Nowe wiersze z dedykacją (2022)
Dwa wiersze dla Anny Nasiłowskiej
po lekturze tomu „Sztuczne światla”
Wciąż Paryż
był nowy rok
nowy wiek
nowe tysiąclecie
ostatnie metro odjechało
czekała mnie wędrówka
a paryż wciąż się cieszył
szampany zalewały
Rue de Rivoli
Sekwana dudniła księżycem
nikt nie czuł
nadciągających wojen
smaku krwi
wolności z korkiem
cynizmu
kiedy szedłem ku peryferiom
było coraz ciszej
coraz duszniej
właściwie każda myśl
zataczała się o paryż
miasto światła
i kolorowej nadziei
musiałem iść
przed siebie
dla siebie
wbrew sobie
potykałem się o wojny
samoloty artylerię
idę już wiele lat
wszystko to
się znów zaczęło
ale nie wiem
kiedy się skończy
małe podróże wielkimi tunelami
paryskie metro ma swoje słońca
w Londynie
underground to królestwo
supernowej
w Berlinie na stacji Mohrenstraße
dyskretnie lśni
bladoróżową czerwienią
marmur Kancelarii
Tysiącletniej Rzeszy
wcześniej była tam
Strefa śmierci
i pewien mur
który zbudował Miasto
w Warszawie
wszystkie mury zburzono
bardziej skromnie
postawiono Wieżowce
zataczamy kręgi solarne
modląc się do podziemi
o kwartalną premię
i szklany chłód
biurowca
kamienie są pospolite
nasze życie
to metro tak samo tętniące niemal wszędzie
tysiącletnia nie wydarzyła się
paryż tęskni
Londyn pokrywa się
dostojeństwem
a w Berlinie znów
paraduje miłość
płoną książki
ponad granicami
trzymamy swoje tarcze
wielkie jabłko
nowojorski sen
kęs nadziei
pusta godzina po Leszku
Leszkowi Żulińskiemu
nasze wiersze złapały zapalenie płuc
pocovidowe delirium tremens
odszedł podmiot liryczny a lirykę
bolą zęby
najważniejsze że armie się zbroją
po zęby
pocovidowo stając
w przeciągu
widzimy tylko to co nam
pokażą na monitorach czujemy tylko
to co nam podsuną
w emocjach
odchodzimy jak zwykle
po cichu
zbieramy garścią okruchy
wrzucamy do popielniczki
wyłączamy komputer
lekka przesada
Adamowi Zagajewskiemu
Kim chcesz zostać synu,
– poetą?
– ależ to lekka przesada
i
Lekka śmierć
nasze śmierci będą zwyczajne
kruche ciasteczka doprawione
owocami
ale tylko suszonymi
jak przystało na słowa
nasze śmierci nie będą się nadawały
do kolekcji trąb Jerycha
niewinność dawno utracona
wraz z Różewiczem i postem
jak przystało na dzieci mistrza
to lekka przesada
parać się lenistwem
słów i paść owce grzechu
na łąkach rozpusty
to lekka przesada
ocierać się o posągi
pomników i burzyć je na nowo
budować swoje
z mas plastycznych
i frustracji
lekka przesada
chwytać tarczę i miecz
poddawać się
o świcie
przesadnie i pod wpływem
kolekcja
Bohdanowi Wrocławskiemu
ta kolekcja wierszy nie ma niczego powiedzieć
idę do Ciebie na peryferie skazania i już wiem
nie spotkamy tam wielu naszych kumpli
którym los kazał się znów przebrać
w nędzarzy i żebraków w poczekalni sławy
i w kruchych rycerzy snu o niepodległej
co podległą się stała
opluta i zdradzona (jak zwykle)
nasze kiepskie wystąpienia niegodne prezydentury
śmieją się i gwiżdżą już niosą taczki wywiozą nas
za płot Hadesu – znowu narozrabialiśmy krnąbrne
marionetki nieczynnego już zakładu pogrzebowego
słów i cieni
co zastąpiły nad Styks
kolejnego wiersza
którego nikt nów nie przeczyta
bo ma ciekawsze zajęcia i zaklęcia
pisarz – brzmi to bardzo dumnie
ale dziś szydercy rozdają karty
namawiasz mnie jak zawsze raz trefl
popieram
w naszym trzy bez atu
padam pod ciężarem zabranych lew
jak stary zmęczony wędrówką lew
ostatnie zwierzę na
sawannie
morze miłości
Jadwidze Walter
mam dla Ciebie nawet ocean
spokojny albo niespokojny
w każdym razie wielki
wraz z naszym zmniejszaniem
się
do rozmiaru łupiny orzeszka
którym dryfujemy dzielnie
po tym oceanie niegodziwości
szczęśliwi
albo bezmyślnie uradowani
każdym promieniem każdym światłem
i każdą konstelacją chmur
stanami błękitu oraz tych wszystkich kolorów
od których zawróciło mi się kiedyś w głowie
i od dawien dawna chcę je tylko
utrwalić
na naszą wieczność
aby w nie patrzeć i patrzeć po każdym
ciągle zakochanym
spojrzeniu
na Ciebie
wiersz siódmy
Andrzejowi Dębkowskiemu
widzisz przyjacielu
w dziwnym świecie
dziwni poeci
piszą dziwne wiersze
które dziwni krytycy
stawiają na coraz dziwniejsze
piedestały
zapewne nad swoimi grobami staniemy razem
jak nad pewną książką
jeszcze nie napisaną o tym dziwnym stuleciu
i tym jeszcze dziwniejszym
które rozgrywa nam się przed oczami jak film
pornograficzny
– są momenty przyjacielu,
W każdym kadrze ktoś komuś gdzieś
podkłada nogę ktoś liczy srebrniki
ktoś odchodzi
by inny ktoś mógł zająć jego miejsce
nie do zastąpienia
wykreślamy z notatnika
kolejne nazwisko
wznosimy smutek
i upijamy się nim
za wieczność
która znowu nam uciekła
balony z helem
Stefanowi Jurkowskiemu
teraz sprzedaję na krakowskim
balony
z helem
niech lecą
do nieba
niech mnie aresztują
jak menela
niech patrzą na mnie
jak w niebo
które się otwiera
kiedy nikt nie płaci
za te kolorowe sny
pisane pod wpływem
za darmo i na przekór
i daremnie wierząc,
że słowa
polecą z nami
ponad chmury
tam gdzie nasze dusze będą
trwać aby lepiej dostrzec
horyzont
horyzont
najważniejszy dylemat
ludzi niepotrzebnych
ludzi z papieru
płonących zbyt często
spalających się od uczuć
i od słów
Widział Ją
Markowi Wawrzkiewiczowi
Marek Wawrzkiewicz
w drodze do Damaszku
spotkał Poezję
nie tę którą wpisuje się w klucz na egzaminach dojrzałości ani nie tę którą dziś wyśmiewają złotouści celebransi i nie tę z tych poezji co dodaje skrzydeł i nad młodość wylatuje w każdej książce oddanej
na makulaturę
Marek Wawrzkiewicz
w drodze do Damaszku
spotkał Ubraną w trzy swetry
Czarny biały i zielony
(a wszystkie straciły kolor)
spała spokojnie jak dziecko
– czy Ty jesteś Piotr – zapytał
– co to jest Prawda – dodał
(już mniej entuzjastycznie)
A to była jednak Ona, miała nieświeży oddech
Pijana tak, że z jej ust wydobywał się jakiś
Uczelniany bełkot
w kłakach rudej brody (jak Conchita Wurst)
sponiewierana brudna z obwisłymi
piersiami
Marek Wawrzkiewicz
Odchodził pomieszany
Oddalił się
Uciekł
W domu umył ręce
ale to nic nie dało
dziesiątego dnia Bóg
samemu sobie
odpoczął albo poszedł na ryby
(nic nie złowił, bo to było lodowisko)
w każdym razie ósmego dnia poszedł na kosmiczny bazar
dziewiątego kupił strzelbę a jedenastego
spojrzał na swoje Stworzenie i przymierzył
– a niech was wszystkich (…)
Mruknął nie mogąc uwierzyć
Że to
Co stworzył
stało się karykaturą samej siebie
tego wam nikt nie powie
no wiecie
przecież boga nie ma
wszystko to są bajki
opium dla mas
pokraczny zdeformowany toksyczny
umierający jak wszystko inne
wszechświat
najpiękniejsza ze wszystkich znanych mi
karykatur
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl
Andrzeju, jesteś WIELKI a nawet większy niż WIELKI! Świetne te Twoje dedykacje! Co chwilę mnie zatrzymywały, urzekały metaforyką, zwłaszcza że znam wszystkich uhonorowanych przez Ciebie twórców. I Jadwigę też!!!! Gratuluję!!!!!!