Piotr Wojciechowski – O LECZENIU BĄBLOWICY

0
124

   Na parę czerwcowych dni, na święto Bożego Ciała pojechaliśmy do małopolskiego podgórskiego miasteczka. Przyjął nas pod swój dach przyjaciel z dawnych lat. Przeszedł na profesorską emeryturę, porzucił wielkie miasto, aby wrócić do domu wybudowanego przez ojca jeszcze w latach dwudziestych. Jego ojciec był rzemieślnikiem – przedsiębiorcą, człowiekiem wielu umiejętności i ciężkiej pracy. Mój przyjaciel podniósł dom z ruiny i zaniedbania, a teraz urządza go i unowocześnia. Ma wspaniały warsztat po ojcu, uzupełnił go setką świetnych elektronarzędzi. Stał się stolarzem,  elektrotechnikiem, ślusarzem, zna się nie tylko na materiałach, klejach, okuciach. Nawiązał kontakty z miejscowymi majstrami, doradzają sobie wzajemnie, a nieraz i pomagają.  Nie tak dawno był lubianym przez studentów wykładowcą, powoływanym do ważnych gremiów ekspertem. W tych gremiach jego głos nie był wysłuchiwany. Rozmowy z moim przyjacielem są ciekawe jak dawniej, ale zmartwiło mnie, że zgorzkniał, stał się pesymistą. Wyczułem, że konkret tego, co dzisiaj robi, plus wiedza politechniczna, uczyniły go bezlitośnie krytycznym w stosunku do głosu mediów. Uznał, że to tendencyjny bełkot. Racjonalność i solidność roboty przy instalacji ogrzewania podłogowego w łazienkach to coś skutecznego i uporządkowanego. Patrząc z tej perspektywy trudno mojemu przyjacielowi ocenić pozytywnie sytuację, jaką stwarzają jego pracy i rodzinie warunki zewnętrzne – podatki, stan służby zdrowia i szkolnictwa, finanse publiczne, zapóźnienia w budowie mieszkań. Dlatego przestał oglądać telewizję. Zaproponował nam, abyśmy na czas wizyty zrezygnowali z telewizyjnej informacji. Zamiast tego pokazywał nam przez parę wieczorów odcinki południowo-koreańskiego serialu historyczno-miłosnego pokazującego ten kraj w XIV wieku.  To było uspakajające mimo gwałtowności walk na miecze i krwawych bitew angażujących tysiące statystów. Trup słał się tam gęsto, ale to wszystko było kostiumowym spektaklem. W uzupełnieniu przyjaciel opowiadał o  Korei Południowej, jest tym krajem zafascynowany. Mówił o skuteczności demokracji, o dobrym stanie myśli technicznej i gospodarki w tym kraju, o postępach chrystianizacji protestanckiej i katolickiej.

   Jeszcze w drodze powrotnej  do Warszawy, w czasie tych pięciu godzin w pociągu, dopadła mnie refleksja o tragedii Korei. Oto obywatele południowej części korzystają z cywilizacyjnego postępu, z rozwoju kultury szanującej tysiącletnią tradycję i z  demokratycznego współrządzenia – ale cały czas mają świadomość, że tam na północy ich rodacy zostali wkręceni w machinę absurdu, kłamstwa i krzywdy zarządzaną przez  autorytarny aparat władzy. Przez reżym, jaki nie ma w sobie równego na całym globie. Na Południu wiedzą wiele o tym, co się dzieje na Północy. A jednocześnie  mają świadomość, że bratni lud Korei Północnej żyje w szczelnej bani kłamstwa, w potwornym bąblu fałszu. To musi być świadomość, która na piersi koreańskiej demokracji siedzi ciężarem podobnym do Leśmianowskiego Dusiołka.

   Wróciłem do Warszawy, obejrzałem trochę informacyjnych programów telewizyjnych i pomyślałem sobie, że i u nas można rozpoznać wiele symptomów informacyjnej bąblowicy. Opozycja i ugrupowanie rządzące mają wpływ na przekaz medialny, a to skutkuje powstaniem dwu społeczności o różnych świadomościach. Co prawda nie dzieli ich 38 równoleżnik i zaminowane pasmo strzeżonej zbrojnie granicy, ale w praktyce coraz częściej spotykam sytuacje towarzyskie, w których umiłowanie harmonii i łagodności wyklucza poruszanie wielu tematów. Zbyt powszechnie znany jest ten mechanizm, abym chciał się na nim zatrzymywać.

 Moi rodzice zawarli ślub w Poznaniu w 1934 roku. W tym samym roku ukazała się książka, która powstała także w Poznaniu, a którą autor poprzedził taką dedykacją: Książkę tę poświęcam Rogerowi Hrabiemu Raczyńskiemu jako jednemu z tych nielicznych „ludzi mądrych a dobrych”, którzy z głębokim zrozumieniem przeszłości i przywiązaniem do dorobku kulturalnego starych społeczeństw łączą śmiały optymizm względem nowych możliwości, miłość do młodych pokoleń i wiarę w ich zdolności twórcze.

 Odziedziczyłem po rodzicach to dzieło, mocno zaczytane. Zdaje się, studiując wydział lekarski musieli spotkać się z autorem na egzaminie. To nie dzieło medyczne, to książka  o nas. Nosi tytuł „Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości”. Piszę o nas, bo to my właśnie jesteśmy przyszłością, którą przewidywał w roku 1934 profesor Florian Znaniecki, przyszłością, która się tak, a nie inaczej wydarzyła światu. Znaniecki napisał ją po dwu latach studiów prowadzonych na uniwersytetach amerykańskich wspólnie z dużą ekipą miejscowych socjologów. Te studia był nadzwyczaj konkretne – ich przedmiotem były setki życiorysów ludzi różnych środowisk. Badał więc, jak się ludziom potoczyło życie od narodzin po zgon. Wspominam tu dzieło Znanieckiego, bo istnienie izolowanych bąbli informacyjnych sprzyja bardzo złym zjawiskom – wojnom, terrorowi, korupcji. Sprzyja temu, aby ludziom życie potoczyło się źle.

  Kilka dni po powrocie do Warszawy odwiedziła nas przyjaciółka od dziesięcioleci mieszkająca w Stanach Zjednoczonych, ale dość często wracająca do Starego Kraju. Ucieszyła się, że nie podjęliśmy jej ciastem i lodami, ale tym, czego jej brak za wielką wodą – bobem, białym twarogiem i śledziem z beczki. Tematem pogawędki były zmiany w jej kraju osiedlenia – tam też zachodzą podziały polityczne warunkowane w znacznej mierze irracjonalnie, emocjami, plotką i medialną manipulacją. Co dziwniejsze, ogromna ilość ludzi o wysokim poziomie wykształcenia poddaje się zamknięciu w informacyjnych bąblach – okazują się tak bezbronni, jak analfabeci z Południa. Rozmawialiśmy też o wojnie w Ukrainie i trochę pokłóciliśmy się. Nasza przyjaciółka była tu w Warszawie, w dawnym Domu B-ci Jabłkowskich na spotkaniu z trójką rosyjskich intelektualistów, emigrantów politycznych. Zachwyciła się ich humanistycznym podejściem do milionów Rosjan wspierających agresję Putina. Emigranci dowodzili, że trzeba te uwięzione w bąblu kłamstwa tłumy zrozumieć i rozgrzeszyć, trzeba litować się nad tymi, którzy boją się poznać prawdę, bo gdyby ją poznali – musieliby poczuć się źle w swoim własnym ukochanym kraju. Na to nie mogłem się zgodzić. Zrozumieć – tak. Ale niechże się poczują źle! Niech poczują w gardle popiół kłamstwa, które ich dusi. Może wtedy zaczną go wypluwać.

Wojna w Ukrainie ma swój front na polach mózgowej substancji u nas, także na Wschodzie, w Ukrainie i w Rosji. Uszczelnianie bąbli tu jest równie ważne dla obydwu stron jak zasilanie frontu amunicją, paliwem i mięsem armatnim w plamiastych mundurach. Przypominam te oczywistości  dlatego, że chciałbym przekazać swoje przekonanie o związku sprawy ludzkiej dusz uwięzionych w bąblach ze sprawą bardzo materialną – technologia przygotowania  i przekazywania tekstu i obrazu jest w burzliwym rozwoju. Manipulatorzy mają dzięki technologii coraz doskonalsze narzędzia do uszczelniania bąbli i do wypełniania ich treścią – coraz bardziej lepką, świetnie lgnącą do tych mózgowych zwojów. Nie sądzę, aby to była dobra wiadomość.

   W książce Znanieckiego o parę lat starszej ode mnie szukam jakiejś rady na te opisywane dziś sprawy informatycznego brania w jasyr. W rozdziale o „osobowości społecznej” czytam: „Mamy w każdem społeczeństwie trzy główne klasy kręgów, w których jednostki spędzają dzieciństwo i młodość: kręgi wychowawcze, jak rodzina i szkoła, kręgi pracy, jak gospodarstwo rolne, warsztat, fabryka, i kręgi bawiących się rówieśników, które nazwiemy po prostu kręgami zabawy.”  W oparciu o ten podział Znaniecki proponuje socjologiczną kategorię ludzi dobrze wychowanych „którzy całe dzieciństwo i młodość przeżyli pod przemożnym wpływem kręgów wychowawczych… i których zabawy w kręgach rówieśników znajdowały się też pod wychowawczą kontrolą.” Ludziom dobrze wychowanym poświęca Znaniecki cały rozdział, zacytuję z niego tylko pierwsze zdanie. „Kręgi wychowawcze wyróżniają się z pośród wszystkich kręgów społecznych tem, że wyraźnie lub domyślnie usiłują przygotować osobnika do przyszłego odgrywania ról społecznych w innych kręgach.”

   Podstawmy sobie w miejsce „innych kręgów” inne bąble informacyjne – wtedy możemy zrozumieć, że terapia informacyjnej bąblowicy będzie bardzo trudna przez ostry deficyt ludzi dobrze wychowanych – w rozumieniu Znanieckiego. Sztuka  bycia razem z ludźmi innej prawdy, innego języka, innej hierarchii, to owoc dobrego wychowania, sztuka rozmowy z ludźmi innych przekonań, wyznań, orientacji, kultury, to również owoc dobrego wychowania.

Zanim się tego nie zrozumie, zanim się tego nie przepracuje społeczną praktyką, wszelka rozmowa o reformie szkolnej, wszelkie zabiegi o rodzinę wychowującą będą tylko fałszem.  A fałsz to świetny klajster do uszczelniania bąbli informacyjnych. Jeśli braknie tych, który potrafią z elegancją i życzliwością przenikać przez coraz lepsze uszczelki, nie ma co marzyć o pokoju społecznym, o jedności. Sam strach przed wojną nie pomoże.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko