezapomnianej (przez namiętnych czytelników mojego pokolenia) serii przygodowej dla młodzieży, pod winietą „Klubu Siedmiu Przygód”. Jednak nie ukazała się ani razu ponownie od owego pierwszego i ostatniego jak dotąd polskiego wydania w 1960 roku w ramach wydaniach dzieł zebranych Conrada.

Joseph Conrad – „Przygoda” (wyd. 1960)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko