Ptaki śpiewają w Kigali
Liczba naturalna
Piszczele oraz pęki żeber
potłuczone chińskimi maczetami
po dziesięć
centimów za sztukę
teatr jednego aktora
kotłowanie mięsa hemoglobiny szpiku i wody
kość strzałkowa właściciela
który nawet nie zdawał sobie sprawy z jej posiadania
mostek wujka spojenie syna
i miednice dwóch niewiedzących o sobie kochanków
tej samej dziewczyny
obojczyk preceptora i lędźwie ucznia
równanie chrząstek i palców
wbitych w ułamek czaszki
ciała dyskutują z powietrzem na temat rozkładu pierwiastków
ale zawsze brak im ostatecznych argumentów
tutaj arytmetyka to nauka humanistyczna
Raport z działalności himalajskiej
Wyruszyłem z bazy
założyłem raki i uprząż
poznawałem arkana wspinaczki
uczyłem się posługiwania czekanem
wkręcania śrub w lód
asekuracji partnera
trudnej sztuki zaufania
rozbijałem obozy
pierwszy drugi trzeci
im wyżej tym krótszy oddech
z niepełną aklimatyzacją
przebywałem w nowych warunkach
podążam przez kolejną grań
w strefę bez powrotu
z chorobą wysokościową
przenoszoną z ojca na syna
Wygnańcy
Spoglądam na rzucany cień
wiedząc że orzeł
to tylko złączone dłonie
na tle ściany
Wzywali go imionami wielu
językami które oplotły wieżę Babel
Widziałem jak dusza ulatuje z ciała
i ciało oddaje się żądzom bez duszy
Beczkę soli zjadłem
z Judaszem
Zerwałem owoc
zostając
banitą z Edenu
Wyprostowałem się
nie porzucając swego garbu
Ja Cezar który kieruje kciuk
Szczęście
Codzienność
to drzewo sandałowe
szafran
i olejek różany
który rozsmarowuje po twojej twarzy
choć to masło na powszednim chlebie
Zapach
słyszę go
dotykam
widzę
powonienie byłoby zbyt prozaiczne
i banalne
Nasze życia są godne największych piór
doskonałe sztuki teatralne
w których najmniej spodziewany
moment
to zazwyczaj idealna chwila
na punkt zwrotny
Larwa jest motylem
dopóki nie zauważy
że nigdy nie miała skrzydeł
Moja ewangelia
W wolnej przestrzeni
zwanej możliwościami
trwają jak nieśmiertelny mit
całe stosy zakurzonych apokryfów
pełne stronice
opisów postaci i zdarzeń
niemal tak rzeczywistych
jak dokonany wybór
życie
które istnieje
nie odbywając się
dopisków na marginesie
poza mną nie przeczyta nikt
momenty mitogenne
odrzucić
niczym wcześniejsze
warianty i poprawki wiersza
jedna wersja
własny sobór
oficjalnie: tu i teraz
Revisit
Ze wszystkich krain odmalowali
tę jedną – najczystszą
alabaster
zawieszone kryształki oddechu
delikatne pociągnięcia
akwarelę głosu
źródlaną wodę ust
i niespokojne oczy
głębokie jak bezdenne górskie jeziora
Czytali Kalevalę drżących dłoni
kreśląc bladą brzozę skóry
spłoszone chiaroscuro zorzy
niby postacie z płócień Gallen-Kalleli
słysząc
dzwoneczki w spadających płatkach śniegu
imię
które w wietrze niosła pieśń
przekładali na opustoszały nieboskłon
odbicia gwiazd
pozostałe na powierzchni stawu
Tak jakby raz zerwany owoc
odłożyć z powrotem na drzewo