DZIEŃ SŁOŃCA
W dzień Słońca,
kiedy z głosem jak pierwszy brzask
powracają żurawie,
rozsypane w przestrzeni
niby pyłki srebrnego czasu
odblaski rosy na wysokich kłosach
pod niebem otwartym
uśmiechem Madonny z obłoku,
przenikają lśnieniem środek kwiatu,
który Ona przybliża do opalonej twarzy –
tu na herbacianych wyspach,
wciąż jeszcze pod osłoną otoczonych światłem
liści drzew, zamknięta w ogrodach Ziemi
jak w kropli miodu
***
Miłością mnie ubrał –
jak z ciała jest ciało
tak suknia, którą mi dal Ukochany
jest piersią moją
i talią
MELODIE JUDEI
Oto mozaikowe
Civitas Dei
bazyliki snów
i piaskowego miasta,
którego bramy
obrysowane słońcem
prowadzą na targi
pachnące miętą,
wzdłuż ulic krętych
jak melodie Judei,
nad którymi zielone niebo
ogrodów oliwnych,
a tam oddech pielgrzymów
z zamorskich światów,
skąd przynoszą kapłańskie
talizmany kryjące
w twardym wnętrzu
minione światła
jak małe łzy
bursztynu
CISZĄ
Romańska kaplica
od wschodu jaśniejąca promieniem
w którym migoczą krople pyłu…
i chorał
Kyrie Eleison
że ponad słowem słyszę
szmer wzlatywania
kamiennych aniołów
że moje oczy wchłaniają
ruchliwy płomień
świecy
że moje usta otwierają
odgłos świata przy wznoszeniu
psalmów
a przecież wiem że być jest ciszą
tabernaculum
JAKIE
Rozświetlenia
na szklanych sferach
z nich chmury
wielobarwnie kłębiaste
które przesuwają się
w nieistniejący czas
i rozsypują się korale
jakie korale…!
a ja podnoszę małe ziarno
szczęśliwa
że takie
czarne
WE FLORENCJI
Namalowaną Florencję
zasłaniają parasole turystów
spływa po nich serdeczny deszcz
jak cichy płacz tych którzy wczoraj powrócili
we własną jesień
i przegryzając owoc jabłoni
odczuwają jak bardzo daleko jest brzeg Italii
rzeźbionej z najdoskonalszych marmurów
my wszyscy i nasze współczesne drobiazgi
niby te rozżółcone gwiazdy, które powpadały do rzeki Arno
(wystarczy dla naszej niewidzialności)
W zeszycie podróżnika pozostaje długa linia
jak nasze imię
zakreślone grafitem
DZIEŃ W KATOWICACH
Długo słyszymy ciszę dymu nad kominami
fabryk jak czarne rysunki
węglem na nierównym płótnie
z popiołów dnia
czas jakby utkwił
w szarej kuli
poniżej
brudni przechodnie
i tramwaje brzmiące jak metal
rozdzierają drogi
na cztery strony
asfaltu
później buty tną błoto
a kiedy blaszane
drzwi prostokątu
w którym mieszkamy
zatrzaskują się
za naszym
tąpnięciem
urywając
swój krzyk
znów
cisza
jest
nie jest
milczeniem
***
Istnieje wyłącznie przeciągłe jutro
gdzie pustka wypełnia pustkę
niczym kosmos
ZACZEKANIE
Czekajmy
tłuste uda masywów otworzą się
ukazując łono doliny
z rzeką o kolorze gliny
Czekając
ułożeni na trawach
będziemy zliczać gwiazdy,
które wybuchły świecąc teraz z niebytu,
a ryby będą kołysać nas do dna
Czekaniem
na gałęziach wokół,
w statycznym dramacie,
znów czerwone jak zmierzch
dojrzeją jabłka opadając na ziemię,
księżyce robaczywe
Wtedy zobaczymy
czarnoleską jesień
w czekaniu na przychodząca
blado przybrana Urszulkę
rozświetloną jak śmierć
GISELLE
Harfa i półksiężyc
ukryty
w koronkowych chmurach
kiedy blask zimnej wilidy
znika w gąszczu mirty,
a książę Albert umiera
ukłuty w dłoń kolcem malej róży
po ostatnim poruszeniu zamkniętej kurtyny,
w niemal dwa wieki później,
kiedy wychodzimy ze złoconych sal opery
widząc odblaski ulicznych lamp na zmoczonym bruku
jesteśmy dziwnie szczęśliwi,
jakby śmierć była piękną
pozą tancerza
opadaniem w świętą biel
i podobnym do oddechu we śnie
unoszeniem się
muślinu baleriny
Ewa kaatrzyna Skorupska – ur. w 1989 r. we Wrocławiu. We wczesnej młodości związana ze sztuką tańca klasycznego, pracowała jako pedagog baletu. Obecnie mieszka we Flandrii, w Belgii.