Jan Tulik – Złote świece

0
126

Niewiele osób spotkało się z pełną uroku poezją Lidii Marii Czyż. Bo i sama autorka pisze Dla przyjaciół – taką dedykacją opatrzyła swój tomik Spłowiałe lato*). Poetka nie zamierzała upowszechniać swych prac lirycznych. To nie kokieteria z jej strony. Jednak jej wiersze są na tyle ważne, że powierzanie ich jedynie półkom przyjaciół byłoby stratą dla czytelnika i miłośnika poezji.  Rzeczony zbiór zawiera wiersze pisane obecnie, lecz poprzedzony jest  dwoma poprzednimi tomikami, zatem to utwory zebrane.

A oto pierwsze linijki wiersza inicjujące Spłowiałe lato:

Chyba niewielu czytelników spotkało się z pełnym uroku poezją Lidii Marii Czyż. Lecz i sama autorka pisze Dla przyjaciół – taką dedykacją opatrzyła swój tomik Spłowiałe lato*). W istocie tak jest, to nie kokieteria z jej strony. Poetka o upowszechnianiu swych prac lirycznych nie myślała. Jednak jej wiersze są na tyle ważne, że trzymanie ich jedynie przez przyjaciół na półkach byłoby stratą dla czytelnika i miłośnika poezji.  Rzeczony zbiór zawiera wiersze pisane obecnie, lecz poprzedzony jest  dwoma poprzednimi tomikami, zatem to utwory zebrane.

A oto pierwsze linijki wiersza inicjującego Spłowiałe lato:

„Napatrzyłam się już temu światu
poprzez sosny w wodę nachylone”

(Chwila) I tak będzie w następnych utworach, w każdym z nich znajdzie się kryształowy owoc, niezależnie od klarownej całości utworu.

Poetka często eksponuje rolę czasu w naszym życiu, piękno natury jako szczególny dar dany człowiekowi, liczy się ze słowem jako desygnatem wszelkich pojęć i zjawisk. Uroki natury to nie landszafty sobie a muzom, każdy obraz związany z przyrodą czy zjawiskami natury służy budowaniu określonej refleksji, sprawia, że czytelnik zanurza się w myśli o pięknie i sensie przyrody, skłania czytelnika do zadumy. Melancholijnej zadumy, jak wierszu Mgła:

„Coraz rzadsze chwile
bliskości wiatru na twarzy
coraz bardziej zamglona
zielona przełęcz
między codziennością
a wejściem w marzenie
i coraz bliżej
wspomnienie”


Zaznaczmy cytatami kilka fragmentów związanych z czasem w naszej człowieczej przestrzeni:

„Wypadły mi z rąk
dni spokojne
(…)
Rozlała się mgła po łąkach –
białe spojrzenie wiśniowego zachodu.”

(Młode wino)Piękne obrazy ale i nostalgia, choć nie ma w niej jakichkolwiek pretensji, żalu za minionymi, czy utraconymi chwilami. To stoickie godzenie się faktem przemijania, łagodność upływu życia. Znakomite w swej prostocie jest stwierdzenie, niby przewrotne, ale wnoszące ważne spostrzeżenie:

„Przez stary zegar

wolniej płynie czas”

(Wędrówki sekund) To syntetycznie ujęta uwaga uczyniona na temat relatywności czasu. Czy miniony czas nie płynie wolniej? Wszak go już nie ma, dawne chwile to piasek przesypujący się w klepsydrze, może piasek zastygnięty na jej dnie.

„Prostuje promienie księżyc,/ przeciągają się zachodnie chmury / zanim noc zetrze z nich / kolory /(…)/ Nie patrz na spłowiałe przeszłe lato, gdy / pada nowy, czysty śnieg.”(Spłowiałe lato). Wyraziste a jednocześnie tajemnicze połączenie mijających chwil z epifaniami natury. To przepływanie cząstek momentów, wyrażających pozorną powolność zmian pór roku, nieuchwytne przeistaczanie się. Chyba, że krajobrazy ogląda się wybiórczo, wtedy nie są to linearne stany obserwacji, nie dostrzega się przemian nas co dzień.

Subtelne wskazanie na nieuchronne ubywanie czasu, wspinanie się ku innym bytom, bo to jednak jakieś nowe byty, niezależnie od eschatologicznego pojmowania naszej egzystencji. I jeszcze taka fraza, jakby summa temporalna: „to już tylko złote liście akacji / na wciąż zielonym mchu /  i to już nawet nie boli” (***dojrzewają słoneczniki).Wzruszające owo „to już nawet nie boli”…

Ważne są dla poetki sens i znaczenie słowa, jakby pragnęła po Norwidowemu „odpowiednie dać rzeczy słowo”. I tak się dzieje: „czekam / szukam słów / wśród słów”.(Poszukiwanie słów)

Słowa to przecież nieograniczony w jego cząstkach budulec. Przecież słów jest wiele, ile więc da się stworzyć z nich kombinacji, by zaistniał komunikat, także liryczny?: „Co mogę zbudować ze słów? / (…) może mur dookoła swych myśli” (Dzikie irysy). Czyli słowa to nie tylko budulec zdań wyrażających określoną treść, to może być także zapora przed wypływaniem treści pomyślanych, obrona przed przeniknięciem swych koncepcji na zewnątrz. Szczególny to mur, obrona przed ucieczką własnych myśli? Może przed szabrownikami pomysłów? Może tak, skoro podmiot liryczny wyznaje: 

 „To słowa / a ja się słów boję / to liście jesienne, piękne i martwe / liście, którymi bawi się wiatr / to kryształy na łące ciężkiej od nasion / klejnoty nadchodzącego dnia.” (Igraszki wiatru). Obawa o słowo, które może ranić, przeistacza się w piękne jesienne przestrzenie, by wyrazić nadzieję na klejnoty budzącego się dnia.

W wierszu Dziwy czytamy: „wróży zimę wiatr / jeżyny cyganki / czarne brwi uniosły / pochyliła sosna ramiona / schylił głowę modrzew / zaszeleściły chusty dąbrowy / sierpień minął.” Sytuacja rodem z poezji Leśmiana; magia natury, w niej owe pyszne „jeżyny cyganki”. Równie osobliwe jak „jałowce o ptasich sercach” (Obraz ciszy).

Tu już niby inny świat, bo inna pora roku: „Więc tak wygląda świat / przykryty śniegiem /

jest noc / pogasły światła w oczach / i dłonie coraz cieplejsze” (Śnieg i noc). I miniatura,  niemal haiku: Zima zaczyna się listopademChociaż nie zawsze brudnym, wietrznym, zamglonym. A czasem po prostu późnojesiennym.” To zapisy stanu raz letniego ciepła, to znów chłodu, leż nie mroźnego, przyjaznego.

„z mokrych skrzydeł gołębia / spływa tęczowa smuga / i pozostaje na mokrym asfalcie”  (Tęczowa smuga). Oraz: „Biegnie cień ptaka / i nagle ginie za załomem skiby.”(Zbiegowie z moich snów). Tęczowa smuga, spływająca z mokrych skrzydeł gołębia i cień ptaka, ginący za załomem skiby to czasy równoległe. Tylko dekoracje różne w tym teatrze ziemskiego kosmosu natury. Jednocześnie to obrazy w swojej dynamice jakby niedostrzegalne. Obrazy te, mimo prawie błyskawicznego zanikania, pozostają w powidoku uważnego czytelnika, jakby pragnęły być utrwalone. I de facto tak się dzieje.  

„Moja dusza / wylęgła się w lipcowe / skwarne popołudnie / (…) / przywarowały białe obłoki, / rzeka lekko wodą szeptała / światło było / i cisza”. I tu następuje komentarz do tego wiersza: „Dla lepszego docenienia własnej ziemi, należy czasem zmienić krajobraz. (…) po powrocie należy porównać z muzyką wikliny przed nadchodzącym zmierzchem” (Lipcowe objawienie). Jest w tomie kilka komentarzy prozą poetycką do wierszy. Choć to w istocie dalszy ciąg danego utworu. Jak i podobne frazy:  „Zadziwiające jest to, że kolorowa przędza zadumy jest słodsza od przejrzałego agrestu” (W drodze do Madrytu). Lub następujące zdanie ze Zwątpienia: „I wtedy budzi się rozterka – czy to wiosna jeszcze, czy byt powolny, a ciężki, złudzenie drogocennego rubinu wyczarowanego w suchej korze przez wschodzące słońce?”

Na końcu zbioru pomieszczono „Moje motto”, to jakby krótki wywiad autorki samej z sobą. Dowcipnie, interesująco a mądrze, daje właściwie same odpowiedzi, pytania są zbędne. Bo gdy mówi: „Brzydzę się… nieszczerości i manipulacji”, o nic więcej pytać nie trzeba.  

Na okładce (wyjątkowy pomysł, projektu Sylwii Tulik) zamieścił swoje słowo redaktor tomu Jerzy Fąfara, porównując poezję do bukietu polnych kwiatów, z którego można wybrać jeden jedyny, by napawać się jego urodą. Pewnie z bukietów Lidii M. Czyż wybrałem poszczególne kwiaty. Ale wiązanki wierszy i tak pozostają bukietami. Zatem jeszcze jeden kwiat, wcale nie polny, może to rozmowa „o bólu kwiatów”, który rozumieć może chyba głównie poeta, pisząc wiersz Złote świece:

„Dwie świece złote
i ja
rozmawiamy w ciszy nocy
ciemnej i ubogiej,
bez gwiazd i bzu.
Rozmawiamy o bólu kwiatów,
które zaufały wczesnej wiośnie,
o bólu słów zamkniętych
i zdań zakończonych.
A obok, bezgłośnie,
przechodzi uśmiech.”

Jan Tulik

*) Lidia Maria Czyż „Spłowiałe lato”, Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2021

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko